niedziela, 2 czerwca 2013

Epilog - Koniec ??

Wszytko ma kiedyś swój koniec, ponieważ nic nie trwa wiecznie. Nie zawsze jest on dobry, ale nie zawsze musi również być zły.
Każdy człowiek ma własną, niepowtarzalną historię, ponieważ nie ma na świecie dwóch takich samych osób.
Różnimy się od siebie wyglądem bądź innymi drobnymi szczegółami, ale jednak...

Bywa tak że czyjaś opowieść, jest od początku do końca przesiąknięta bólem, żalem po prostu cierpieniem. Bohaterzy tych opowiadań popadają w depresję, anoreksję, bulimię, okaleczają się lub próbują popełnić samobójstwo. Zaczynamy zastanawiać się wtedy, czy może ktoś rzeczywiście przeżył to wszystko. Czy ta historia jest autentyczna, czy tylko wymyślona przez autora jakiejś książki, bądź opowiadania. Czy ktoś doznał w życiu tyle złego.
Jednak to zastaje tylko i wyłącznie dla nas wielkim znakiem zapytania. Bo nie ma już następnej części, kontynuacji, nowego rozdziału. Księga zostaje zamknięta raz na zawsze i nikt nie ma klucza by ją otworzyć. Kończymy czytając bez wyjaśnień. Autor nakłania nas do samodzielnego wymyślenia co mogłoby się stać na samym końcu.
W innym przypadku wybacza się ludziom ich złe uczynki, ponieważ nie mają wpływu na dalsze losu, życie bohatera. Po całym źle które zostało wyrządzone, kończy się ten czas, a zaczyna coś większego, wspaniałego.

Moje życie nigdy nie było bajką. Ludzie uważali mnie za kogoś gorszego, rówieśnicy wyśmiewali, nie miałem przyjaciół. Nie liczą dwóch osób które znałem od dzieciństwa lecz w szkole trzymały się ode mnie z daleka. Nie miałem im tego za złe, ponieważ byli bardzo lubiani, a ja należałem do najmniej lubianej grupy w szkole. Sprawiało mi to przykrość jednak żyłem dalej.
Po tych kilkunastu latach poniżeń trafiłem na kogoś kto uczynił mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Zaopiekował się mną i pokazał co to prawdziwa miłość. Sprawił że uśmiech nie schodził z mojej twarzy, bo sama jego obecność była czymś co uszczęśliwiało mnie. Nie musiał dużo robić, wystarczył on.
Te niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie z tak wielkim uczuciem, usta całujące mnie z tak wielką czułością, ale przede wszystkim te oczy. Hipnotyzujące...
Po wyjeździe z Londynu, gdzie odwiedziłem Louisa minęło kilka miesięcy nim znów zobaczyłem mojego anioła. Lecz ten czas minął bardzo szybko, dzięki codziennym rozmową telefonicznym i smsą. Bardzo pomagało mi to w utrzymywaniu pozorów, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Żyłem ciesząc się wszystkim, co mnie otaczało. Było tak jakby Lou był cały czas obok mnie. Nie czułem tej odległości między nami. Zupełnie jakby dalej mieszkał w sąsiedztwie.
Dzień w którym wszystko zaczęło znów nabierać dla mnie sensu pamiętam jakby był zaledwie wczoraj.

