sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 20


*Paczałkami Harry'ego*

Londyn to miasto w którym dorastałem, wychowywałem się, przeżywałem pierwszą miłość, odnalazłem przyjaciół, chodziłem do szkoły. Z tym miejscem wiązało się wiele miłych wspomnień, ale nie zabrakło i tych złych. Jednak w tym momencie nie potrafiłem o tym myśleć. Rozkoszowałem się wspomnieniami z poprzedniej nocy. Znów odciąłem się od świata i skupiłem na jednej jedynej rzeczy, a właściwie osobie.

Promienie słoneczne przedostające się przez zasłony, padały na porcelanową twarz Louisa. Jego skóra mieniła się jakby została wykonana z wysokiej klasy diamentów. Badałem każdy centymetr jego twarzy. Szukałem zmian jakie w nim zastąpiły od ostatniego spotkania.
Dopiero teraz zauważyłem, że lekko podciął włosy. Nie zasłaniały mu już połowy twarzy i grzywka nie wpadała do oczu. Najwidoczniej schudł, ponieważ nie tylko jego ciało stało się bardziej drobne i kruche, ale również twarz dostała ostrzejszych, bardziej męskich rys.

Obserwowałem jak jego usta wyginają się w delikatnych uśmiechu, gdy opuszkami palców przejeżdżałem po jego nagiej klatce piersiowej. Od czasu do czasu dało się usłyszeć ciche pomruki wydobywające się z lekko rozchylonych, ponętnych warg. Doprowadzał mnie tym do szaleństwa, od razu miałem ochotę wpić się w te malinowe usta i miażdżyć je swoimi, ale nie chciałem go wybudzić ze snu. Tak słodko i niewinnie wyglądał. Nie miałbym serca gdybym to uczynił.
Zamiast tego, zacząłem wspominać to co zdarzyło się ostatniej nocy.
Znów czułem jego gorące, rozpalone ciało pod sobą. Znów słyszałem jęki i krzyki Louisa, kiedy prosił, wprost błagał bym wchodził w niego mocniej. Czułem podniecenie tak wielkie jak nigdy dotąd. Teraz gdy byłem już pewny swoich uczuć do tego chłopaka, odczuwałem wszystko ze zdwojoną siłą. To nieopisane uczucie i mówiąc, że było wspaniale obraził bym nie tylko siebie, ale i Louisa.

Leżałem tak długie godziny nie robiąc nic innego oprócz wpatrywania się w niego. Mógłbym tak spędzić resztę życia, by tylko móc czuć jego obecność przy sobie. Jednak nie chciałem tracić całego dnia, a raczej kilku godzin, które zostały nam, by móc się sobą nacieszyć. Przy nim każdy dzień, tydzień, miesiąc, rok był zbyt krótki.

Zwlekłem się z łóżka tak, by nie obudzić mojego skarba. Pozwoliłem sobie pożyczyć świeżą parę bokserek i jedną z większych koszulek Louisa. W ciągu tych ostatnich miesięcy zdecydowanie przerosłem mojego chłopaka, co bardzo mi pasowało. Czułem się bardziej męski i doroślejszy. Czułem, że mogę być dla niego oparciem, bo nie tylko mój wygląd się zmienił, ale w głębi również wydoroślałem. Z ponurego, nieśmiałego nastolatka, zrobił się pewny siebie mężczyzna. Na dodatek w tym momencie nie mogący przestać się uśmiechać, ponieważ po raz pierwszy od dawna czułem się szczęśliwy i spełniony.
Pewnym krokiem wstąpiłem do kuchni i w mgnieniu oka wychodziłem z niej z tacą pełną naleśników i dwoma szklankami soku pomarańczowego. Zawsze dobrze radziłem sobie w kuchni więc byłem pewien iż z pewnością mu zasmakuje.

Wchodząc z powrotem do sypialni miałem nadzieję, że Lou już nie śpi i po prostu leży na łóżku, jednak moje ciche marzenia zostały całkowicie przekreślone widząc obraz przed sobą. Mój chłopak nie ruszył się ani o centymetr. Dalej leżał w promieniach słońca i nie było po nim widać, by dobrowolnie miał się obudzić w przeciągu następnych godzin. Musiałem więc zadziałać.
Odłożyłem tacę na mały szafkę i położyłem się tuż obok Louisa. Przybliżyłem twarz do jego ucha i cicho szeptałem:

-Lou... - żadnej reakcji.

-Lou , kochanie. - znowu nic.

-Louis wstawaj telefon dzwoni. - próbowałem podstępem lecz znów nic nie zadziałało.

