piątek, 6 grudnia 2013

http://rulesbreakers.tumblr.com/

Nowe opowiadanie wraz z tym wczsśniejszym można czytać na powyższym tumblrze. Oznajmiam również że od nowego roku wracam z 3 sezonem Summer Love :)
Zapraszam :)

niedziela, 2 czerwca 2013

Epilog - Koniec ??

Wszytko ma kiedyś swój koniec, ponieważ nic nie trwa wiecznie. Nie zawsze jest on dobry, ale nie zawsze musi również być zły.
Każdy człowiek ma własną, niepowtarzalną historię, ponieważ nie ma na świecie dwóch takich samych osób.
Różnimy się od siebie wyglądem bądź innymi drobnymi szczegółami, ale jednak...

Bywa tak że czyjaś opowieść, jest od początku do końca przesiąknięta bólem, żalem po prostu cierpieniem. Bohaterzy tych opowiadań popadają w depresję, anoreksję, bulimię, okaleczają się lub próbują popełnić samobójstwo. Zaczynamy zastanawiać się wtedy, czy może ktoś rzeczywiście przeżył to wszystko. Czy ta historia jest autentyczna, czy tylko wymyślona przez autora jakiejś książki, bądź opowiadania. Czy ktoś doznał w życiu tyle złego.
Jednak to zastaje tylko i wyłącznie dla nas wielkim znakiem zapytania. Bo nie ma już następnej części, kontynuacji, nowego rozdziału. Księga zostaje zamknięta raz na zawsze i nikt nie ma klucza by ją otworzyć. Kończymy czytając bez wyjaśnień. Autor nakłania nas do samodzielnego wymyślenia co mogłoby się stać na samym końcu.
W innym przypadku wybacza się ludziom ich złe uczynki, ponieważ nie mają wpływu na dalsze losu, życie bohatera. Po całym źle które zostało wyrządzone, kończy się ten czas, a zaczyna coś większego, wspaniałego.

Moje życie nigdy nie było bajką. Ludzie uważali mnie za kogoś gorszego, rówieśnicy wyśmiewali, nie miałem przyjaciół. Nie liczą dwóch osób które znałem od dzieciństwa lecz w szkole trzymały się ode mnie z daleka. Nie miałem im tego za złe, ponieważ byli bardzo lubiani, a ja należałem do najmniej lubianej grupy w szkole. Sprawiało mi to przykrość jednak żyłem dalej.
Po tych kilkunastu latach poniżeń trafiłem na kogoś kto uczynił mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Zaopiekował się mną i pokazał co to prawdziwa miłość. Sprawił że uśmiech nie schodził z mojej twarzy, bo sama jego obecność była czymś co uszczęśliwiało mnie. Nie musiał dużo robić, wystarczył on.
Te niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie z tak wielkim uczuciem, usta całujące mnie z tak wielką czułością, ale przede wszystkim te oczy. Hipnotyzujące...
Po wyjeździe z Londynu, gdzie odwiedziłem Louisa minęło kilka miesięcy nim znów zobaczyłem mojego anioła. Lecz ten czas minął bardzo szybko, dzięki codziennym rozmową telefonicznym i smsą. Bardzo pomagało mi to w utrzymywaniu pozorów, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Żyłem ciesząc się wszystkim, co mnie otaczało. Było tak jakby Lou był cały czas obok mnie. Nie czułem tej odległości między nami. Zupełnie jakby dalej mieszkał w sąsiedztwie.
Dzień w którym wszystko zaczęło znów nabierać dla mnie sensu pamiętam jakby był zaledwie wczoraj.

Od samego rana byłem ogromnie podekscytowany. Krążyłem po pokoju wyczekując telefonu od Louisa. Obiecał że zadzwoni tuż po zajęciach. Były moje urodziny i jedynym prezentem który chciałem dostać było ponowne usłyszenie jego głosu.
Jednak mijały sekundy, minuty, godziny a on dalej nie dzwonił. Zacząłem się denerwować. Mój cały entuzjazm momentalnie wyparował. Przesiedziałem cały dzień na łóżku wpatrując się w ekran telefonu. Uzależniłem się od tego przedmiotu w taki stopniu że wszędzie go ze sobą zabierałem i praktycznie nie spuszczałem z niego wzroku. Czasem mnie to przerażało, ale bałem się, że jeśli chociaż na chwilę odłożę to urządzenia przegapię jakąkolwiek wiadomość od Louisa, bądź połączenie od niego, a nie chciałbym stracić takiej szansy na usłyszenie jego głosu.
Teraz wiem, że brzmi to co najmniej jakbym był obłąkany, ale to po prostu miłość.
Robiło się coraz ciemniej na dworze. Mój wzrok krążył od telefonu do okna i tak w kółko.
Chcąc chociaż na chwilę zająć swój umysł czymś innym, zająłem się otwieraniem prezentów od Kelly i ojca. Od mojej macochy dostałem uroczy sweter który pewnie sama robiła zważając na to, że przez ostatni miesiąc na moim laptopie oglądała nauki robienia na drutach. W poskładanym starannie swetrze znalazłem kopertę z napisem „Na dobry początek. Mam nadzieję że wam się przyda”, w środku był plik pieniędzy. Oczy prawie wyskoczyły mi z orbit na ten widok i jeszcze te dwa zdania nie dawały mi spokoju, bo nie wiedziałem, co znaczą. Jednak później sam się przekonałem.
Mój ojciec jak zwykle postawił na coś niezwykle prostego. Srebrny zegarek to zapewne dla niego najlepszy prezent jaki mógł podarować 18-letniemu synowi na jego urodziny. Zostawiłem to bez komentarza.
Zrezygnowany dalszym nie odzywaniem się Louisa, poszedłem pod prysznic. Kiedy tak stałem pod ciepłym strumieniem wody, usłyszałem odgłos otwieranych i zamykanych drzwi . Przestraszyłem się, ponieważ pamiętałem, że zamknąłem na klucz drzwi od mojego pokoju, więc to nie możliwe, by ktoś przez nie wszedł. Zakręciłem kurki od wody. Ręcznik przewieszony przez kabinę owinąłem sobie wokół pasa i powoli otwarłem drzwi od prysznica.
Pierwsze co we mnie uderzyło to zimne powietrze, dopiero gdy para zniknęła mi z oczu, zarejestrowałem szczegóły jakie uległy zmianie . Drzwi od łazienki były na oścież otwarte tak, że miałem widok na cały pokój.
Zrobiłem kilka kroków w przód i dopiero przystając przy futrynie drzwi dostrzegłem światło dochodzące z garderoby. Powoli ostrożnie skierowałem się w tamtą stronę, a moje serce momentalnie stanęło, widząc osobę powoli, starannie pakującą moje rzeczy.

-Lou... - wyszeptałem cichutko, jednak usłyszał mnie. Momentalnie przerwał wykonywaną czynność i poderwał się na równe nogi.

-Niespodzianka ! - powiedział wesołym tonem, uśmiechając się od ucha do ucha.
Nadal nie wierząc w to co widzę, podszedłem szybko do niego zagarniając w mocnym uścisku. Potrzebowałem poczuć jego ciepło, bliskość. Sms'y nigdy nie zastąpią ci prawdziwej bliskości ukochanej osoby, nawet nie wiem jak można się starać, ale takie związki nie mają dalekiej przyszłości. Chociaż nasza miłość jest tak silna iż mogę stwierdzić że przetrwa wszystko.

Spakowaliśmy wszystkie moje najpotrzebniejsze rzeczy. Louis zniósł je po drabinie pod ogrodzenie tak by żaden z domowników nikt nic nie zauważył. Kiedy wrócił i już nie było więcej walizek do zniesienia, usiadł przy mnie na fotelu i mocno do siebie przytulił.

-Jak myślisz co zrobi mój ojciec, gdy się o wszystkim dowie ? - zapytałem przerywając ciszę.

-Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że nie dam już nigdy więcej cie skrzywdzić, kochanie. Jesteś dla mnie najważniejszy, powinieneś już to wiedzieć.

-Wiem Lou. - wyszeptałem mocniej wtulając się w jego szyję na co cicho zachichotał. Zawsze mówił że gdy to robię przypominam mu małego słodkiego kociaka. Wtedy wybuchałem śmiechem, ale nie miałem nic przeciwko temu by tak mówił, bo dopóki on nazywał mnie Swoim Kociakiem, chciałem dalej żyć.

-Harry... - zaczął ale jakby wahał się tego co chce powiedzieć, nie kontynuował. By dodać mu odwagi pocałowałem go lekko w usta i posłałem uśmiech. - Heh... Uwielbiam kiedy to robisz Hazz. Ale chciałem ci coś zaproponować... - znowu przerwał jednak napotykając moje spojrzenie tym razem ciągnął dalej. - Nie chciałbym cię do niczego zmuszać, ale może napisałbyś list pożegnalny. Nie musisz pisać nic Kelly. Ona o wszystkim wie Hazz.. ale może dla twojego ojca. Mimo wszystko to twoja najbliższa rodzina. Pożegnaj się z nim.

Długo zastanawiałem się nad jego słowami. Pod pewnym względem miał rację. Pomimo tego co mi zrobił nie potrafiłem powiedzieć, że go nienawidzę. Zawsze był dla mnie ważny, ale bolało mnie to jak ślepy i bezmyślny potrafi być. Wtedy myślałem, że nigdy nie wybaczę mu jego czynów, że już zawsze zostanie ten uraz. Dlatego w liście do niego zawarłem cały ten ból który towarzyszył mi od samego początku gdy odseparował mnie od mamy, aż po pobicie, upokorzenie i pozbawienie szansy na spędzenie wspaniałych miesięcy z ukochanym. Przelałem tam całą gorycz, wszystko co leżało mi na sercu i ten list pewnie przypominał swoją długością opowiadanie, ale nie martwiło mnie to, ponieważ tylko w tym liście odważyłem się przekazać to wszystko czego bałem się wypowiedzieć na głos, mu prosto w twarz. Wiem że gdybym to uczynił prawdopodobnie teraz leżałbym w szpitalu w śpiączce. Sami wiecie dlaczego...

Gdy odjeżdżałem samochodem Louisa spod jego domu, nie obejrzałem się za sobą. Mijaliśmy zabudowania Doncaster a ja nie czułem nic. Nie czułem żalu że opuszczam te miasto. Zdążyło się w nim tak wiele złego, że zamazywało te dobre wspomnienia. Chciałem zacząć nowe życie zdała od ojca.
Dopiero kiedy minęliśmy ostatnie domy znajdujące się na granicy miasta i mijając tablicę z nazwą miasta, że od teraz zaczynam nowe życie.

