Wiecie
jak to jest się zakochać, prawda ? Gdy widzisz osobę swojego
zainteresowania ciepło przechodzi przez całe ciało. Oczami
rejestrujesz jak jej wygląd zmienia się z każdym dniem. Myślisz o
niej od przebudzenia, aż po zaśnięcie, ale również w snach nie
daje ci spokoju. Opanowuje cały twój umysł, ale nie masz nic
przeciwko.
Kiedy
okazuje się, że obiekt twoich westchnień odwzajemnia uczucie,
serce wali tak mocno, jakby miało zaraz wyskoczyć z wnętrza.
Poświęcasz tej osobie, każdą wolną chwilę. Staje się
najważniejsza w całym twoim życiu. Nie wyobrażasz sobie dalszej
egzystencji bez niej.
Lecz
gdy znika z twojego życia, zbyt szybko i w tak bolesny sposób,
wszystko w tobie umiera. Tracisz coś co było dla ciebie całym
światem, jedynym promyczkiem nadziei.
Ja
straciłem mój sens istnienia.
Wraz
z wyjazdem Louisa, moje życie zupełnie się zmieniło. Ze
szczęśliwego nastolatka, mającego plany na przyszłość, po uszy
zakochanego, stałem się wrakiem człowieka.
Nie
przespałem żadnej nocy od jego wyjazdu. Męczyły mnie koszmary.
Budziłem się z krzykiem lub zlany potem.
Siadałem
wtedy na parapecie i najzwyczajniej płakałem jak dziecko. Owszem
obiecał, że po mnie wróci, ale nie miałem tej stu procentowej
pewności, że dotrzyma słowa. Wierzyłem mu, ale z każdym dniem
traciłem nadzieje.
Sama
myśl, że nigdy miałbym już nie zobaczyć tego błysku w
cudownych, lazurowych tęczówkach, olśniewającego, szerokiego
uśmiechu, którym obdarowywał mnie każdego dnia. Tego idealnie
wyrzeźbionego ciała, doprowadzającego mnie do rokoszy...
Wzdrygałem
się wspominając jak mierzwił mi loki, delikatnie obejmował moje
policzki ciepłymi dłońmi, jak całował moje nagie ciało.
Chociaż
minęły już trzy miesiące od jego wyjazdu, wspominając o nim
czułem ciepło jego oddechu na swojej szyi, czułem smak jego ust z
taką pasją całującą moje spragnione wargi.
Tego
wieczoru, gdy w pośpiechu pakował swoje rzeczy wziąłem jedną z
jego ulubionych bluzek w paski. Cała była przesiąknięta jego
słodkim zapachem. Po przyjściu do domu złożyłem ją i schowałem
w bezpiecznym miejscu. To jedyne, co mi po nim zostało. Miałem
cząstkę jego przy sobie.
Mając
cokolwiek należącego do niego czułem się lepie, tak jakby był
przy mnie.
Ojciec
każdego wieczoru wzywał mnie do siebie do gabinetu. Na początku
rozpoczynał spokojną rozmowę. Tłumaczył, że zauroczenie Louisem
było czymś jednorazowym, że to nie było prawdziwe uczucie. Mówił,
że mężczyźni mogą darzyć miłością tylko kobiety. Za każdym
razem protestowałem, krzyczałem, nie dawałem się omamić.
Wiedziałem jaki ma w tym cel.
Na
początku tylko krzyczał, lecz z czasem posunął się do przemocy.
Ledwo zdążyły zniknąć sińce po tamtym pamiętnym dniu, a ich
miejsce już zajmowały nowe. Znacznie większe fioletowych plam
zagościła na moich ramionach, plecach, brzuchu i nogach.
W
szkole unikałem ćwiczenia na zajęciach sportowych. Bałem się, że
ktoś może cokolwiek zauważyć.
Od
rozpoczęcia roku minęły dwa miesiące. Wszyscy w klasie
zaprzyjaźnili się ze sobą, wykluczyli tylko mnie.
Na
lekcjach siedziałem sam. Nikt się do mnie nie odzywał. Szczerze
przyznam pasował mi ten układ. Nie szukałem nowych przyjaciół.
Miałem nauczkę. Przez Emme i Zayna zacząłem inaczej patrzeć na
niektóre sprawy. Przestałem się przejmować tym jak postrzegają
mnie inni.
Idąc
po korytarzu widziałem pogardliwe spojrzenia rówieśników. Nie
wiedziałem o co im chodzi. Możliwe, że dotarły do nich jakieś
plotki na temat mojej osoby, ale w to wątpiłem. Nikt oprócz mnie i
Lou nie wiedział o naszym związku. On nie miał tu przyjaciół ,
zresztą tak jak ja. Ale szkoła to był mój najmniejszy problem.