-LOU WSTAWAJ DO JASNEJ CHOLERY! - wykrzyczałem wprost do jego ucha. Natychmiast poderwał się z miejsca stając koło łóżka, rozglądając się energicznie w każdą stronę. Zaśmiałem się w duchu z tej sytuacji. Wyglądał przezabawnie w tej swojej niewiedzy. Po chwili jakby dopiero dotarło do niego, co się wydarzyło, bo zachichotał i usiadł z powrotem kogo mnie na łóżku.

-Zrobiłem śniadanie, kochanie. - powiedziałem słodko stawiając tacę na jego kolanach. - Pomyślałem, że sprawię ci tym przyjemność.

-Dziękuje, ale to nie znaczy że musisz mi się drzeć do ucha, wariacie. Jeszcze jest noc. Chciałem pospać.

-Ciebie do reszty pogięło ? Jest już bardzo późno. Kelly przyjedzie po mnie za niecałe cztery godziny, a ty uważasz, że jest jeszcze noc ?

-Ahh.. nie wiedziałem. Przepraszam.

-Bądź już cicho i wcinaj. - powiedziałem, wciskając jednego z naleśników do jego buzi, gdy już próbował coś powiedzieć. - Smakuje ?

-Baldzo. - opowiedział przeżuwając. Zaśmiałem się cicho i również zacząłem jeść.
Godzinę później oboje siedzieliśmy uśmiechnięci na kanapie inie potrzebne były żadne słowa, chcieliśmy czuć po prostu swoją obecność. Lecz po mojej głowie wciąż krążyła jedna myśl. Nie mogłem się jej pozbyć. Za wszelką cenę próbowałem wyrzucić to z umysłu, ale coś mnie hamowało. Czułem że uwolnię się od tego jedynie wymawiając to na głos. Jednak bałem się reakcji. Bałem się, że Lou źle mnie zrozumie. Chciałem spędzić z Louisem te ostatnie chwile jednak miałem poczucie winy. Źle potraktowałem Zayn'a. Chociaż ze względu na naszą przyjaźń, która trwała tyle lat, powinienem dać mu dość do słowa. Jednak zachowałem się jak cham. Wyrzuciłem go z domu, nie zważając nawet na łzy spływające z jego oczu, Dotychczas nigdy nie widziałem Zayn'a w takim stanie. Malik to typ Badboy'a, nie przejmował się tym co mówią ludzie. Wychodził z założenia iż ci ludzie którzy się z nim nie zgadzają nie są warci rozmawiania z nim. Wiem że to dziwne, ale dzięki temu nastawieniu nigdy nie cierpiał. Ja wszystko brałem do siebie, a on to co złe stawiał daleko od siebie. Był moim wzorem, przyjacielem i wsparciem. Pomagał w ciężkich chwilach, rozśmieszał, był jak brat, którego nigdy nie miałem.
Zrobił dla mnie tyle w życiu iż zasłużył chociaż na wyjaśnienia swojego zachowania.

Już chciałem się odezwać jednak, ktoś mnie uprzedził:

-Hazz mam na ciebie ochotę. - wymruczał Lou do mojego ucha. Chcąc się z nim podroczyć, nawet nie spojrzałem w jego stronę i udawałem niewzruszonego tymi słowami, lecz naprawdę wywołały ogromne zamieszanie w mojej głowie.

-W jakim sensie ?

-Ostatnia noc to było...uhh... to było to. Na samo wspomnienie robi mi się gorąco.

-Czyli chcesz się poprzytulać ? - wciąż udawałem, że nie wiem, o co mu chodzi.

-Proszę nie karz mi tego mówić na głos. Wiesz o czym mówię.

-Nie mam pojęcia kochanie. Naprowadź mnie na dobry szlak.

-Harry proszę.

-Czyli chcesz się przytulać i całować ?

-KURWA MAĆ HARRY CHCĘ SIĘ Z TOBĄ KOCHAĆ TU I TERAZ I NIE ZNIOSĘ SPRZECIWU. - podniósł głos, jednocześnie siadając na mnie okrakiem.

-Trzeba było powiedzieć, że chcesz seksu.

-Jak tobie te słowa przez usta tak łatwo przechodzą przez gardło ?

-Cóż jestem bezwstydnikiem, po uszy zakochanym w swoim seksownym chłopaku o imieniu Nick.

-Cooo ?

-Oj przepraszam, pomylili mi się chłopacy. Miało być Louis.

-Teraz to się doigrałeś. Nie będzie seksu. Wynocha !!

-Hahahaha... daj spokój kotku. I tak wiem, że nie umiesz się na mnie gniewać. - wymruczałem, przygryzając płatek jego ucha.

-To na mnie nie działa. Możesz przestać, nie chce mieć ucha całego w ślinie.