Od tego wydarzenia minęły dwa lata. Nie byłoby dnia w którym żałowałbym tego co się stało. Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Skończyłem w końcu liceum, poszedłem na studia, znalazłem pracę dorywczą tak by móc z Louisem wspólnie opłacać rachunki. Louis zdobył stypendium i został mu tylko rok studiów. Byłem z niego bardzo dumny. Był tak zaradny wspaniały, optymistyczny i inteligentny. Kiedy miałem zły dzień zawsze wiedział co zrobić żeby na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Zdarzały się sprzeczki jak to w każdym związku, bo nic nie jest idealne, ale zawsze znajdowaliśmy złoty środek.

Teraz jednak było mi do śmiechu. Minęły dwa lata a ja ani razu nie zobaczyłem się z ojcem. Żadnego telefony, sms'a. Nic... Zupełnie jakby zapomniał że ma syna. Kiedy rozmawiałem z Kelly mówiła że bardzo przeżył mój wyjazd. Przestał praktycznie z kimkolwiek rozmawiać, bardzo zabolały go moje słowa zawarte w liście. Wtedy miałem nadzieję że chociaż trochę nim to potrząśnie. Zrozumie swoje błędy i znów będziemy rodziną. Przeliczyłem się.

Staje teraz przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie. Poprawiam ostatni raz krawat tak, by wyglądać przyzwoicie. Słyszę że ktoś trąbi pod domem. To pewnie Zayn, zawsze był w gorącej wodzie kąpany i niecierpliwił się.
Po moim przyjeździe do Londynu długo zbierałem się do rozmowy z nim. Jednak gdy już się zebrałem długie godziny spędziliśmy wysłuchując siebie nawzajem. Wybaczyłem mu wszystko co zrobił ale i jego poprosiłem o to by darował mi te wszystkie niemiłe słowa które mimowolnie wypłynęły wcześniej z moich ust. Przyznam się szczerze żałowałem, tego jak go wcześniej potraktowałem.

Nagle poczułem czyjeś dłonie oplatające mnie w pasie. Czyjeś ciało przysunęło się do mnie tak że moje plecy dotykały ciepłego ciała. Spojrzałem w lustro od razu uśmiechając się do odbicia.
Lou opierał brodę na moim ramieniu i lekko przejeżdżał nosem po szyi.

-Jesteś gotowy skarbie ?

-Nie Louis. Nie jestem gotowy. - przyznałem z powrotem przybierając smutny wyraz twarzy.

-Kochanie nie smuć się. Przecież nie mogłeś temu zapobiec. To nie twoja wina.

-Nawet się z nim nie pożegnałem Lou. Mam mu tak wiele do powiedzenia, ale już nigdy nie zdołam przekazać mu odrobiny tego wszystkiego. To był mój ojciec kochałem go mimo wszystko, a teraz mam jechać na jego pogrzeb i zobaczyć jak leży w trumnie... Boje się Lou. - momentalnie łzy pojawiły się w moich oczach, nie potrafiłem o tym nawet myśleć.

-Pamiętaj że zawsze będę przy tobie kochanie. Cokolwiek by się działo, będę cie kochał do końca swojego życia Harry.

Ja ciebie też kocham Boo. - pocałowałem go czule w usta. - A teraz chodźmy bo Zayn zaraz osiwieje. - wyszeptałem lekko się uśmiechając.


Życie nie jest proste, rzuca kłody pod nogi, ale przecież ze wszystkim można sobie poradzić, jeśli tylko się chce. Jeśli ma się wsparcie kogoś, kto pobudzi cię do działania. To wyłącznie nasze decyzje, przemyślenia mogą zmienić los nasz lub kogoś nam bliskiego. Czasami w dobrym, ale czasami w złym kierunku.
Każdy w życiu popełnia błędy, których później żałują. Nie wiem czy mój ojciec miał poczucie winy Nie wiem nawet dlaczego popełnił samobójstwo. Nie zostawił po sobie testamentu, listu niczego w czym mógłby przekazać nam swoją ostatnią wolę lub przemyślenia. Cały majątek po ojcu zostawiłem Kelly i mojemu malutkiemu braciszkowi. Uwielbiałem tego malca i chciałem by dalej wychowywał się w domu, który jest pewnie ostatnią pamiątką po jego ojcu.

Nie mógłbym mu tego odebrać. Poza tym każdy powrót do Doncaster to fala wspomnień wracających jak bumerang. Nie byłem pamiętliwy jednak to wwierciło się głęboko w mój umysł i już nigdy pewnie nie miało wyjść z wnętrza mojej głowy.
Ale czułem się szczęśliwy.

Przy Louisie odkryłem wszystko to czego szukałem, potrzebowałem i chciałem mieć.
Dał mi więcej niż ktokolwiek inny i za to będę mu wdzięczny do końca życia. Zamierzam aż do mojej śmierci dawać mu to co najlepsze, dziękować i kochać. Bo dzięki niemu żyje, chce żyć i będę żyć. Mój dom jest gdziekolwiek jest i on. Na tym polega miłość i mam nadzieje, że większość z was kiedyś jej doświadczy. Bo bez miłości nie da się żyć.



















sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 20


*Paczałkami Harry'ego*

Londyn to miasto w którym dorastałem, wychowywałem się, przeżywałem pierwszą miłość, odnalazłem przyjaciół, chodziłem do szkoły. Z tym miejscem wiązało się wiele miłych wspomnień, ale nie zabrakło i tych złych. Jednak w tym momencie nie potrafiłem o tym myśleć. Rozkoszowałem się wspomnieniami z poprzedniej nocy. Znów odciąłem się od świata i skupiłem na jednej jedynej rzeczy, a właściwie osobie.

Promienie słoneczne przedostające się przez zasłony, padały na porcelanową twarz Louisa. Jego skóra mieniła się jakby została wykonana z wysokiej klasy diamentów. Badałem każdy centymetr jego twarzy. Szukałem zmian jakie w nim zastąpiły od ostatniego spotkania.
Dopiero teraz zauważyłem, że lekko podciął włosy. Nie zasłaniały mu już połowy twarzy i grzywka nie wpadała do oczu. Najwidoczniej schudł, ponieważ nie tylko jego ciało stało się bardziej drobne i kruche, ale również twarz dostała ostrzejszych, bardziej męskich rys.

Obserwowałem jak jego usta wyginają się w delikatnych uśmiechu, gdy opuszkami palców przejeżdżałem po jego nagiej klatce piersiowej. Od czasu do czasu dało się usłyszeć ciche pomruki wydobywające się z lekko rozchylonych, ponętnych warg. Doprowadzał mnie tym do szaleństwa, od razu miałem ochotę wpić się w te malinowe usta i miażdżyć je swoimi, ale nie chciałem go wybudzić ze snu. Tak słodko i niewinnie wyglądał. Nie miałbym serca gdybym to uczynił.
Zamiast tego, zacząłem wspominać to co zdarzyło się ostatniej nocy.
Znów czułem jego gorące, rozpalone ciało pod sobą. Znów słyszałem jęki i krzyki Louisa, kiedy prosił, wprost błagał bym wchodził w niego mocniej. Czułem podniecenie tak wielkie jak nigdy dotąd. Teraz gdy byłem już pewny swoich uczuć do tego chłopaka, odczuwałem wszystko ze zdwojoną siłą. To nieopisane uczucie i mówiąc, że było wspaniale obraził bym nie tylko siebie, ale i Louisa.

Leżałem tak długie godziny nie robiąc nic innego oprócz wpatrywania się w niego. Mógłbym tak spędzić resztę życia, by tylko móc czuć jego obecność przy sobie. Jednak nie chciałem tracić całego dnia, a raczej kilku godzin, które zostały nam, by móc się sobą nacieszyć. Przy nim każdy dzień, tydzień, miesiąc, rok był zbyt krótki.

Zwlekłem się z łóżka tak, by nie obudzić mojego skarba. Pozwoliłem sobie pożyczyć świeżą parę bokserek i jedną z większych koszulek Louisa. W ciągu tych ostatnich miesięcy zdecydowanie przerosłem mojego chłopaka, co bardzo mi pasowało. Czułem się bardziej męski i doroślejszy. Czułem, że mogę być dla niego oparciem, bo nie tylko mój wygląd się zmienił, ale w głębi również wydoroślałem. Z ponurego, nieśmiałego nastolatka, zrobił się pewny siebie mężczyzna. Na dodatek w tym momencie nie mogący przestać się uśmiechać, ponieważ po raz pierwszy od dawna czułem się szczęśliwy i spełniony.
Pewnym krokiem wstąpiłem do kuchni i w mgnieniu oka wychodziłem z niej z tacą pełną naleśników i dwoma szklankami soku pomarańczowego. Zawsze dobrze radziłem sobie w kuchni więc byłem pewien iż z pewnością mu zasmakuje.

Wchodząc z powrotem do sypialni miałem nadzieję, że Lou już nie śpi i po prostu leży na łóżku, jednak moje ciche marzenia zostały całkowicie przekreślone widząc obraz przed sobą. Mój chłopak nie ruszył się ani o centymetr. Dalej leżał w promieniach słońca i nie było po nim widać, by dobrowolnie miał się obudzić w przeciągu następnych godzin. Musiałem więc zadziałać.
Odłożyłem tacę na mały szafkę i położyłem się tuż obok Louisa. Przybliżyłem twarz do jego ucha i cicho szeptałem:

-Lou... - żadnej reakcji.

-Lou , kochanie. - znowu nic.

-Louis wstawaj telefon dzwoni. - próbowałem podstępem lecz znów nic nie zadziałało.

-LOU WSTAWAJ DO JASNEJ CHOLERY! - wykrzyczałem wprost do jego ucha. Natychmiast poderwał się z miejsca stając koło łóżka, rozglądając się energicznie w każdą stronę. Zaśmiałem się w duchu z tej sytuacji. Wyglądał przezabawnie w tej swojej niewiedzy. Po chwili jakby dopiero dotarło do niego, co się wydarzyło, bo zachichotał i usiadł z powrotem kogo mnie na łóżku.

-Zrobiłem śniadanie, kochanie. - powiedziałem słodko stawiając tacę na jego kolanach. - Pomyślałem, że sprawię ci tym przyjemność.

-Dziękuje, ale to nie znaczy że musisz mi się drzeć do ucha, wariacie. Jeszcze jest noc. Chciałem pospać.