Od samego rana byłem ogromnie podekscytowany. Krążyłem po pokoju wyczekując telefonu od Louisa. Obiecał że zadzwoni tuż po zajęciach. Były moje urodziny i jedynym prezentem który chciałem dostać było ponowne usłyszenie jego głosu.
Jednak mijały sekundy, minuty, godziny a on dalej nie dzwonił. Zacząłem się denerwować. Mój cały entuzjazm momentalnie wyparował. Przesiedziałem cały dzień na łóżku wpatrując się w ekran telefonu. Uzależniłem się od tego przedmiotu w taki stopniu że wszędzie go ze sobą zabierałem i praktycznie nie spuszczałem z niego wzroku. Czasem mnie to przerażało, ale bałem się, że jeśli chociaż na chwilę odłożę to urządzenia przegapię jakąkolwiek wiadomość od Louisa, bądź połączenie od niego, a nie chciałbym stracić takiej szansy na usłyszenie jego głosu.
Teraz wiem, że brzmi to co najmniej jakbym był obłąkany, ale to po prostu miłość.
Robiło się coraz ciemniej na dworze. Mój wzrok krążył od telefonu do okna i tak w kółko.
Chcąc chociaż na chwilę zająć swój umysł czymś innym, zająłem się otwieraniem prezentów od Kelly i ojca. Od mojej macochy dostałem uroczy sweter który pewnie sama robiła zważając na to, że przez ostatni miesiąc na moim laptopie oglądała nauki robienia na drutach. W poskładanym starannie swetrze znalazłem kopertę z napisem „Na dobry początek. Mam nadzieję że wam się przyda”, w środku był plik pieniędzy. Oczy prawie wyskoczyły mi z orbit na ten widok i jeszcze te dwa zdania nie dawały mi spokoju, bo nie wiedziałem, co znaczą. Jednak później sam się przekonałem.
Mój ojciec jak zwykle postawił na coś niezwykle prostego. Srebrny zegarek to zapewne dla niego najlepszy prezent jaki mógł podarować 18-letniemu synowi na jego urodziny. Zostawiłem to bez komentarza.
Zrezygnowany dalszym nie odzywaniem się Louisa, poszedłem pod prysznic. Kiedy tak stałem pod ciepłym strumieniem wody, usłyszałem odgłos otwieranych i zamykanych drzwi . Przestraszyłem się, ponieważ pamiętałem, że zamknąłem na klucz drzwi od mojego pokoju, więc to nie możliwe, by ktoś przez nie wszedł. Zakręciłem kurki od wody. Ręcznik przewieszony przez kabinę owinąłem sobie wokół pasa i powoli otwarłem drzwi od prysznica.
Pierwsze co we mnie uderzyło to zimne powietrze, dopiero gdy para zniknęła mi z oczu, zarejestrowałem szczegóły jakie uległy zmianie . Drzwi od łazienki były na oścież otwarte tak, że miałem widok na cały pokój.
Zrobiłem kilka kroków w przód i dopiero przystając przy futrynie drzwi dostrzegłem światło dochodzące z garderoby. Powoli ostrożnie skierowałem się w tamtą stronę, a moje serce momentalnie stanęło, widząc osobę powoli, starannie pakującą moje rzeczy.

-Lou... - wyszeptałem cichutko, jednak usłyszał mnie. Momentalnie przerwał wykonywaną czynność i poderwał się na równe nogi.

-Niespodzianka ! - powiedział wesołym tonem, uśmiechając się od ucha do ucha.
Nadal nie wierząc w to co widzę, podszedłem szybko do niego zagarniając w mocnym uścisku. Potrzebowałem poczuć jego ciepło, bliskość. Sms'y nigdy nie zastąpią ci prawdziwej bliskości ukochanej osoby, nawet nie wiem jak można się starać, ale takie związki nie mają dalekiej przyszłości. Chociaż nasza miłość jest tak silna iż mogę stwierdzić że przetrwa wszystko.

Spakowaliśmy wszystkie moje najpotrzebniejsze rzeczy. Louis zniósł je po drabinie pod ogrodzenie tak by żaden z domowników nikt nic nie zauważył. Kiedy wrócił i już nie było więcej walizek do zniesienia, usiadł przy mnie na fotelu i mocno do siebie przytulił.

-Jak myślisz co zrobi mój ojciec, gdy się o wszystkim dowie ? - zapytałem przerywając ciszę.

-Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że nie dam już nigdy więcej cie skrzywdzić, kochanie. Jesteś dla mnie najważniejszy, powinieneś już to wiedzieć.