Kilka godzin posiedziałem na lekcjach, udając zainteresowanie i
wracałem do domu. Tam dopiero zaczynało się najgorsze.
Póki
miałem zajęcie moje myśli odbiegały od Louisa. Uśmiechałem się,
czasem żartowałem, ale wystarczyło, że zamknąłem za sobą drzwi
w pokoju i wszystko wracało ze zdwojoną siłą.
Pewnej
nocy już nie wytrzymałem. Znów siedziałem z gitarą na łóżku
śpiewając piosenkę , która niedawno napisałem. Była to pierwsza
piosenka mojego autorstwa. Łzy leciały z moich oczu strumieniem.
Przepełniał mnie ogromny ból. Tak bardzo tęskniłem. Marzyłem by
kiedykolwiek móc znowu go spotkać i zaśpiewać mu tę piosnkę.
Była skierowana do niego. Najważniejszej dla mnie osoby na całym
świecie.
Can't
believe your packin' your bags
Tryin' so hard not to cry
Had the best time and now it's the worst time
But we have to say goodbye
Don't promise that you're gonna write
Don't promise that you'll call
Just promise that you won't forget we had it all
Cause you were mine for the summer
Now we know its nearly over
Feels like snow in september
But I always will remember
You were my summer love
You always will be my summer love
Wish that we could be alone now
If we could find some place to hide
Make the last time just like the first time
Push a button and rewind
Don't say the word that's on your lips
Don't look at me that way
Just promise you'll remember
When the tide is grey
Cause you were mine for the summer
Now we know its nearly over
Feels like snow in september
But I always will remember
You were my summer love
You always will be my summer love
So please don't make this any harder
We can't take this any farther
And I know there's nothin' that I wanna change change...
Tryin' so hard not to cry
Had the best time and now it's the worst time
But we have to say goodbye
Don't promise that you're gonna write
Don't promise that you'll call
Just promise that you won't forget we had it all
Cause you were mine for the summer
Now we know its nearly over
Feels like snow in september
But I always will remember
You were my summer love
You always will be my summer love
Wish that we could be alone now
If we could find some place to hide
Make the last time just like the first time
Push a button and rewind
Don't say the word that's on your lips
Don't look at me that way
Just promise you'll remember
When the tide is grey
Cause you were mine for the summer
Now we know its nearly over
Feels like snow in september
But I always will remember
You were my summer love
You always will be my summer love
So please don't make this any harder
We can't take this any farther
And I know there's nothin' that I wanna change change...
Nie
mogłem po raz kolejny powstrzymać łez. To mnie przerosło.
Wyjąłem
żyletkę z szafki w łazience. Zamknąłem za sobą drzwi i
zakluczyłem. Usiadłem na zimnych płytkach.
Jeden
ruch, drugi , trzeci, czwarty.... i tak kilkanaście razy. Nacinałem
skórę nadgarstka i jasno czerwona ciecz wypływała z głębokich,
długich ran. Ból który sprawiała mi ta czynność była niczym z
tym jaki sprawiało mi wspominanie tego przystojnego 19-latka.
Myślałem że jestem silny.
Myślałem że dam sobie radę. To ja kazałem mu wyjechać. Ale
wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że to było jedyne sensowne
rozwiązanie tej sytuacji. Ojciec prędzej zabił, by nas, niż
pozwolił byśmy byli razem.
Zniszczył
mi życie. Pozbawił mnie wszystkiego co dla mnie najważniejsze.
Najpierw
odseparował mnie od mamy teraz znęcał się nade mną i psychicznie
i fizycznie, tylko dlatego, że pokochałem kogoś tej samej płci.
Był zbyt ślepy, by zrozumieć jak wielka i wyjątkowa więź
łączyła mnie z Tomlinsonem. Rozumieliśmy się bez słów. Byliśmy
dla siebie stworzeni.
A
teraz ? Po raz kolejny siedzę pod ścianą skulony, z opuchniętymi
od płaczu oczami, z pociętą, zakrwawioną ręką. Było mi trudno,
tak cholernie trudno i ciężko.
Tak
bardzo chciałbym usłyszeć jego głos. Dowiedzieć się co u niego.
Jak się trzyma. Czy tęskni tak samo jak ja. I co najważniejsze czy
wróci do mnie ?!
Po
chwili dotarł do mnie jeden fakt. Od kilku godzin byłem sam w domu.