-Ciebie do reszty pogięło ? Jest już bardzo późno. Kelly przyjedzie po mnie za niecałe cztery godziny, a ty uważasz, że jest jeszcze noc ?

-Ahh.. nie wiedziałem. Przepraszam.

-Bądź już cicho i wcinaj. - powiedziałem, wciskając jednego z naleśników do jego buzi, gdy już próbował coś powiedzieć. - Smakuje ?

-Baldzo. - opowiedział przeżuwając. Zaśmiałem się cicho i również zacząłem jeść.
Godzinę później oboje siedzieliśmy uśmiechnięci na kanapie inie potrzebne były żadne słowa, chcieliśmy czuć po prostu swoją obecność. Lecz po mojej głowie wciąż krążyła jedna myśl. Nie mogłem się jej pozbyć. Za wszelką cenę próbowałem wyrzucić to z umysłu, ale coś mnie hamowało. Czułem że uwolnię się od tego jedynie wymawiając to na głos. Jednak bałem się reakcji. Bałem się, że Lou źle mnie zrozumie. Chciałem spędzić z Louisem te ostatnie chwile jednak miałem poczucie winy. Źle potraktowałem Zayn'a. Chociaż ze względu na naszą przyjaźń, która trwała tyle lat, powinienem dać mu dość do słowa. Jednak zachowałem się jak cham. Wyrzuciłem go z domu, nie zważając nawet na łzy spływające z jego oczu, Dotychczas nigdy nie widziałem Zayn'a w takim stanie. Malik to typ Badboy'a, nie przejmował się tym co mówią ludzie. Wychodził z założenia iż ci ludzie którzy się z nim nie zgadzają nie są warci rozmawiania z nim. Wiem że to dziwne, ale dzięki temu nastawieniu nigdy nie cierpiał. Ja wszystko brałem do siebie, a on to co złe stawiał daleko od siebie. Był moim wzorem, przyjacielem i wsparciem. Pomagał w ciężkich chwilach, rozśmieszał, był jak brat, którego nigdy nie miałem.
Zrobił dla mnie tyle w życiu iż zasłużył chociaż na wyjaśnienia swojego zachowania.

Już chciałem się odezwać jednak, ktoś mnie uprzedził:

-Hazz mam na ciebie ochotę. - wymruczał Lou do mojego ucha. Chcąc się z nim podroczyć, nawet nie spojrzałem w jego stronę i udawałem niewzruszonego tymi słowami, lecz naprawdę wywołały ogromne zamieszanie w mojej głowie.

-W jakim sensie ?

-Ostatnia noc to było...uhh... to było to. Na samo wspomnienie robi mi się gorąco.

-Czyli chcesz się poprzytulać ? - wciąż udawałem, że nie wiem, o co mu chodzi.

-Proszę nie karz mi tego mówić na głos. Wiesz o czym mówię.

-Nie mam pojęcia kochanie. Naprowadź mnie na dobry szlak.

-Harry proszę.

-Czyli chcesz się przytulać i całować ?

-KURWA MAĆ HARRY CHCĘ SIĘ Z TOBĄ KOCHAĆ TU I TERAZ I NIE ZNIOSĘ SPRZECIWU. - podniósł głos, jednocześnie siadając na mnie okrakiem.

-Trzeba było powiedzieć, że chcesz seksu.

-Jak tobie te słowa przez usta tak łatwo przechodzą przez gardło ?

-Cóż jestem bezwstydnikiem, po uszy zakochanym w swoim seksownym chłopaku o imieniu Nick.

-Cooo ?

-Oj przepraszam, pomylili mi się chłopacy. Miało być Louis.

-Teraz to się doigrałeś. Nie będzie seksu. Wynocha !!

-Hahahaha... daj spokój kotku. I tak wiem, że nie umiesz się na mnie gniewać. - wymruczałem, przygryzając płatek jego ucha.

-To na mnie nie działa. Możesz przestać, nie chce mieć ucha całego w ślinie.

-Niegrzeczny kotek ! Trzeba cię nauczyć porządku. Musisz się słychać swojego Pana. - popchnąłem go gwałtownie na kanapę.

Jednym szarpnięciem odpiąłem jego koszulę, zrywając wszystkie guziki. Zacząłem całować jego klatkę piersiową, językiem schodząc aż do linii jego bokserek. Głośne jękniecie wydobyło się z jego gardła, gdy odsunąłem twarz od jego skóry. Chciał więcej, pragnął mnie, ale miałem ochotę się zabawić. Nie mogłem dać się tak łatwo.
Dłońmi jeździł po moich bokach, przyprawiając mnie o zawroty głowy. Wiedział, że lubię gdy mnie dotyka. Jego aksamitna skóra zawsze działała na mnie kojącą, ale teraz nie mógł przejąć kontroli. Nie tym razem... Chwyciłem jego nadgarstki i trzymałem ponad jego głową.
Wydał pomruk niezadowolenia wywołując uśmiech na moich ustach. 'Tak teraz to ja rządzę'.
Znów zabrałem się za pieszczenie jego ciała. Co kilka centymetrów zostawiałem czerwone ślady. Naznaczałem go, chciałem, by każdy widział, że do kogoś należy. Jeszcze przyjdzie czas , by wiedzieli kto konkretnie 'był posiadaczem' Louisa Tomlinsona.
Usiadłem na nim okrakiem czując pod sobą jego nabrzmiałego członka. Pomógłbym mu wyjść z tego stanu, jednak próbował mnie odrzucić i zapłaci za swoje błędy(tak wiem jestem wredny).
Prawą dłonią zacząłem odpinać zamek od spodni, aż pozbyłem się ich całkowicie. Gładziłem lekko wierzch jego bokserek. Jęczał i błagał bym się ich pozbył, ale zamiast tego wstałem z kanapy i wolnym krokiem udałem się w stronę kuchni. Przekraczając próg salonu ostatni raz obróciłem się w jego stronę. Gdybyście widzieli wyraz jego twarzy. Heh...bezcenny. Szok, zdezorientowanie zmieszane ze złością w czystej postaci.

Doszedłem do kuchni wciąż czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, lecz mijały sekundy, minuty, a on nadal nie przychodził. Usiadłem na blacie i spokojnie czekałem. Wziąłem jedno z jabłek leżących w misce obok i wgryzłem się w nie, w tym czasie w końcu dobiegł mnie ten długo wyczekiwany krzyk:

-HAROLD !! GDZIE JESTEŚ SKURWIELU ?! - nie mogłem pohamować śmiechu na jego wybuch. Jeszcze nigdy nie widziałem go zdenerwowanego. Przynajmniej nie do tego stopnia by zaczął używać brzydkich słów. Już samo to doprowadziło mnie do nie malej uciechy, lecz kiedy ukazał mi się cały wściekły z potarganymi włosami, podartą koszulą i rozpiętymi, ledwo wsuniętymi na nogi spodniami, wybuchnąłem. Śmiałem się tak długo i tak głośno, aż zaczęło mi brakować powietrza i zacząłem się krztusić.

Louis najwidoczniej w tym czasie ochłonął, bo zbliżył się do mnie i poklepał po plecach, widocznie próbując pomóc mi w złapaniu oddechu. Po chwili gdy znów wrócił mi normalny spokojny oddech spojrzałem na mojego chłopaka. Cała furia wyparowała z jego twarzy. Teraz można było dostrzec tylko i wyłącznie żal i możliwe, że zawstydzenie.
Siedział na krześle przy niewielkim stoliczku. Zeskoczyłem czym prędzej z blatu i usiadłem mu na kolanach.
Zachowywał się jakby kompletnie nie zauważył mojego ruchu i nie poczuł mnie na sobie. Dalej patrzył na swoje palce, unikając spojrzenia mi w twarz.
Jedną rękę zarzuciłem na jego szyję, lekko muskając jego skórę. Zawsze lubił gdy dotykałem go w taki subtelny, czuły sposób. Mówił że uspokaja się wtedy i jest mu lepiej.
Drugą zaś głodziłem policzek Lou. Dobrze wiedziałem, że sprawiam mu tym przyjemność. Wiedziałem również, że już się na mnie nie gniewał, ponieważ po krótkim spojrzał tymi pięknymi oczami w moje. Uśmiechnąłem się do niego jak najszerzej tylko potrafiłem. Odwzajemnił gest i złożył krótkiego ale czułego całusa na moich ustach.

-Pierwsza kłótnia za nami. - wyszeptał.

-I oby ostatnia.



*Parę godzin później*

-Musicie już jechać ? - spytał Lou łamiącym głosem ze łzami w oczach.

-Niestety tak Louis. Jutro rano wraca tata Harry'ego, nie może zauważyć naszej nieobecności. - odpowiedziała Kelly. Ja jedynie wpatrywałem się w mojego skarba, hamując się przed rzuceniem na niego. Wyglądało by to co najmniej komicznie, ale właśnie to co chciałem teraz zrobić. Chwycić go i nie puszczać już nigdy.
- Dalej chłopcy żegnajcie się i jedziemy. - pospieszała nas moja macocha.

-Kelly daj nam 5 minut. Przyjdę do samochodu, przyrzekam nie ucieknę nigdzie.

-Ale tylko 5 minut, ani sekundy dłużej, inaczej tu przyjdę i wyciągnę cię siłą.

-Dobrze.

-W takim razie do zobaczenia Louis. Miło było cię znów zobaczyć.

-Mi ciebie też. - odpowiedział grzecznie Lou przytulając Kell na pożegnanie.

Kiedy po kilku sekundach zniknęła za drzwiami, a dźwięk szpilek ucichł, między nami zapadła grobowa cisza, którą któryś z nas musiał przerwać, mieliśmy naprawdę mało czasu.

-Będę tęsknił. - wydusiłem płaczliwym głosem.

-Proszę nie opuszczaj mnie. - Lou zakrył oczy dłońmi i zaniósł się płaczem.

-Kochanie spójrz na mnie. - odsunąłem jego ręce od twarzy i tym razem ja uchwycilem ją w swoje. - Nie rozstajemy się na zawsze. Będziemy mieli kontakt. Niedługo znów się spotkamy i wszystko się ułoży, przyrzekam.

-Kocham cię.

-Ohh.. Ja ciebie też nie zapominaj o tym nigdy. - złożyłem ostatni tego dnia czuły, delikatny pocałunek na jego ustach, przesiąknięty smakiem naszych łez, wymieszanych ze sobą.

-A teraz zamknij oczy. - nakazałem. - Odlicz do powoli do pięciu i dopiero wtedy je otwórz.