-Wiem Lou. - wyszeptałem mocniej wtulając się w jego szyję na co cicho zachichotał. Zawsze mówił że gdy to robię przypominam mu małego słodkiego kociaka. Wtedy wybuchałem śmiechem, ale nie miałem nic przeciwko temu by tak mówił, bo dopóki on nazywał mnie Swoim Kociakiem, chciałem dalej żyć.

-Harry... - zaczął ale jakby wahał się tego co chce powiedzieć, nie kontynuował. By dodać mu odwagi pocałowałem go lekko w usta i posłałem uśmiech. - Heh... Uwielbiam kiedy to robisz Hazz. Ale chciałem ci coś zaproponować... - znowu przerwał jednak napotykając moje spojrzenie tym razem ciągnął dalej. - Nie chciałbym cię do niczego zmuszać, ale może napisałbyś list pożegnalny. Nie musisz pisać nic Kelly. Ona o wszystkim wie Hazz.. ale może dla twojego ojca. Mimo wszystko to twoja najbliższa rodzina. Pożegnaj się z nim.

Długo zastanawiałem się nad jego słowami. Pod pewnym względem miał rację. Pomimo tego co mi zrobił nie potrafiłem powiedzieć, że go nienawidzę. Zawsze był dla mnie ważny, ale bolało mnie to jak ślepy i bezmyślny potrafi być. Wtedy myślałem, że nigdy nie wybaczę mu jego czynów, że już zawsze zostanie ten uraz. Dlatego w liście do niego zawarłem cały ten ból który towarzyszył mi od samego początku gdy odseparował mnie od mamy, aż po pobicie, upokorzenie i pozbawienie szansy na spędzenie wspaniałych miesięcy z ukochanym. Przelałem tam całą gorycz, wszystko co leżało mi na sercu i ten list pewnie przypominał swoją długością opowiadanie, ale nie martwiło mnie to, ponieważ tylko w tym liście odważyłem się przekazać to wszystko czego bałem się wypowiedzieć na głos, mu prosto w twarz. Wiem że gdybym to uczynił prawdopodobnie teraz leżałbym w szpitalu w śpiączce. Sami wiecie dlaczego...

Gdy odjeżdżałem samochodem Louisa spod jego domu, nie obejrzałem się za sobą. Mijaliśmy zabudowania Doncaster a ja nie czułem nic. Nie czułem żalu że opuszczam te miasto. Zdążyło się w nim tak wiele złego, że zamazywało te dobre wspomnienia. Chciałem zacząć nowe życie zdała od ojca.
Dopiero kiedy minęliśmy ostatnie domy znajdujące się na granicy miasta i mijając tablicę z nazwą miasta, że od teraz zaczynam nowe życie.

Od tego wydarzenia minęły dwa lata. Nie byłoby dnia w którym żałowałbym tego co się stało. Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Skończyłem w końcu liceum, poszedłem na studia, znalazłem pracę dorywczą tak by móc z Louisem wspólnie opłacać rachunki. Louis zdobył stypendium i został mu tylko rok studiów. Byłem z niego bardzo dumny. Był tak zaradny wspaniały, optymistyczny i inteligentny. Kiedy miałem zły dzień zawsze wiedział co zrobić żeby na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Zdarzały się sprzeczki jak to w każdym związku, bo nic nie jest idealne, ale zawsze znajdowaliśmy złoty środek.

Teraz jednak było mi do śmiechu. Minęły dwa lata a ja ani razu nie zobaczyłem się z ojcem. Żadnego telefony, sms'a. Nic... Zupełnie jakby zapomniał że ma syna. Kiedy rozmawiałem z Kelly mówiła że bardzo przeżył mój wyjazd. Przestał praktycznie z kimkolwiek rozmawiać, bardzo zabolały go moje słowa zawarte w liście. Wtedy miałem nadzieję że chociaż trochę nim to potrząśnie. Zrozumie swoje błędy i znów będziemy rodziną. Przeliczyłem się.

