wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 19 cz. 1




Paczałkami Harrego*

Znów czułem te siłę ! Chciałem dalej żyć, miałem dla kogo. Leżałem w ramionach Louisa i czułem się taki ważny. Obejmował mnie i całował po głowie tak jakbym był najwspanialszą osobą na świecie.
Czułem tę miłość i troskę od niego tryskającą i aż serce zaczynało mi mocniej bić. Sam jego dotyk był dla mnie ukojeniem,wybawieniem z tego mrocznego i złego świata. Będąc z nim nie musiałem się niczym przejmować. Smutki odchodziły w niepamięć, czarne obrazy z moich myśli wyparowywały, a ich miejsce zajmowały miłe wspomnienia i radość. Nie myślałem już nad odebraniem sobie życia. Byłoby to niedopuszczalne. Tyle mogłem jeszcze zobaczyć, przeżyć. Było mi wstyd za swoje postępowanie, ale w tamtym momencie nie myślałem racjonalnie. Liczyło się tylko to, by poczuć inny ból niż ten po stracie Lou.
Było minęło, nie chciałem o tym teraz myśleć. Teraz byłem naprawdę szczęśliwy. Po co zaprzątać sobie głowę czymś kompletnie nie ważnym ? - Nie mam pojęcia.

Moje rozmyślania przerwało wibrowanie w kieszeni. Wyjąłem mój nowy, sporych rozmiarów telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Dostałem nową wiadomość. Zdziwiłem się ponieważ nikt nie miał tego numeru. Nikt prócz Kell.

Od:Kelly
Do:Harry

Cześć mały ! Udała się niespodzianka ? Mam nadzieję, że tak. Masz czas do jutrzejszego południa. Wpadnę około 17. Nacieszcie się sobą, ale pamiętaj bez głupot.
Pozdrów Louisa. :*

Od razu na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Co to za kobieta. Dokładnie wiedziała kto tu mieszka. To najwspanialszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem. Będę jej za to wdzięczny do końca życia.

Usłyszałem cichy chichot Louisa i z zainteresowaniem podciągnąłem się na łokciach, by zobaczyć co go tak rozśmieszyło.
Widząc moje zdezorientowanie jeszcze bardziej pogłębił się jego uśmiech.

-O co chodzi Lou ?

-Kochanie, twoja macocha jest nieobliczalna.

-Tak, ale gdyby nie ona nie byłoby mnie tutaj skarbie. - powiedziałem odchylając głowę tak, by mieć lepszy widok na jego twarz. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy, aż Lou pochylił się i złożył czuły pocałunek na moich wargach.
Znów wtuliłem się w jego ciepłe ciało i powoli zamykałem oczy, kiedy do mojej głowy wpadł pewien pomysł.

-Lou ? - zacząłem.

-Tak Hazzuś ? - uśmiechnąłem się na użyte przez niego zdrobnienie.

-Przejdziemy się ?

-A nie wolałbyś zostać ?

-Przecież tu wrócimy. Lou proszę. - zrobiłem oczy jak kotek ze Shreka. Wiedziałem, że to zadziała. Jak to moja mama kiedyś ujęła: „Harry, skarbie twoje oczy mogą zdziałać cuda”. I w tym przypadku mama ani trochę się nie pomyliła. Oczywiście Lou uległ i już po chwili całkowicie ubrani schodziliśmy po wąskich schodach kamienicy.