Chwilę zastanawiał się nad tym lecz uczynił, to o co go prosiłem. Zakrył oczy i zaczął odliczanie.
W pośpiechu zerwałem kurtkę z wieszaka i otwarłem drzwi. Odwróciłem się w jego stronę.

-Do widzenia Lou. Kocham cię. - wyszeptałem i wybiegłem ile sił w nogach.



W drodze do Doncaster nie odezwałem się ani słowem. Siedziałem skulony na fotelu obok kierowcy z głową przyciśniętą do szyby i patrzyłem pustym wzrokiem w przestrzeń. Łzy spływały mi po policzkach nieustannie. Wspominałem, marzyłem, planowałem. Widziałem dzień, ten cudowny dzień, w który po raz pierwszy spotkałem Louisa. Później pierwsze wyznanie miłości, pocałunek... Chciałem by te piękne chwile trwały wiecznie. Zawsze na drodze do szczęścia staje nam jakaś przeszkoda. U mnie był nią ojciec, który powinien kochać mimo wszystko swoje dziecko. Powinien akceptować moje wybory i to w kim się zakochuję. Cały czas żyłem nadzieją, że to tylko kolejny zły sen.

Droga zajęła nam nieco ponad trzy godziny, lecz nie przejąłem się tym. Zupełnie nie miało to dla mnie znaczenia. Wysiadając z auta wziąłem telefon do ręki i pobiegłem w stronę domu. Wbiegłem po schodach do pokoju i rzuciłem na łóżko.
Nie zważając na wołania dochodzące z dołu domu, ani na nic innego, wykręciłem numer Louisa w telefonie i wcisnąłem zieloną słuchawkę.

-Halo ? - usłyszałem ochrypnięty głos tuż po trzecim sygnale.

-Lou to ja. Jestem już na miejscu. Jak się czujesz ?

-Tęsknie. - usłyszałem jak zachłystuje się łzami następnie jedyny dźwięk, który mnie doszedł to pikanie zakończonej rozmowy.

Teraz i ja nie kryłem łez. Otworzyłem szablon nowej wiadomości i napisałem:

Kochanie,
Nie płacz nie mogę znieść myśli, że cierpisz. Obiecuję wrócę do ciebie i już nigdy nie wypuszczę cię ze swoich ramion.
Hazz :*

Po kilku minutach, gdy już prawie zasypiałem dostałem wiadomość. Resztkami sił odczytałem, co było w niej zawarte.

Będę silny dla ciebie i tylko dla ciebie. Jesteś sensem mojego istnienia.
Przysięgam na wszystko, porwę cię stamtąd. Będziesz tylko mój, już ma zawsze.
Twój Lou.



środa, 20 marca 2013

Rozdział 19 cz. 2


*Paczałkami Harry'ego*


Patrzyłem z niedowierzaniem na osobę stojąca przede mną. Pierwsze co mną owładnęło to zdziwienie, lecz kiedy tak przypatrywałem się w ciszy osobie przede mną zacząłem odczuwać złość. Nieopisywalny gniew. Coś co kryło się we mnie od dłuższego czasu, a czemu nie pozwalałem wyjść z mojego wnętrza.
Jednak widząc jego twarz, przypominając sobie zdarzenia sprzed kilku miesięcy nie mogłem tego dłużej kryć.
Niby wyglądał jak obraz skrajnej nędzy i rozpaczy, ale nie interesowało mnie to. Ja też tak wyglądałem, o ile nie gorzej. To moje życie zmarnował i to przez niego i Emmę na kilka miesięcy zatraciłem się w cierpieniu, nie dostrzegając nic poza nim. Mogłem te miesiące spędzać szczęśliwie
wraz z osobą, którą kocham, ale nie. Musiało zostać mi to zabrane przez niczego nieświadomych nastolatków. Nie widzę do dzisiaj sensu, dlaczego mi to zrobili. Chyba już nigdy go nie poznam, ale to boli. Wciąż boli świadomość iż moi najlepsi przyjaciele z dzieciństwa zniszczyli mi życie, ponieważ mój chłopak uderzył Zayn'a. Stanął w mojej obronie, nie mogąc patrzeć jak mnie krzywdzą, a oni jeszcze dolali oliwy do ognia. Możliwe że zrobili to z nudów ? Możliwe że chcieli się zabawić. Ale to nie są wytłumaczenia. Zmienili moje życie w piekło. Zadali mi większy ból niż, ten który zadawał mi ojciec. Bo w porównaniu do bólu psychicznego, ból fizyczny był niczym.

-Lou uszczypnij mnie, bo chyba mam zwidy ! - przemówiłem, tym samym przerywając ciszę pomiędzy nami.

-Jak ty się tu dostałeś ? Myślałem, że jesteś w Doncaster. Emma mówiła, że...

-Zamknij się ! Nie obchodzi mnie, co mówiła Emma i nie obchodzisz mnie ty. A jeśli piśniesz komukolwiek choćby słówko, że jestem w Londynie i to z Louisem, to obiecuję zemszczę się na tobie za to wszystko, co przeżyłem przez ciebie i tę sukę. - wybuchnąłem gniewem i przyrzekam, gdyby nie Lou i jego mocny uścisk na mojej dłoni już dawno poszedłbym z pięściami na Zayn'a.
Widząc coraz większe zszokowanie na jego twarzy, uśmiechnąłem się zwycięsko. Teraz to ja byłem górą.

-Co się tak patrzysz Zayn ? Zmieniłem się nieprawdaż ? Już nie jestem taki słaby. To chyba nawet dzięki wam. Dzięki tobie i Emmie. Musiałem zacząć walczyć, o to co dla mnie naprawdę ważne. - kontynuowałem nie zamierzając tak szybko przestać. Chciałem zakończyć to raz na zawsze i pokazać, że też 'mam jaja'. - I jak widzisz wygrałem. A ciebie już nigdy nie chcę widzieć na oczy. Skrzywdziłeś mnie tyle razy, że dziwie się, że jeszcze jestem na tyle spokojny i nie walnąłem się prosto w twarz.

-Hazz, ty nic nie rozumiesz. Ja wcale nie...- próbował się tłumaczyć, ale byłem nieugięty.

-Przestań ! Nie chcę tego słuchać. Psujesz mi humor. Idź stąd i nie wracaj. Nie wiem, po co w ogóle tu przyszedłeś, ale szczerze to nie obchodzi mnie to. Ty mnie nie obchodzisz.

-Harry jesteśmy przecież przyjaciółmi nie mów tak.

-Przyjaciółmi ? Kpisz sobie ze mnie ? Nie jesteśmy przyjaciółmi już od bardzo dawna. Od kiedy sypiałeś z moją dziewczyną.

-Nie mów tak. Nie wiesz jak było. Daj mi wytłumaczyć, a zobaczysz, że źle mnie osądzasz. - próbował się mnie przekonać do rozmowy, lecz za każdym razem mu przerywałem. Miałem kompletnie gdzieś to, co chce mi powiedzieć, ponieważ byłem pewien że wymyśli kolejne kłamstwo, by mnie omotać. Dlatego postanowiłem broić się przed tym,

-Zayn idź stąd. Nie będę z tobą rozmawiał. - oznajmiłem dobitnie.

-Proszę, daj mi szanse. - widziałem ból w jego oczach. Lekko się szkliły jakby miał wybuchnąć płaczem. Ciężko było znosić taki widok mojego starego, dobrego przyjaciela i to spowodowane najwyraźniej moimi słowami, ale ja też płakałem i to wiele więcej razy niż on, dlatego nie czułem żalu lub poczucia winy, że doprowadziłem go do takiego stanu.

-Niestety. Miałeś wiele szans, ale je zmarnowałeś. Teraz jedyne, co możesz to zapomnieć, że kiedykolwiek miałeś przyjaciela w Harry'm Stylesie. Przykro mi, ale to moje ostatnie słowo. Żegnam Zayn. - wypowiadając ostatnie słowo pociągnąłem Louisa za sobą do mieszkania i zamknąłem drzwi na klucz. Przez wizjer zobaczyłem, że Zayn wyciera rękawem kurki twarz i powoli opuszcza kamienice.

W tym momencie poczułem wyrzuty sumienia. Może i próbowałem być twardy jak on , ale nadal w środku byłem tym niebywale uczuciowym i miękkim nastolatkiem z mnóstwem problemów i kompleksów.
Poczułem silne ręce oplatające mnie w pasie. Momentalnie wtuliłem się w ciepłe ciało Louisa i obróciłem twarzą do niego.

-Myślisz, że dobrze zrobiłem ? - wyszeptałem patrząc prosto w szaroniebieskie oczy szatyna.

-Nie mnie to oceniać, Harry. Mogłeś dać mu szansę się wytłumaczyć, ale nie kryję, że widząc go również miałem ochotę wtrącić coś od siebie, albo po prostu mu przyłożyć w twarz. Jednak to jest sprawa między wami. Już kiedyś się wtrąciłem i źle na tym wyszliśmy oboje.

-Kocham cię Lou. - złożyłem krótki, ale czuły pocałunek na jego wargach i znów wróciłem do patrzenia w jego oczy. Były tak piękne, że nie mogłem od nich oderwać wzroku.

-Ja ciebie też Harreh, a teraz chyba powinniśmy.. - nie dane mu było dokończyć, ponieważ dołączyła nas niespodziewanie kolejna osoba.

-Kochani, może zamiast się obściskiwać w holu, byście się przywitali ? - oboje spojrzeliśmy w jednym momencie w stronę skąd wydobywał się głos.
Co za niezręczna sytuacja.
W drzwiach do kuchni stała we własnej osobie moja mama, z ogromnym uśmiechem.
Oderwałem się od Louisa i popędziłem w jej stronę. Przytuliłem ją do siebie i okręciłem kilka razy w powietrzy.

-Mamuś, nie wyobrażasz sobie jak bardzo za tobą tęskniłem. - powiedziałem, stawiając ją z powrotem na podłogę i lekko od siebie odsuwając.

-Ja też tęskniłam maluchu. - dalej uśmiechając się, spojrzała na Louisa, który stał troszeczkę zmieszany zaistniałą sytuacją. - A ty Louis się nie przywitasz z przyszła teściową ? - słysząc to pytanie niemal nie udusiłem się własną śliną. Lou wyglądał na równie zaskoczonego, jednak powoli podszedł i przytulił moją mamę.

-Witaj Anne. Miło cię znowu widzieć. Wyglądasz jak zwykle nieziemsko.