Ojciec z Kelly i Chrisem pojechali na przyjęcie.
Wybiegłem
niczym strzała z pokoju i zbiegłem po schodach o mało nie spadając
z nich. Rozejrzałem się po salonie. Niestety nie było tam tego,
czego szukałem. Wpadłem do kuchni. Omiotłem ją wzrokiem. Znowu
nic nie znalazłem. Już zrezygnowany chciałem wychodzić, lecz w
ostatniej chwili na ścianie dostrzegłem wiszący obiekt moich
poszukiwań.
Chwyciłem
za słuchawkę, wybrałem dobrze znany mi numer i cały
podenerwowany, a z drugiej strony szczęśliwy czekałem na sygnał
połączenia.
Po
trzech sygnałach usłyszałem zachrypnięty, ale jakże seksowny
głos:
-Halo
? Halo jest tam ktoś ?
-Heej
Lou. - wyszeptałem przez zły szczęścia.
*Oczami
Louisa*
Kolejny
ponury dzień w Londynie. Kiedyś to miasto wydawało mi się takie
barwne i radosne. Teraz każdy dzień tutaj przyprawiał mnie o
nudności. Rutyna mnie przytłaczała. Od rana zajęcia na uczelni.
Później kilka godzin w kawiarni, nauka do późnej nocy, chwila na
sen i tak w kółko. Ale to nie było najgorsze.
Nie
mogłem przestać myśleć o Harrym. Przed oczami wciąż stawał mi
obraz jego pobitej, zakrwawionej twarzy. Przepełnionej bólem,
cierpieniem i troską. Ten wspaniały, zawsze radosny i pełny
optymizmu chłopak, wyglądał jak siedem nieszczęść. A ja idiota
go tam zostawiłem.
Od
mojego wyjazdu nie kontaktowaliśmy się. Dzwoniłem wiele razy na
jego numer lecz nikt nie odbierał. Po dwóch miesiącach dałem
sobie spokój.
Nie
byłoby dnia w którym nie myślałbym również nad obietnicą którą
mu złożyłem. Obiecałem wrócić i zrobię to. Nie ma opcji bym
dał za wygraną. Będę walczył o naszą miłość. Jest wyjątkowa
i nikt nie może temu zaprzeczyć.
Wspomnienia
nie dawały zapomnieć o nim ani na chwilę. Idąc po mieście
mijałem wielu ludzi. Moją uwagę zawsze zwracały uwagę osoby o
pokręconych włosach. Zawsze przyglądałem im się mając nadzieję,
że może kiedyś jedna z tych osób okaże się moim najukochańszym
Loczkiem.
Miałem
wyrzuty sumienia. Gdybym wtedy nie zgodził się na ten jakże
cudowny stosunek, Emma nie miała by dowodów na to, że coś nas
łączy. Nie pokazałaby ojcu Harrego tych nieszczęsnych zdjęć i
teraz mógłbym cieszyć się swoim chłopakiem.
Harreh
nie zasłużył na to całe zło, które doznał od losu. Najpierw
rozwód rodziców, a teraz to. Wiem jakim uczuciem mnie darzy. Ja
czuję dokładnie to samo.
Cierpiał
a ja razem z nim. Każdego wieczoru przeglądałem zdjęcia, które
robiliśmy sobie niedługo przed rozstaniem. Oboje wyglądaliśmy na
bardzo szczęśliwych, bo wtedy właśnie tacy byliśmy. Przepełniała
nas wzajemna miłość. Żaden z nas nie podejrzewał, że to się aż
tak szybko skończy. Łzy niemiłosiernie cisnęły się do moich
oczu. Wcześniej starałem się je powstrzymywać i nie pokazywać
swojej słabości, ale teraz nie zważałem na nic.
Tęskniłem,
z każdym dniem coraz bardziej.
Pragnąłem
po raz kolejny poczuć łaskotanie loków na swojej szyi, gdy wtulał
się w nocy we mnie. Chciałem poczuć jego usta na swoich, tak
bardzo już spragnionych jego dotyku. Chciałem zobaczyć szeroki
uśmiech i dołeczki nim wywoływane, na twarzy Harrego. Jaka nie
byłaby dla mnie nie miła sytuacja, wystarczył jeden uśmiech tego
małolata, a ja już śmiałem się razem z nim. Zarażał optymizmem
i dzięki niemu moje życie znów nabrało sensu. Dzięki niemu
zapomniałem o bólu i zmartwieniach. Zawsze powtarzał, że trzeba
żyć chwilą, bo życie jest za krótkie, by martwić się
najmniejszymi głupotami.