Staje teraz przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie. Poprawiam ostatni raz krawat tak, by wyglądać przyzwoicie. Słyszę że ktoś trąbi pod domem. To pewnie Zayn, zawsze był w gorącej wodzie kąpany i niecierpliwił się.
Po moim przyjeździe do Londynu długo zbierałem się do rozmowy z nim. Jednak gdy już się zebrałem długie godziny spędziliśmy wysłuchując siebie nawzajem. Wybaczyłem mu wszystko co zrobił ale i jego poprosiłem o to by darował mi te wszystkie niemiłe słowa które mimowolnie wypłynęły wcześniej z moich ust. Przyznam się szczerze żałowałem, tego jak go wcześniej potraktowałem.

Nagle poczułem czyjeś dłonie oplatające mnie w pasie. Czyjeś ciało przysunęło się do mnie tak że moje plecy dotykały ciepłego ciała. Spojrzałem w lustro od razu uśmiechając się do odbicia.
Lou opierał brodę na moim ramieniu i lekko przejeżdżał nosem po szyi.

-Jesteś gotowy skarbie ?

-Nie Louis. Nie jestem gotowy. - przyznałem z powrotem przybierając smutny wyraz twarzy.

-Kochanie nie smuć się. Przecież nie mogłeś temu zapobiec. To nie twoja wina.

-Nawet się z nim nie pożegnałem Lou. Mam mu tak wiele do powiedzenia, ale już nigdy nie zdołam przekazać mu odrobiny tego wszystkiego. To był mój ojciec kochałem go mimo wszystko, a teraz mam jechać na jego pogrzeb i zobaczyć jak leży w trumnie... Boje się Lou. - momentalnie łzy pojawiły się w moich oczach, nie potrafiłem o tym nawet myśleć.

-Pamiętaj że zawsze będę przy tobie kochanie. Cokolwiek by się działo, będę cie kochał do końca swojego życia Harry.

Ja ciebie też kocham Boo. - pocałowałem go czule w usta. - A teraz chodźmy bo Zayn zaraz osiwieje. - wyszeptałem lekko się uśmiechając.


Życie nie jest proste, rzuca kłody pod nogi, ale przecież ze wszystkim można sobie poradzić, jeśli tylko się chce. Jeśli ma się wsparcie kogoś, kto pobudzi cię do działania. To wyłącznie nasze decyzje, przemyślenia mogą zmienić los nasz lub kogoś nam bliskiego. Czasami w dobrym, ale czasami w złym kierunku.
Każdy w życiu popełnia błędy, których później żałują. Nie wiem czy mój ojciec miał poczucie winy Nie wiem nawet dlaczego popełnił samobójstwo. Nie zostawił po sobie testamentu, listu niczego w czym mógłby przekazać nam swoją ostatnią wolę lub przemyślenia. Cały majątek po ojcu zostawiłem Kelly i mojemu malutkiemu braciszkowi. Uwielbiałem tego malca i chciałem by dalej wychowywał się w domu, który jest pewnie ostatnią pamiątką po jego ojcu.

Nie mógłbym mu tego odebrać. Poza tym każdy powrót do Doncaster to fala wspomnień wracających jak bumerang. Nie byłem pamiętliwy jednak to wwierciło się głęboko w mój umysł i już nigdy pewnie nie miało wyjść z wnętrza mojej głowy.
Ale czułem się szczęśliwy.

Przy Louisie odkryłem wszystko to czego szukałem, potrzebowałem i chciałem mieć.
Dał mi więcej niż ktokolwiek inny i za to będę mu wdzięczny do końca życia. Zamierzam aż do mojej śmierci dawać mu to co najlepsze, dziękować i kochać. Bo dzięki niemu żyje, chce żyć i będę żyć. Mój dom jest gdziekolwiek jest i on. Na tym polega miłość i mam nadzieje, że większość z was kiedyś jej doświadczy. Bo bez miłości nie da się żyć.