-Nie pochlebiaj mi tak, bo się zarumienię. Poza tym Harry może być zazdrosny, prawda kochanie ?

-Mamo skąd ty … ?

-Synku wiem więcej niż ci się wydaje.

-Nie powinnaś wiedzieć. Chciałem ci sam o tym powiedzieć.

-Haroldzie Edwardzie Styles, powinieneś się cieszyć, że jeszcze na ciebie nie nakrzyczałam za to, że ostatnia się dowiaduje, że mój syn się zakochał. - powiedziała z udawaną złością, jednak ja widziałem, że nie może pohamować uśmiechu, który sam cisnął jej się na twarz. Byłem zdziwiony jej zachowanie,. Nie ukrywam, że obawiałem się podobnej reakcji do mojego ojca, ale mama jak zwykle zaskoczyła mnie na ogromny plus.

-Dobra nie patrzcie się tak na mnie. Idźcie do salonu. Zrobię wam herbaty.

Kiedy zniknęła za drzwiami kuchni, wymieniliśmy z Louisem zszokowane spojrzenia. Oboje nie wiedzieliśmy, o co w tym wszystkim chodzi, ale nie kryliśmy, że było nam to na rękę. Chociaż jeden problem z głowy.
Ponownie chwyciłem Lou za rękę i splotłem nasze palce ze sobą, kiedy kierowałem nas w stronę salonu. Usiedliśmy koło siebie na kanapie. Przysunąłem się do niego jak najbliżej i oparłem głowę na jego ramieniu.

-Harry jak myślisz skąd ona wie ? - zapytał Lou.

-Nie mam pojęcia. Może od ojca, albo... Że też wcześniej na to nie wpadłem. To musiał byś Zayn. Bo po co miałby tu przychodzić ?

-Też go podejrzewam, ale teraz jest ważniejsza sprawa. Musisz powiedzieć swojej mamie o ojcu.
-Nie zrobię tego Lou. Nie mogę to się źle skończy, poza tym wiesz jak ona się poczuje ?

-Jeśli ty nie powiesz Hazz, ja to zrobię. Tak dalej być nie może. Własny ojciec cię bije i maltretuje. Ja spokojnie nie mogę odwiedzić rodziny, bo boję się, że gdy twój ojciec się o tym dowie znowu wpadnie w szał i …

-Kto wpadnie w szał ? - znów przerwała nam rozmowę mama, która akurat przyszła uśmiechnięta, z tacą z napojami. Nic nie mówiąc, podniosłem się z miejsca i odebrałem od niej tacę, stawiając na stoliku.
Kiedy z powrotem opadłem na kanapę czułem na sobie wzrok mamy siedzącej naprzeciwko w skórzanym fotelu i Lou, który tym chciał mnie nakłonić do wyjawienia wszystkiego rodzicielce.
Czułem ogromną potrzebę powiedzenia jej o wszystkim. Chciałem, żeby wiedziała. Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic, ale tak sytuacja nie była taka prosta.
Jakbyście się poczuli na jej miejscu, gdyby wasz syn oznajmił i że przez ostatnie miesiące był bity przez ojca, nie mogącego uporać się z jego odmiennością seksualną ?
Myślę, że nie jedno z was po prostu by nie uwierzyło. Poza tym tak dawno jej nie widziałem i nie chciałem psuć tej wspaniałej chwili, kiedy jestem z dwoma najważniejszymi osobami w moim życiu.

-Kochanie, dobrze się czujesz ? - z rozmyśleń wyrwał mnie szept Louisa do mojego ucha.

-Tak jest okej. Zamyśliłem się po prostu. - westchnąłem, odrzucając od siebie zbędne myśli i podejmując decyzję.

-Jesteście piękną parą chłopcy. Jak długo tak konkretnie jesteście razem ?

-Trzy miesiące, dwa tygodnie i pięć dni. - powiedziałem dumny z tego iż znam dokładną ilość zarówno miesięcy jak i dni. W odpowiedzi dostałem czułego całusa w policzek i ogromny, szczery uśmiech od Louisa.

-Haroldzie jestem na ciebie naprawdę wściekła. Wytłumacz mi się natychmiast, dlaczego nic nie pisnąłeś ?

-Bałem się jak zareagujesz. Sam byłem lekko zagubiony. Musiałem sobie wszystko poukładać, oswoić się z tym, że zakochałem się w chłopaku. Sama rozumiesz.

-To nie zmienia faktu iż matka powinna wiedzieć pierwsza. Domyślałam się po ostatniej wizycie, że pomiędzy wami jest coś więcej, ale jak głupia czekałam aż sam mi to oznajmisz.

-No już dobrze nie gniewaj się. Przepraszam. - zachichotałem lekko z jej przemowy. - Nie masz nic przeciwko temu, że jesteśmy razem ?

-Skarbie kiedy na was patrze to widzę prawdziwą miłość. Nieważne że oboje jesteście mężczyznami. Aż mi się ciepło na sercu robi widząc jacy jesteście szczęśliwi. W jaki sposób patrzycie na siebie. Jak mogłabym być przeciwna waszemu związkowi, kiedy po raz pierwszy od dawna widzę mojego syna tak uśmiechniętego i radosnego. To co was łączy jest wspaniałe. Ta więź jest ….

-Magiczna. - dokończyliśmy z Louisem za nią, patrząc sobie w oczy z uśmiechem.

-Dokładnie chłopcy. To dobre określenie. A teraz powiedź mi Harry jak się tutaj znalazłeś ? Bill z Kelly też przyjechali ? Czy może sam się tu przetransportowałeś do Louisa ?

-Kell mnie tu zabrała. To taka niespodzianka od niej. Długo się z Lou nie widzieliśmy i chciała sprawić mi przyjemność. I jest mały szczegół, o którym powinnaś wiedzieć.

-Tak ?

-Tata nic o tym nie wie i przyrzeknij, że o niczym się nie dowie.

Widziałem lekkie niezrozumienie na jej twarzy lecz ustąpiła. Jedynie pokiwała głową na znak, że się zgadza.
Sięgnęliśmy po szklanki z napojami i kontynuowaliśmy rozmowę już na luźniejsze tematy niż mój związek z Louisem.



*Oczami Louisa*

-Poczekaj chwile. - poprosiła mama Harry'ego, gdy już miałem opuszczać jej mieszkanie. Hazz schodził po schodach więc chciałem jak najszybciej do niego dołączyć. Jednak byłem ciekawy, co też Anne miała mi ważnego do przekazania, że nie odważyła się tego uczynić przy moim chłopaku.

-Coś się stało ? - spytałem widząc jej wahanie przed wypowiedzeniem czegokolwiek.

-Myślę, że powinniśmy się spotkać i porozmawiać. We dwoje. - podkreśliła ostatnie słowa, patrząc na mnie zmartwionym i stanowczym wzrokiem. - Podsłuchałam troszeczkę twojej rozmowy z Harry'm. Przyznam iż się zaniepokoiłam, a wiem, że od mojego syna wyjaśnień nie dostanę. Jednak mam nadzieję, że jesteś mądrzejszy i rozsądniejszy, oraz nie chcesz podpaść teściowej.

-Może nie powinienem, ale również uważam, że powinnaś wiedzieć. Przyjdę...

-Louis ! - dobiegł mnie krzyk zniecierpliwionego Harry'go, który przerwał mi wypowiedź.
-Przyjdę do ciebie, któregoś dnia. Obiecuję. Teraz muszę lecieć. Twój syn jest bardzo zaborczy i upierdliwy. - zaśmiałem się.

-Zauważyłam. A teraz zmykaj i pamiętaj o obietnicy. Trzymam cię za słowo. Pa.

-Do zobaczenia. - odpowiedziałem i opuściłem kamienicę wraz z moim chłopakiem, trzymając się za ręce jak najszczęśliwsza para na świecie.


~Godzinę później~

-Lou błagam zrób mi herbatę. Umieram z zimna. - zajęczał Harry upadając na moje łóżko, natychmiast oplatając się szczelnie kocem. Zaśmiałem się z niego, ponieważ jedyne co było widoczne to burza , gęstych, ciemnych loków.

-Już się robi kochanie ! - odkrzyknąłem i już po chwili w dłoni dzierżyłem dwa duże kubki z gorącą herbatą. Harry aż pisnął uradowany na jej widok i wyrwał mi szklankę z ręki o mało się przy tym nie oblewając wrzątkiem.
Tymczasem zająłem miejsce obok niego i wepchnąłem się pod ciepły koc. Czułem jak całe jego ciało drży z zimna. Na dworze wcale nie było aż tak zimno jednak on trząsł się jak galareta. Czasem bawiła mnie ta jego dziewczęca delikatność, ale przez większość czasu wydawała mi się cholernie urocza. Objąłem go ramieniem i przyciągnąłem do siebie, wtulił się we mnie i poczułem burzę loków na mojej szyi, łaskoczących mnie niemiłosiernie. Wolną dłonią zmierzwiłem mu tę czuprynę. Podniósł lekko głowę do góry jak, by móc mi spojrzeć w twarz. Po chwili dopiero zauważyłem, że nie ma już nic w dłoni i zmienia pozycję tak że teraz siedział na mnie okrakiem i przyciągnął w mocnym uścisku. Tak mocno mnie zdusił, że prawie udusiłem się nie mogąc nabrać powietrza.

-Lou tak bardzo się za tobą stęskniłem. - wyszeptał mi do ucha przygryzając jego płatek.

-Głupolu ja zdecydowanie bardziej tęskniłem.

-Nie wiesz o czym mówisz. Nie wyobrażasz sobie, co bez ciebie przeżywałem. Każdego dnia patrząc na przybywające siniaki, dokładnie wiedziałem dlaczego się pojawiają. Przypominały mi, co działo się przez ostatnie miesiące. Co spowodowało, że byłem szczęśliwy, a później cierpiałem. Nie myśl sobie, że żałuję tego, co między nami zaszło, bo to nie byłaby prawda. Nigdy nie usłyszysz ode mnie tych słów. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Tylko, że kiedy ty wróciłeś do rutyny, normalnego życia, przyjaciół i szkoły, ja popadłem w totalny dół. Straciłem nad sobą kontrolę. Sam zresztą widziałeś jej skutki. Widząc te rany i wiedząc, że blizny zostaną już na zawsze czuję ogromną złość. Na siebie samego, na ojca i nawet na ciebie. Tak wiem, to nie w porządku, ponieważ nie miałeś wyboru musiałeś wyjechać. Lecz bez ciebie moje życie znów straciło sens, a ja posunąłem się do takich rzeczy, że aż wstyd się przyznać. A wiesz co jest najgorsze ? - przerwał na chwilę widząc, że w po moich policzkach strumieniem lecą łzy. Nie mogłem ich powstrzymać. Wiedziałem, że wyjawia mi ważne rzeczy, że mi ufa i prawdopodobnie jestem jedyną osobą , której to powiedział.