Zimne październikowe powietrze owiało nasze wygrzane ciała. Niebo wskazywało iż była dość późna godzina. Słońce powoli chowało się za horyzontem zostawiając nas i chcąc zagościć dopiero następnego dnia, by nas ogrzać.
Krążyliśmy z Lou uliczkami Londynu, bez żadnego wyznaczonego celu. Chcieliśmy się po prostu nacieszyć swoją obecnością. Bez zbędnych słów maszerowaliśmy przed siebie, nie zwracając uwagi na innych ludzi. Oboje byliśmy pogrążeni we własnych myślach.
Nie wiem o czym Lou tak rozmyślał, ale musiało być to coś przyjemnego ponieważ uśmiech nie schodził mu z twarzy, a czasem nawet się pogłębiał.
Obdarowywałem go szybkimi spojrzeniami, tak by widzieć każdą różnicę w wyrazie jego twarzy. Uwielbiałem obserwować te cudowne usta o malinowym kolorze, wyginającym się w zniewalający uśmiech, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Kiedy podziwiałem jego oczy sam pragnąłem mieć takie same. Ta ich głębia i ten kolor. Zupełnie jak fala oceanu, tak czysta, nieskazitelna i przepiękna.
Policzki jak zwykle lekko zarumienione i wachlarz rzęs, rzucających cień na wyeksponowane kości policzkowe. Zapierało mi dech w piersiach.
Ja Harry Styles, zwykły nastolatek, o niczym się nie wyróżniającej urodzie i brakiem talentu do czegokolwiek, miałem chłopaka, o którym niektóre dziewczyny mogą tylko pomarzyć. O dziwo ja go zdobyłem. Kochałem go i on najwyraźniej mnie też. To cudowne. Miałem na wyciągnięcie ręki mój największy skarb. Mojego kochanego Louisa Tomlinsona, studenta pierwszego roku psychologi, pochodzącego z pięknego miasta Doncaster, trzy godziny jazdy od Londynu, mającego trzy siostry z czego jedna jest tak śliczną dziewczyną, że nie raz przez okno widziałem jak grupka chłopaków odprowadzała ją pod same drzwi domu.
No to wspomnienie po raz kolejny wybuchnąłem głośnym śmiechem, robiąc z siebie pajaca na ulicy. Przechodnie obracali się za mną, mierząc wzrokiem, ale nie przejmowałem się nimi.
Szliśmy dalej w milczeniu aż nogi same zaprowadziły nas pod wejście do parku. Momentalnie wspomnienia związane z pewnym uroczym parkiem na obrzeżach Doncaster wróciły. Poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele.
Szybko chwyciłem dłoń Louisa splatając nasze palce razem i nie zważając na dziwne spojrzenia przechodniów pociągnąłem go za sobą w dobrze mi znane miejsce. W tym parku od teraz też będziemy swój własny romantyczny zakątek.


*Oczami Louisa*

Poczułem czyjąś dłoń zaplatającą długie zimne palce razem z rozgrzanymi moimi. Obróciłem głowę w tą stronę, zdając sobie sprawę, że to Harry z wielkim uśmiechem na twarzy ciągnie mnie za sobą, do nie znanego mi miejsca.
Od dłuższego czasu mieszkałem w Londynie lecz to miasto było dla mnie wciąż jedną wielką nieznaną. Znałem jedynie drogę do centrum, do szkoły, domu i do sklepu. Raczej nigdzie nie wychodziłem. Zawsze byłem pilnym uczniem więc bardzo przykładałem się do nauki. Nie miałem czasu na pierdoły typu imprezy do rana i popijanie. Bo co w tym niby takiego wspaniałego ? Po każdej imprezie człowiek budzi się z ogromnym kacem i ledwo funkcjonuje. Żenujące... Dlatego ja starałem się nie przebywać w żadnych klubach ani innych takich miejscach. Wolałem spokojne zacisze mojego mieszkania.

Każdego wieczoru, kiedy byłem już solidnie przygotowany na zajęcia, siadałem w wygodnym i miękkim fotelu w salonie, z kubkiem gorącego mleka i tomikiem wierszy. Uwielbiałem napawać się ciszą. Rzadko używałem telewizora. Wolałem się relaksować w inny sposób niż oglądanie przygłupich seriali, nie mających żadnego mądrego przesłania. Wiem to może dziwnie brzmieć, ale taka jest prawda. Oczywiście nie uważam za idiotów ludzi oglądających telewizje, a ja po prostu nie odczuwam takiej potrzeby z powodu moich własnych zasad i przekonań.

Nagle zatrzymaliśmy się. Rozejrzałem się dookoła i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To miejsce było wspaniałe. Pełno barw, takie radosne. Coś wspaniałego. Nie umywało się to oczywiście od naszego tajemniczego zakątka w Doncaster, ale w każdym z miast powinniśmy mieć swój kąt. Już wtedy wiedziałem, że po wyjeździe Harrego będę tu stałym gościem.


-I jak ci się podoba ? - zapytał Harry obejmując mnie ramieniem w wa pasie.

-Jest cudownie. Skąd wziąłeś to miejsce ?

-Mama mnie tu zabierała jak byłem młodszy. Goniliśmy się między drzewami i … - przerwał najwyraźniej przez przypomnienie sobie chwil spędzonych z mamą. Łączyła ich silna więź, bardzo tęsknił za swoją mamą i myślę, że było mu ciężko mówiąc o niej cokolwiek.
Jednak inteligenty Mr. Tommo wpadł na pomysł.
Klepnąłem Hazze w ramie, krzycząc „Berek” i zacząłem uciekać.
Byłem niecałe 100 metrów od miejsca zastawienia Loczka,gdy poczułem jak coś mnie przewraca i następnie przygniata do ziemi.
Otworzyłem powoli oczy, otrząsając się z szoku i ujrzałem rozbawione, iskrzące się tęczówki Harrego.