-Niegrzeczny kotek ! Trzeba cię nauczyć porządku. Musisz się słychać swojego Pana. - popchnąłem go gwałtownie na kanapę.

Jednym szarpnięciem odpiąłem jego koszulę, zrywając wszystkie guziki. Zacząłem całować jego klatkę piersiową, językiem schodząc aż do linii jego bokserek. Głośne jękniecie wydobyło się z jego gardła, gdy odsunąłem twarz od jego skóry. Chciał więcej, pragnął mnie, ale miałem ochotę się zabawić. Nie mogłem dać się tak łatwo.
Dłońmi jeździł po moich bokach, przyprawiając mnie o zawroty głowy. Wiedział, że lubię gdy mnie dotyka. Jego aksamitna skóra zawsze działała na mnie kojącą, ale teraz nie mógł przejąć kontroli. Nie tym razem... Chwyciłem jego nadgarstki i trzymałem ponad jego głową.
Wydał pomruk niezadowolenia wywołując uśmiech na moich ustach. 'Tak teraz to ja rządzę'.
Znów zabrałem się za pieszczenie jego ciała. Co kilka centymetrów zostawiałem czerwone ślady. Naznaczałem go, chciałem, by każdy widział, że do kogoś należy. Jeszcze przyjdzie czas , by wiedzieli kto konkretnie 'był posiadaczem' Louisa Tomlinsona.
Usiadłem na nim okrakiem czując pod sobą jego nabrzmiałego członka. Pomógłbym mu wyjść z tego stanu, jednak próbował mnie odrzucić i zapłaci za swoje błędy(tak wiem jestem wredny).
Prawą dłonią zacząłem odpinać zamek od spodni, aż pozbyłem się ich całkowicie. Gładziłem lekko wierzch jego bokserek. Jęczał i błagał bym się ich pozbył, ale zamiast tego wstałem z kanapy i wolnym krokiem udałem się w stronę kuchni. Przekraczając próg salonu ostatni raz obróciłem się w jego stronę. Gdybyście widzieli wyraz jego twarzy. Heh...bezcenny. Szok, zdezorientowanie zmieszane ze złością w czystej postaci.

Doszedłem do kuchni wciąż czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, lecz mijały sekundy, minuty, a on nadal nie przychodził. Usiadłem na blacie i spokojnie czekałem. Wziąłem jedno z jabłek leżących w misce obok i wgryzłem się w nie, w tym czasie w końcu dobiegł mnie ten długo wyczekiwany krzyk:

-HAROLD !! GDZIE JESTEŚ SKURWIELU ?! - nie mogłem pohamować śmiechu na jego wybuch. Jeszcze nigdy nie widziałem go zdenerwowanego. Przynajmniej nie do tego stopnia by zaczął używać brzydkich słów. Już samo to doprowadziło mnie do nie malej uciechy, lecz kiedy ukazał mi się cały wściekły z potarganymi włosami, podartą koszulą i rozpiętymi, ledwo wsuniętymi na nogi spodniami, wybuchnąłem. Śmiałem się tak długo i tak głośno, aż zaczęło mi brakować powietrza i zacząłem się krztusić.

Louis najwidoczniej w tym czasie ochłonął, bo zbliżył się do mnie i poklepał po plecach, widocznie próbując pomóc mi w złapaniu oddechu. Po chwili gdy znów wrócił mi normalny spokojny oddech spojrzałem na mojego chłopaka. Cała furia wyparowała z jego twarzy. Teraz można było dostrzec tylko i wyłącznie żal i możliwe, że zawstydzenie.
Siedział na krześle przy niewielkim stoliczku. Zeskoczyłem czym prędzej z blatu i usiadłem mu na kolanach.
Zachowywał się jakby kompletnie nie zauważył mojego ruchu i nie poczuł mnie na sobie. Dalej patrzył na swoje palce, unikając spojrzenia mi w twarz.
Jedną rękę zarzuciłem na jego szyję, lekko muskając jego skórę. Zawsze lubił gdy dotykałem go w taki subtelny, czuły sposób. Mówił że uspokaja się wtedy i jest mu lepiej.
Drugą zaś głodziłem policzek Lou. Dobrze wiedziałem, że sprawiam mu tym przyjemność. Wiedziałem również, że już się na mnie nie gniewał, ponieważ po krótkim spojrzał tymi pięknymi oczami w moje. Uśmiechnąłem się do niego jak najszerzej tylko potrafiłem. Odwzajemnił gest i złożył krótkiego ale czułego całusa na moich ustach.

-Pierwsza kłótnia za nami. - wyszeptał.

-I oby ostatnia.



*Parę godzin później*

-Musicie już jechać ? - spytał Lou łamiącym głosem ze łzami w oczach.