Lecz wszystko, co do mnie docierało, raniło mnie. Czułem się jakbym był jedynym złym elementem jego życia. Czułem jakbym wprowadził w nie sam smutek i ból. To okropne uczucie. Raniły mnie jego słowa, a jednocześnie dawały do myślenia. Brzmiało to zupełnie jak pożegnanie, jakby zaraz miał powiedzieć 'Miło było ale się skończyło, sory'. To chyba złamałoby mi serce i odbierało szansę na szczęście w przyszłości. Bo szczerze ? Nie umiałem sobie wyobrazić swojej przyszłości bez chłopaka o szmaragdowych, głębokich i błyszczących tęczówkach, burzy kasztanowych loków i malinowych ustach. O tak pięknym ciele, że nie jeden mężczyzna mógłby pozazdrościć i co najważniejsze cudownym usposobieniu i łagodnym charakterze.
Bo jaką miałem mieć przyszłość bez miłości ? Umarłbym jako stary, oschły i zrozpaczony dziadek.
Odpychałem od siebie te myśli, lecz na próżno. One nawiedzały mnie praktycznie każdej nocy, a tego dnia stało się tak również przez słowa Harry'go.

-Lou nie płacz, daj mi dokończyć. - moje rozmyślenia przerwał łagodny głos Harry;go. - Na czym to skończyłem ? Aha.. Wiesz co jest najgorsze w tej całej sprawie ? Że pomimo przeszkód ja za wszelką cenę chce być z tobą. Kocham cię jak wariat i nie mogę przestać, choć czasem chciałbym. Bez ciebie czuję, że nie ma części mnie i umieram wewnętrznie bez drugiej połówki. Więc obiecaj mi jedno LouLou. - nie mogąc wydobyć z siebie głowy jedynie skinąłem głową. - Obiecaj, że już zawsze ze mną będziesz i mnie nie zostawisz. Że przetrwamy jeszcze te kilka miesięcy, a gdy ukończę te 18 lat przyjedziesz i zabierzesz mnie od ojca. Wyjedziemy z Doncaster i zaczniemy żyć razem. Jako rodzina. Weźmiemy ślub, możemy nawet zaadoptować dziecko. Ale chce żebyśmy nigdy, przenigdy się już nie rozstawali.

-Przyrzekam. - wyszeptałem, nadal nie mogąc powstrzymać łez, które z większą siłą cisnęły mi się do oczu.

-Na zawsze razem ?

-Na zawsze. 

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 19 cz. 1




Paczałkami Harrego*

Znów czułem te siłę ! Chciałem dalej żyć, miałem dla kogo. Leżałem w ramionach Louisa i czułem się taki ważny. Obejmował mnie i całował po głowie tak jakbym był najwspanialszą osobą na świecie.
Czułem tę miłość i troskę od niego tryskającą i aż serce zaczynało mi mocniej bić. Sam jego dotyk był dla mnie ukojeniem,wybawieniem z tego mrocznego i złego świata. Będąc z nim nie musiałem się niczym przejmować. Smutki odchodziły w niepamięć, czarne obrazy z moich myśli wyparowywały, a ich miejsce zajmowały miłe wspomnienia i radość. Nie myślałem już nad odebraniem sobie życia. Byłoby to niedopuszczalne. Tyle mogłem jeszcze zobaczyć, przeżyć. Było mi wstyd za swoje postępowanie, ale w tamtym momencie nie myślałem racjonalnie. Liczyło się tylko to, by poczuć inny ból niż ten po stracie Lou.
Było minęło, nie chciałem o tym teraz myśleć. Teraz byłem naprawdę szczęśliwy. Po co zaprzątać sobie głowę czymś kompletnie nie ważnym ? - Nie mam pojęcia.

Moje rozmyślania przerwało wibrowanie w kieszeni. Wyjąłem mój nowy, sporych rozmiarów telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Dostałem nową wiadomość. Zdziwiłem się ponieważ nikt nie miał tego numeru. Nikt prócz Kell.

Od:Kelly
Do:Harry

Cześć mały ! Udała się niespodzianka ? Mam nadzieję, że tak. Masz czas do jutrzejszego południa. Wpadnę około 17. Nacieszcie się sobą, ale pamiętaj bez głupot.
Pozdrów Louisa. :*

Od razu na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Co to za kobieta. Dokładnie wiedziała kto tu mieszka. To najwspanialszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem. Będę jej za to wdzięczny do końca życia.

Usłyszałem cichy chichot Louisa i z zainteresowaniem podciągnąłem się na łokciach, by zobaczyć co go tak rozśmieszyło.
Widząc moje zdezorientowanie jeszcze bardziej pogłębił się jego uśmiech.

-O co chodzi Lou ?

-Kochanie, twoja macocha jest nieobliczalna.

-Tak, ale gdyby nie ona nie byłoby mnie tutaj skarbie. - powiedziałem odchylając głowę tak, by mieć lepszy widok na jego twarz. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy, aż Lou pochylił się i złożył czuły pocałunek na moich wargach.
Znów wtuliłem się w jego ciepłe ciało i powoli zamykałem oczy, kiedy do mojej głowy wpadł pewien pomysł.

-Lou ? - zacząłem.

-Tak Hazzuś ? - uśmiechnąłem się na użyte przez niego zdrobnienie.

-Przejdziemy się ?

-A nie wolałbyś zostać ?

-Przecież tu wrócimy. Lou proszę. - zrobiłem oczy jak kotek ze Shreka. Wiedziałem, że to zadziała. Jak to moja mama kiedyś ujęła: „Harry, skarbie twoje oczy mogą zdziałać cuda”. I w tym przypadku mama ani trochę się nie pomyliła. Oczywiście Lou uległ i już po chwili całkowicie ubrani schodziliśmy po wąskich schodach kamienicy.

Zimne październikowe powietrze owiało nasze wygrzane ciała. Niebo wskazywało iż była dość późna godzina. Słońce powoli chowało się za horyzontem zostawiając nas i chcąc zagościć dopiero następnego dnia, by nas ogrzać.
Krążyliśmy z Lou uliczkami Londynu, bez żadnego wyznaczonego celu. Chcieliśmy się po prostu nacieszyć swoją obecnością. Bez zbędnych słów maszerowaliśmy przed siebie, nie zwracając uwagi na innych ludzi. Oboje byliśmy pogrążeni we własnych myślach.
Nie wiem o czym Lou tak rozmyślał, ale musiało być to coś przyjemnego ponieważ uśmiech nie schodził mu z twarzy, a czasem nawet się pogłębiał.
Obdarowywałem go szybkimi spojrzeniami, tak by widzieć każdą różnicę w wyrazie jego twarzy. Uwielbiałem obserwować te cudowne usta o malinowym kolorze, wyginającym się w zniewalający uśmiech, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Kiedy podziwiałem jego oczy sam pragnąłem mieć takie same. Ta ich głębia i ten kolor. Zupełnie jak fala oceanu, tak czysta, nieskazitelna i przepiękna.
Policzki jak zwykle lekko zarumienione i wachlarz rzęs, rzucających cień na wyeksponowane kości policzkowe. Zapierało mi dech w piersiach.
Ja Harry Styles, zwykły nastolatek, o niczym się nie wyróżniającej urodzie i brakiem talentu do czegokolwiek, miałem chłopaka, o którym niektóre dziewczyny mogą tylko pomarzyć. O dziwo ja go zdobyłem. Kochałem go i on najwyraźniej mnie też. To cudowne. Miałem na wyciągnięcie ręki mój największy skarb. Mojego kochanego Louisa Tomlinsona, studenta pierwszego roku psychologi, pochodzącego z pięknego miasta Doncaster, trzy godziny jazdy od Londynu, mającego trzy siostry z czego jedna jest tak śliczną dziewczyną, że nie raz przez okno widziałem jak grupka chłopaków odprowadzała ją pod same drzwi domu.
No to wspomnienie po raz kolejny wybuchnąłem głośnym śmiechem, robiąc z siebie pajaca na ulicy. Przechodnie obracali się za mną, mierząc wzrokiem, ale nie przejmowałem się nimi.
Szliśmy dalej w milczeniu aż nogi same zaprowadziły nas pod wejście do parku. Momentalnie wspomnienia związane z pewnym uroczym parkiem na obrzeżach Doncaster wróciły. Poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele.
Szybko chwyciłem dłoń Louisa splatając nasze palce razem i nie zważając na dziwne spojrzenia przechodniów pociągnąłem go za sobą w dobrze mi znane miejsce. W tym parku od teraz też będziemy swój własny romantyczny zakątek.


*Oczami Louisa*

Poczułem czyjąś dłoń zaplatającą długie zimne palce razem z rozgrzanymi moimi. Obróciłem głowę w tą stronę, zdając sobie sprawę, że to Harry z wielkim uśmiechem na twarzy ciągnie mnie za sobą, do nie znanego mi miejsca.
Od dłuższego czasu mieszkałem w Londynie lecz to miasto było dla mnie wciąż jedną wielką nieznaną. Znałem jedynie drogę do centrum, do szkoły, domu i do sklepu. Raczej nigdzie nie wychodziłem. Zawsze byłem pilnym uczniem więc bardzo przykładałem się do nauki. Nie miałem czasu na pierdoły typu imprezy do rana i popijanie. Bo co w tym niby takiego wspaniałego ? Po każdej imprezie człowiek budzi się z ogromnym kacem i ledwo funkcjonuje. Żenujące... Dlatego ja starałem się nie przebywać w żadnych klubach ani innych takich miejscach. Wolałem spokojne zacisze mojego mieszkania.

Każdego wieczoru, kiedy byłem już solidnie przygotowany na zajęcia, siadałem w wygodnym i miękkim fotelu w salonie, z kubkiem gorącego mleka i tomikiem wierszy. Uwielbiałem napawać się ciszą. Rzadko używałem telewizora. Wolałem się relaksować w inny sposób niż oglądanie przygłupich seriali, nie mających żadnego mądrego przesłania. Wiem to może dziwnie brzmieć, ale taka jest prawda. Oczywiście nie uważam za idiotów ludzi oglądających telewizje, a ja po prostu nie odczuwam takiej potrzeby z powodu moich własnych zasad i przekonań.