Dawał
mi takie rady, a sam się do nich nie stosował. Przejmował się
każdym słowem krytyki, każdym źle zrozumianym gestem. Podczas
naszego krótkiego związku, wiele razy zdążyliśmy się pokłócić
i zranić, ale po burzy zawsze wychodzi słońce, czyż nie ?
Daliśmy
sobie w tak krótkim czasie tyle szczęścia, dobra i przyjemności,
że trudno to sobie wyobrazić. Nigdy przy nikim, nawet przy Niallu
nie czułem się taki wyjątkowy i kochany. Młody Styles kochał
mnie całym sercem i duszą, dokładnie tak jak ja jego.
Za
każdym razem patrząc w jego zielone, hipnotyzujące oczy,
zachodziłem w głowę, jak taki chłopak jak on mógł obdarzyć,
takiego zwykłego, niczym nie wyróżniającego się kujona, tak
silnym uczuciem.
Na
same wspomnienia wstrząsnęła mną kolejna fala płaczu. Nie
radziłem sobie, a chociaż w ten sposób dawałem upust wszystkim
swoim emocją, które kłębiły się w moim wnętrzu.
Po
wielu godzinach męczarni udało mi się uspokoić. Wstałem z łóżka.
Było już bardzo późno i powinienem już spać, ponieważ
zaczynałem zajęcia bardzo wcześnie. Jednak nie byłem w stanie.
Podszedłem do dużego lustra stojącego w rogu pokoju.
Przeraziłem
się na widok chłopaka w odbiciu.
Miejsce
uśmiechniętego, ubranego zawsze w kolorowe spodnie i bluzki w
paski, zajął chłopak o czerwonych, podkrążonych oczach, od
płaczu i nieprzespanych nocach. Ubrany w za duże jeansy i koszulkę.
Od
dalszego wpatrywania się w tego załamanego chłopaka, wyrwał mnie
dźwięk telefonu. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałem.
-Halo
? - powiedziałem po chwili. - Halo ? Jest tam ktoś? - nadal cisza.
Już chciałem się rozłączyć, ale usłyszałem głos na którego
dźwięk serce przestało mi bić.
-Heej
Lou.
-Harreh
? - wyszeptałem powstrzymując łzy.
-Tak
Lou. Tęsknie za tobą. Proszę zabierz mnie stąd. Nie wytrzymam
dłużej. - czułem jakby serce mi pękało. Ton jego głosu i ból
wymieszany z rozpaczą, spowodował, że łzy w coraz większej
ilości skapywały z mojej twarzy.
-Harreh.
Ja zabrałbym cię choćby jutro, ale nie mogę. Wiesz, że twój
ojciec mi na to nie pozwoli. Jeśli by nas przyłapał oberwalibyśmy
obydwaj. Nie zniósł bym myśli, że przeze mnie coś ci się stało.
-Louis...
on nadal mnie bije. Nie przestał. Próbuje przekonać mnie, że
nasze uczucie jest chore. Że nie można kochać osoby tej samej
płci. Sprzeciwiałem się temu, a on... - urwał i słyszałem jak
szlocha.
-
Bez względu na to, co będzie się dalej działo pamiętaj, że
jesteś dla mnie wszystkim. I nie wierz w ani jedno słowo twojego
ojca. To co jest między nami jest czymś wyjątkowym.
-Proszę,
błagam wróć.
-Zrobię
to jak najszybciej. - przyrzekłem. - Ale ja też chcę cię o coś
poprosić kochanie.
-Zrobię
co tylko zechcesz.
-Nie
płacz już więcej. - poprosiłem. - Nie mogę znieść myśli, że
cierpisz. Mnie też dużo kosztuje ta sytuacja, a to nie ułatwia mi
dojścia do siebie.
-Dobrze
Boo. Jednak ja wymagam tego również od ciebie.
-Kocham
cię Harreh.
-Ja
ciebie mocniej Lou.
-Mogę
dzwonić na ten numer ? - zapytałem mając nadzieję, że będziemy
mieć chociaż jeden sposób na kontaktowanie się.
-Nie...
tata mógłby odebrać. Ale mam pomysł. - urwał. - muszę teraz
kończyć. Przyjechali. Skontaktuje się z tobą. Trzymaj się Louis.
Tęsknie za tobą.
-Ja
za tobą też Harry.
Po
tych słowach usłyszałem sygnał zakończonej rozmowy. Opadłem na
podłogę. Spojrzałem na wyświetlacz, gdzie było zdjęcie moje i
Harrego, całujących się.
Wiem,
że obiecałem, że nie będę płakał, ale to były łzy szczęścia.