-Niestety tak Louis. Jutro rano wraca tata Harry'ego, nie może zauważyć naszej nieobecności. - odpowiedziała Kelly. Ja jedynie wpatrywałem się w mojego skarba, hamując się przed rzuceniem na niego. Wyglądało by to co najmniej komicznie, ale właśnie to co chciałem teraz zrobić. Chwycić go i nie puszczać już nigdy.
- Dalej chłopcy żegnajcie się i jedziemy. - pospieszała nas moja macocha.

-Kelly daj nam 5 minut. Przyjdę do samochodu, przyrzekam nie ucieknę nigdzie.

-Ale tylko 5 minut, ani sekundy dłużej, inaczej tu przyjdę i wyciągnę cię siłą.

-Dobrze.

-W takim razie do zobaczenia Louis. Miło było cię znów zobaczyć.

-Mi ciebie też. - odpowiedział grzecznie Lou przytulając Kell na pożegnanie.

Kiedy po kilku sekundach zniknęła za drzwiami, a dźwięk szpilek ucichł, między nami zapadła grobowa cisza, którą któryś z nas musiał przerwać, mieliśmy naprawdę mało czasu.

-Będę tęsknił. - wydusiłem płaczliwym głosem.

-Proszę nie opuszczaj mnie. - Lou zakrył oczy dłońmi i zaniósł się płaczem.

-Kochanie spójrz na mnie. - odsunąłem jego ręce od twarzy i tym razem ja uchwycilem ją w swoje. - Nie rozstajemy się na zawsze. Będziemy mieli kontakt. Niedługo znów się spotkamy i wszystko się ułoży, przyrzekam.

-Kocham cię.

-Ohh.. Ja ciebie też nie zapominaj o tym nigdy. - złożyłem ostatni tego dnia czuły, delikatny pocałunek na jego ustach, przesiąknięty smakiem naszych łez, wymieszanych ze sobą.

-A teraz zamknij oczy. - nakazałem. - Odlicz do powoli do pięciu i dopiero wtedy je otwórz.

Chwilę zastanawiał się nad tym lecz uczynił, to o co go prosiłem. Zakrył oczy i zaczął odliczanie.
W pośpiechu zerwałem kurtkę z wieszaka i otwarłem drzwi. Odwróciłem się w jego stronę.

-Do widzenia Lou. Kocham cię. - wyszeptałem i wybiegłem ile sił w nogach.



W drodze do Doncaster nie odezwałem się ani słowem. Siedziałem skulony na fotelu obok kierowcy z głową przyciśniętą do szyby i patrzyłem pustym wzrokiem w przestrzeń. Łzy spływały mi po policzkach nieustannie. Wspominałem, marzyłem, planowałem. Widziałem dzień, ten cudowny dzień, w który po raz pierwszy spotkałem Louisa. Później pierwsze wyznanie miłości, pocałunek... Chciałem by te piękne chwile trwały wiecznie. Zawsze na drodze do szczęścia staje nam jakaś przeszkoda. U mnie był nią ojciec, który powinien kochać mimo wszystko swoje dziecko. Powinien akceptować moje wybory i to w kim się zakochuję. Cały czas żyłem nadzieją, że to tylko kolejny zły sen.

Droga zajęła nam nieco ponad trzy godziny, lecz nie przejąłem się tym. Zupełnie nie miało to dla mnie znaczenia. Wysiadając z auta wziąłem telefon do ręki i pobiegłem w stronę domu. Wbiegłem po schodach do pokoju i rzuciłem na łóżko.
Nie zważając na wołania dochodzące z dołu domu, ani na nic innego, wykręciłem numer Louisa w telefonie i wcisnąłem zieloną słuchawkę.

-Halo ? - usłyszałem ochrypnięty głos tuż po trzecim sygnale.

-Lou to ja. Jestem już na miejscu. Jak się czujesz ?

-Tęsknie. - usłyszałem jak zachłystuje się łzami następnie jedyny dźwięk, który mnie doszedł to pikanie zakończonej rozmowy.

Teraz i ja nie kryłem łez. Otworzyłem szablon nowej wiadomości i napisałem:

Kochanie,
Nie płacz nie mogę znieść myśli, że cierpisz. Obiecuję wrócę do ciebie i już nigdy nie wypuszczę cię ze swoich ramion.
Hazz :*

Po kilku minutach, gdy już prawie zasypiałem dostałem wiadomość. Resztkami sił odczytałem, co było w niej zawarte.

Będę silny dla ciebie i tylko dla ciebie. Jesteś sensem mojego istnienia.
Przysięgam na wszystko, porwę cię stamtąd. Będziesz tylko mój, już ma zawsze.
Twój Lou.