Nagle zatrzymaliśmy się. Rozejrzałem się dookoła i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To miejsce było wspaniałe. Pełno barw, takie radosne. Coś wspaniałego. Nie umywało się to oczywiście od naszego tajemniczego zakątka w Doncaster, ale w każdym z miast powinniśmy mieć swój kąt. Już wtedy wiedziałem, że po wyjeździe Harrego będę tu stałym gościem.


-I jak ci się podoba ? - zapytał Harry obejmując mnie ramieniem w wa pasie.

-Jest cudownie. Skąd wziąłeś to miejsce ?

-Mama mnie tu zabierała jak byłem młodszy. Goniliśmy się między drzewami i … - przerwał najwyraźniej przez przypomnienie sobie chwil spędzonych z mamą. Łączyła ich silna więź, bardzo tęsknił za swoją mamą i myślę, że było mu ciężko mówiąc o niej cokolwiek.
Jednak inteligenty Mr. Tommo wpadł na pomysł.
Klepnąłem Hazze w ramie, krzycząc „Berek” i zacząłem uciekać.
Byłem niecałe 100 metrów od miejsca zastawienia Loczka,gdy poczułem jak coś mnie przewraca i następnie przygniata do ziemi.
Otworzyłem powoli oczy, otrząsając się z szoku i ujrzałem rozbawione, iskrzące się tęczówki Harrego.

-Chciałeś mnie pokonać Lou ? - pokręciłem twierdząco głową w odpowiedzi. - Oj głuptasku mój kochany. Nie masz ze mną szans. - powiedział z uśmiechem, odgarniając mi kilka niesfornych kosmyków z twarzy.

-Złaź ze mnie grubasie. - powiedziałem udając złego i próbowałem zepchnąć chłopaka z siebie, ale bez skutku.

-Jak ty mnie nazwałeś ? - wysyczał gniewnie. - Ja jestem gruby ? Nie daruje ci tego. Nie jestem wcale gruby. Jestem szczupły, a to że ty jesteś idealny i masz te swoje ponętne kształty to już nie moja wina. Mnie Bóg tak hojnie nie obdarował. - powiedział wstając ze mnie, ale udało mi się w ostatniej chwili chwycić jego dłoń i usadzić go sobie na kolanach.
Zdziwiony popatrzył mi w twarz i widząc mój uśmiech rozluźnił się, obracając tak, że siedzieliśmy twarzami do siebie.

-Uważasz, że jestem idealny i mam ponętne kształty ? - wymruczałem mu do ucha.

-Lou dobrze wiesz, że tak uważam. Nie zawstydzaj mnie.

-Nie rumień się jak panienka Styles. - zaśmiałem się z niego. - Ale wiesz nie mogę się z tobą zgodzić, bo znam wiele lepszych ode mnie osób. A jedna z nich wyróżnia się najbardziej.

-Kto to ? - spytał wpatrując mi się głęboko w oczy.

-Ty kochanie. Jeszcze nigdy nie spotkałem bardziej uroczego, kochanego, słodkiego, mądrego, przystojnego i mega seksownego chłopaka. - udało mi się dokończyć na jednym wdechu, a wiem że jest wiele innych przymiotników mogących jeszcze opisać jego wspaniałość.

-Naprawdę tak sądzisz czy chciałeś mi poprawić humor ?

-Oczywiście, że tak sądzę. Hazz ty siebie nie doceniasz. Ale ja wiem jaki jesteś. Każda dziewczyna praktycznie obraca się za tobą, gdy idziemy po ulicy. Zwróciłeś uwagę również niejednego chłopaka. I to nie byle jakiego. Uwierz w siebie.

-Kocham cię Lou.

-Aww.. i widzisz ? Jak można cię nie kochać ?

Złożyłem długiego soczystego buziaka na jego ustach i powoli nakazałem Stylesowi, by się podniósł. Chciałem ruszyć z miejsca i iść dalej, ale Harry zatrzymał mnie w pół kroku.

-Coś się stało ?

-Wiesz Lou mam prośbę.

-Tak ?

-Poszlibyśmy odwiedzić moją mamę ? To dla mnie bardzo ważne. Tak długo jej nie widziałem. Stęskniłem się. - wyszeptał ze spuszczoną głową, jakby bał się mnie o to prosić.

-Ależ oczywiście. Tylko zaprowadź mnie do tego mieszkania, bo nie trafię. I w ogóle chętnie zobaczę po raz kolejny Ann. Jest bardzo miła i muszę przyznać, że bardzo ładna z niej kobieta.

-Coo ? To już ja ci nie wystarczę ? Teraz do mojej mamy się dobierasz ? - udawał zagniewanego.

-Harry nie udawaj głupka. To nie moja liga. Poza tym ja wolę kędzierzawych, zielonookich chłopaków.

-Mam nadzieję. - chwycił moją dłoń i skierowaliśmy się w stronę wyjścia z parku.
Znów szliśmy zatłoczonymi chodnikami Londynu, tym razem jednak trzymaliśmy się za ręce. Czułem się z tym świetnie. Nigdy nie ukrywałem swojej orientacji i opinie innych na temat mojej osoby już dawno zaczęły dla mnie cokolwiek znaczyć.

Po około 30 minutach marszu stanęliśmy w końcu pod drzwiami mieszkania babci i mamy Harrego. Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechnął i zapukał. Nie usłyszeliśmy żadnego wydobywającego się ze środka głosu, ani innego dźwięku więc skierowaliśmy się w stronę wyjścia lecz dobiegł nas odgłos otwierania zamka, a po chwili w drzwiach ujrzeliśmy …


ciąg dalszy nastąpi :D

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 18

*Oczami Louisa*

Nigdy nie zastanawiałem się nad swoją przyszłością. Żyłem chwilą, napawając się młodością, nie patrząc przed siebie. Cieszyłem się teraźniejszością, próbując zapomnieć o złych rzeczach, które mi się przytrafiły. Byłem optymistą w każdym calu. Wierzyłem jak głupi, że wszystko w życiu ma swoje szczęśliwe zakończenie.
Całkowicie zmieniłem swoje nastawienie do świata, otoczenia i życia, poznając Harrego. Ten lokowaty chłopak wprowadził mnie w swoje życie. Opowiedział historię jego dzieciństwa, dzielił się ze mną uczuciami i wspomnieniami. Nie raz byłem świadkiem jego płaczu, histerii, zmian nastroju lub napadów szału. Chociażby mały drobiazg, źle wypowiedziane słowo sprawiały, że w jego szmaragdowych oczach pojawiały się łzy, a twarz natychmiast wykrzywiała się w cierpieniu. Taki delikatny.
Potrzebował dużo uwagi i opieki, a zamiast tego w ciągu swojego siedemnastoletniego życia doświadczył więcej bólu niż ktokolwiek inny przez całe życie.

Przez to jeszcze bardziej pragnąłem się do niego zbliżyć.
Chciałem sprawić by na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, rozświetlający całe pomieszczenie. By ukazały się te dwa urocze dołeczki, dzięki którym i na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
Po prostu chciałem, by był szczęśliwy, bo kiedy on był ja również czułem potrzebę, by żyć. Miałem dla kogo.

Zawsze rozmyślałem nad takimi skrajnymi uczuciami jak ból, strach, żal i cierpienie. Moje i Harrego życie było nimi aż nadto przesiąknięte, jak zresztą prawie każdego nastolatka. Nie tylko my przeżyliśmy zawody miłosne, rozstania rodziców. Jest wiele takich dzieciaków. Nie jesteśmy jedyni. Nie jesteśmy wyjątkowi.

To pewne, ale jest w nas coś czego inni mogą nigdy nie doświadczyć. Oboje darzymy się tak ogromną miłością, że może to wzbudzić zazdrość.
Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Mieliśmy wzloty i upadki, ale wszystko to jakby wzmacniało nasz związek. Utwierdzało w fakcie, że jest o co i że warto walczyć. Taka miłość jak nasza zdarza się bardzo rzadko.
Te wydarzenia ostatniego czasu zmusiły mnie do kolejnych przemyśleń.
A mianowicie jak rozumieć słowo szczęście. Każdy ma własną definicje tego słowa. Każdy odbiera je w inny sposób. Według mnie to głębokie przekonanie, że jest się na dobrej drodze do osiągnięcia tego, co się pragnie.

Moim jedynym pragnieniem było zdobycie miłości swojego życia. Dopiero po jej dostaniu mógłbym powiedzieć, że osiągnąłem pełnię szczęścia.
W czasie wakacji kilka razy twierdziłem i wypowiedziałem te słowa. Przyznawałem się do tego, że po raz pierwszy od dawna jestem szczęśliwy. Bo wtedy właśnie byłem. Miałem przy sobie wspaniałego chłopaka, który patrzył we mnie jak w obrazek. Każdego dnia wyjawiał mi jak bardzo mnie kocha, jak silnym uczuciem mnie darzy. Ufał mi jak nikt inny wcześniej. Zdecydował się na przeżycie ze mną swojego pierwszego razu, podkreślając, że chciał to zrobić z najwspanialszą osobą na świecie. Czyli ze mną.
Dzięki niemu odżyłem.

Ale nie wszystko trwa wiecznie. Wraz z upływem czasu wszystko co do tej pory zbudowałem zostało mi zabrane. Musiałem się wyprowadzić czym prędzej z rodzinnego miasta. Zostawiłem Harrego w Doncaster wraz z częścią mojej duszy. Rozpadłem się na kawałki bez tego chłopaka. Nie widziałem sensu życia, aż do teraz.



Siedziałem spokojnie w salonie na kanapie przeglądając podręczniki. Za kilka dni miałem mieć ważny egzamin z psychologi społeczeństwa. Próbowałem skupić się nad treścią tego co czytałem, ale nic z tego. Przez rozmowę telefoniczną z Harrym byłem zbyt rozkojarzony.
Mijały sekundy, minuty, godziny, a ja dalej myślałem tylko o jednym.
Poddając się w końcu, wstałem i udałem się do kuchni. Nalałem sobie soku marchewkowego do szklanki i wypiłem dwa duże łyki. Rozkoszowanie się tym pysznym smakiem, przerwał mi dzwonek do drzwi.
Nie spodziewałem się gości. Nikt nigdy mnie nie odwiedzał. Mama czasem wpadała sprawdzić jak się czuję i przywoziła mi różne rzeczy z Doncaster tak bym mógł poczuć się jak w domu. To bardzo miłe z jej strony, ale czasem przesadzała z nadopiekuńczością.

Pokierowałem się w stronę drzwi. Chwilę mocowałem się z zamkiem, który jak na złość nie chciał się otworzyć. W końcu po kilku próbach otwarłem drzwi i aż wbetonowało mnie w podłogę.

Serce zaczęło mocniej bić jakby zaraz miało wyskoczyć z mojego wnętrza. Moje oczy momentalnie zaszkliły się, a szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy.
To było coś wspaniałego. Przede mną w całej okazałości stał Harry. Ten piękny młody osobnik, który kilka miesięcy temu zawrócił mi w głowie jak nikt inny wcześniej nie zdołał.
Rozkochał mnie w sobie do obłędu. Przez niego nie przespałem całkowicie ani jednej nocy, od rozstania. Wszystkie moje myśli krążyły wokół jego osoby.
A teraz, stał przede mną i z takim samym szokiem jak mój wpatrywał się w moją twarz, jakby nie wierzył w to, co widzi.

Nie mogłem wytrzymać tej ciszy, ani odległości która nas dzieliła. Szybkim ruchem chwyciłem jego dłoń i wciągnąłem do mieszkania. Zamknąłem kopniakiem drzwi. Przytuliłem z całej siły młodszego chłopaka do siebie i pozwoliłem łzą wydostać się z moich oczu. Ciekły ciurkiem po twarzy. Nie mogłem tego pohamować. Czułem, że Harry też płacze. Moja koszulka była cała mokra od jego łez, ale nie przeszkadzało mi to. W tym momencie liczyło się tylko to, że trzymam cały sens mojego istnienia, w ramionach.
Po pary minutach lub godzinach zdecydowałem się odezwać. Oderwałem zapłakanego chłopaka od swojego ciała, na długość ramion tak, by mieć lepszy widok na jego twarz. Była cała czerwona, ale uśmiechnięta. Oczy miał opuchnięte od płaczu, ale nie wyrażały smutku, raczej radość.

-Harry...Jak ty się tu znalazłeś ? - zdołałem wydusić przez płacz.

-Lou sam nie wiem. Długa historia, ale to nie jest teraz ważne. - znów oplótł mnie ramionami, mocno przyciągając. - Tęskniłem za tobą. - wyszeptał wprost do mojego ucha.

-Ja za tobą też Harreh, nawet nie wiesz jak bardzo.

Teraz to on pierwszy się ode mnie oderwał. Położył delikatnie rękę na moim policzku, patrząc mi w oczy. Ja również wpatrywałem się w zieleń jego oczu. Zawsze działały na mnie uspokajająco. Mógłbym się w nie wpatrywać godzinami, tak jak zresztą w całego Harrego. Kiedy już nasze twarze wróciły do normalnego stanu i nie zapowiadało się na kolejną fazę łez, chwyciłem dłoń Harrego i splotłem nasze palce razem. On jedynie spojrzał się na mnie z uśmiechem i podążył za mną do mojego pokoju. Usiedliśmy na małej kanapie pod ścianą. Mój pokój nie był dużych rozmiarów. Jedyne co się tam mieściło to łóżko, szafa i ta mała kanapa. Ale w zupełności mi to wystarczało.

Opadliśmy oboje obok siebie. Hazz momentalnie wtulił się we mnie. Położył głowę na mojej klatce piersiowej. Oplotłem go ramionami i mocno do siebie przyciągnąłem.
Czułem się jakbym śnił. To był piękny sen, jeden z najlepszych. Uszczypnąłem delikatnie ramie, ale nie wybudziłem się. Czyli to działo się na jawie. Jednak nie mam aż tak bujnej wyobraźni. To fakt.

-Mam ci tyle do powiedzenia Lou. Nawet nie wiem od czego zacząć. - Harry przerwał cisze panującą od dłuższej chwili.

-To mamy ten sam problem. Też chciałbym ci dużo powiedzieć, ale zdecyduję się chyba na najważniejsze ze słów, które chodzą po mojej głowie.

-Tak ? - zapytał zaciekawiony Harry podnosząc się ze mnie i wpatrując mi się w oczy.

Wstałem z kanapy, lekko zaskakując tym Harrego. Już po chwili trzymałem w ręce moją starą gitarę. Usiadłem na brzegu łóżka i poklepałem miejsce obok siebie.
Hazz od razu wykonał moje polecenie i wyczekiwał na mój ruch, nie spuszczając ze mnie swoich hipnotyzujących oczu.

-Napisałem te piosenkę całkiem niedawno. Miałem nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś dla ciebie zagrać. Jest specjalnie dla ciebie, napisana od serca.

-Proszę zagraj, Lou.

Pokiwałem głową i delikatnie przejechałem palcami po strunach. Rozkoszowałem się ta melodią. Była taka delikatna, że aż chciało się ją ciągnąć w nieskończoność. Byłem zadowolony ze swojego działa, jak jeszcze nigdy z żadnego. Ale ta piosenka była wyjątkowa, bo napisana dla wyjątkowej osoby. Zamknąłem oczy i jak najlepiej potrafiłem zacząłem śpiewać:

Your hand fits in mine like it's made just for me
But bear this in mind it was meant to be.And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.And it all makes sense to me.
I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you smile.You've never loved your stomach or your thighs.The dimples in your back at the bottom of your spine.But I'll love them endlessly.

I won't let these little things slip out of my mouth.But if I do it's you, oh it's you they add up to.I'm in love with you and all these little things.

You can't go to bed without a cup of tea..And maybe that's the reason that you talk in your sleep.And all those conversations are the secrets that I keepThough it makes no sense to me.
I know you've never loved the sound of your voice on tape,You never want to know how much you weigh.You still have to squeeze into your jeans,But you're perfect to me.

I won't let these little things slip out of my mouth..But if it's true it's you, it's you they add up to.I'm in love with you and all these little things.

You'll never love yourself half as much as I love you.You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,Like I love you. Ooh..
I've just let these little things slip out of my mouth.'Cause it's you, oh it's you.. it's you they add up to.And I'm in love with you and all these little things.
I won't let these little things slip out of my mouth.But if it's true. it's you.. it's you they add up to.I'm in love with you. And all your little things.




Kiedy skończyłem nagle poczułem, że nie trzymam już żadnego przedmiotu w swojej dłoni. Otwarłem oczy i zobaczyłem zapłakaną twarz Harrego tuż przy mojej.
Zbliżał się powoli jakby, bał odrzucenia. Natychmiast przywarłem do jego warg. Od dawna potrzebowałem tego zbliżenia. Ponownego poczucia słodyczy jego ust. Całowaliśmy się z taką pasją i uczuciem jak jeszcze nigdy. W tym momencie poczułem jaką ogromną miłością naprawdę go darzę. To było nic w porównaniu do tego, co podejrzewałem.

-To było piękne Lou. Naprawdę, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak teraz jestem szczęśliwy.

-Pisałem całą noc muzykę i słowa do tej piosenki. Czułem, że muszę to zrobić, by kiedyś podzielić się tym z tobą. Gdzieś w środku zawsze miałem przeczucie, że mnie odnajdziesz.

-I oto jestem. Nie wiem jakim cudem się tu znalazłem, ale najwidoczniej los tak chciał. - powiedział Harry z uśmiechem, ale po chwili spuścił głowę i spojrzał na swoje ręce.

-Coś się stało Hazz ? - zapytałem zaniepokojony nagłą zmianą w wyrazie jego twarzy.

-Muszę ci o czymś powiedzie Louis. I nie wiem ja na to zareagujesz.

-Cały czas będę przy tobie bez względu na to co powiesz. Więc nie bój się. - próbowałem go zachęcić ale widziałem, że bardzo się waha.

-Dobrze, ale proszę nie oceniaj mnie i nie praw mi kazań. - nabrał powietrza i kontynuował. - Po twoim wyjeździe było mi bardzo ciężko. Ojciec mnie bił. W szkole wszyscy traktowali mnie jak odmieńca. W sumie dalej mnie tak traktują. Nie dawałem sobie rady. Tego wieczoru, kiedy do ciebie zadzwoniłem, przegiąłem. Nie mogłem wytrzymać. To tak strasznie bolało, że nie mogłem cię dotknąć, pocałować, powiedzieć jak bardzo cię kocham i tęsknię. I wtedy... Przepraszam Lou. - łzy po raz kolejny dzisiaj pociekły z jego oczu.






-Kochanie, co się stało, błagam powiedź mi. - prosiłem, ale on dalej nie przestawał płakać. Zobaczyłem jednak, że powoli podwija rękaw bluzy do góry. Krzyczałem w myślach, żeby to nie było to, o czym myślę, ale niestety już po chwili mogłem na własne oczy zobaczyć, co bał mi się pokazać Styles.

-Przepraszam Lou. Przepraszam, ja nie chciałem. To było pod wpływem emocji. Nie panowałem nad sobą. Wiem, że jesteś teraz zawiedziony i masz mnie za psychola, ale już nie wytrzymywałem. Tak cholernie cię kocham i nie mogłem znieść myśli, że nie ma cię przy mnie. Przepraszam.


Popatrzyłem chwilę na niego, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Co ja miałem teraz zrobić ? Gdybym na niego nakrzyczał tylko pogorszył bym całą sytuację. Znam Harrego i wiem jak bardzo by się przejął falą krytyki ode mnie.

Wiec zamiast niepotrzebnie na niego naskakiwać, złożyłem długi pocałunek na jego ustach, by się uspokoił.
Podziałało, przestał płakać zamiast tego wpatrywał się z zaskoczeniem w moje oczy.
Leciutko się do niego uśmiechnąłem i chwyciłem jego poraniony nadgarstek. Podniosłem ku górze i na każdym z wielu nacięć złożyłem, delikatny, czuły pocałunek. Tak jakbym chciał tym uleczyć te rany. Chciałem swoją miłością sprawić, by każda z nich zasklepiła się i już nigdy nie było po niej śladu, ale sam po swoich doświadczeniach dobrze wiedziałem, że te ślady zostaną już na zawsze.









-Obiecaj, że już nigdy tego nie zrobisz. - poprosiłem kładąc się na łóżku, otulając Harrego ramieniem i mocno przyciągając do siebie.

-Obiecuję Lou. Już nigdy nie zrobię sobie, krzywdy. Dla ciebie będę silny. Ponieważ cie kocham.

-Ja ciebie też Hazz. Dopiero teraz mając cię przy sobie zaznałem pełni szczęścia.