-Chciałeś mnie pokonać Lou ? - pokręciłem twierdząco głową w odpowiedzi. - Oj głuptasku mój kochany. Nie masz ze mną szans. - powiedział z uśmiechem, odgarniając mi kilka niesfornych kosmyków z twarzy.

-Złaź ze mnie grubasie. - powiedziałem udając złego i próbowałem zepchnąć chłopaka z siebie, ale bez skutku.

-Jak ty mnie nazwałeś ? - wysyczał gniewnie. - Ja jestem gruby ? Nie daruje ci tego. Nie jestem wcale gruby. Jestem szczupły, a to że ty jesteś idealny i masz te swoje ponętne kształty to już nie moja wina. Mnie Bóg tak hojnie nie obdarował. - powiedział wstając ze mnie, ale udało mi się w ostatniej chwili chwycić jego dłoń i usadzić go sobie na kolanach.
Zdziwiony popatrzył mi w twarz i widząc mój uśmiech rozluźnił się, obracając tak, że siedzieliśmy twarzami do siebie.

-Uważasz, że jestem idealny i mam ponętne kształty ? - wymruczałem mu do ucha.

-Lou dobrze wiesz, że tak uważam. Nie zawstydzaj mnie.

-Nie rumień się jak panienka Styles. - zaśmiałem się z niego. - Ale wiesz nie mogę się z tobą zgodzić, bo znam wiele lepszych ode mnie osób. A jedna z nich wyróżnia się najbardziej.

-Kto to ? - spytał wpatrując mi się głęboko w oczy.

-Ty kochanie. Jeszcze nigdy nie spotkałem bardziej uroczego, kochanego, słodkiego, mądrego, przystojnego i mega seksownego chłopaka. - udało mi się dokończyć na jednym wdechu, a wiem że jest wiele innych przymiotników mogących jeszcze opisać jego wspaniałość.

-Naprawdę tak sądzisz czy chciałeś mi poprawić humor ?

-Oczywiście, że tak sądzę. Hazz ty siebie nie doceniasz. Ale ja wiem jaki jesteś. Każda dziewczyna praktycznie obraca się za tobą, gdy idziemy po ulicy. Zwróciłeś uwagę również niejednego chłopaka. I to nie byle jakiego. Uwierz w siebie.

-Kocham cię Lou.

-Aww.. i widzisz ? Jak można cię nie kochać ?

Złożyłem długiego soczystego buziaka na jego ustach i powoli nakazałem Stylesowi, by się podniósł. Chciałem ruszyć z miejsca i iść dalej, ale Harry zatrzymał mnie w pół kroku.

-Coś się stało ?

-Wiesz Lou mam prośbę.

-Tak ?

-Poszlibyśmy odwiedzić moją mamę ? To dla mnie bardzo ważne. Tak długo jej nie widziałem. Stęskniłem się. - wyszeptał ze spuszczoną głową, jakby bał się mnie o to prosić.

-Ależ oczywiście. Tylko zaprowadź mnie do tego mieszkania, bo nie trafię. I w ogóle chętnie zobaczę po raz kolejny Ann. Jest bardzo miła i muszę przyznać, że bardzo ładna z niej kobieta.

-Coo ? To już ja ci nie wystarczę ? Teraz do mojej mamy się dobierasz ? - udawał zagniewanego.

-Harry nie udawaj głupka. To nie moja liga. Poza tym ja wolę kędzierzawych, zielonookich chłopaków.

-Mam nadzieję. - chwycił moją dłoń i skierowaliśmy się w stronę wyjścia z parku.
Znów szliśmy zatłoczonymi chodnikami Londynu, tym razem jednak trzymaliśmy się za ręce. Czułem się z tym świetnie. Nigdy nie ukrywałem swojej orientacji i opinie innych na temat mojej osoby już dawno zaczęły dla mnie cokolwiek znaczyć.

Po około 30 minutach marszu stanęliśmy w końcu pod drzwiami mieszkania babci i mamy Harrego. Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechnął i zapukał. Nie usłyszeliśmy żadnego wydobywającego się ze środka głosu, ani innego dźwięku więc skierowaliśmy się w stronę wyjścia lecz dobiegł nas odgłos otwierania zamka, a po chwili w drzwiach ujrzeliśmy …


ciąg dalszy nastąpi :D

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 18

*Oczami Louisa*

Nigdy nie zastanawiałem się nad swoją przyszłością. Żyłem chwilą, napawając się młodością, nie patrząc przed siebie. Cieszyłem się teraźniejszością, próbując zapomnieć o złych rzeczach, które mi się przytrafiły. Byłem optymistą w każdym calu. Wierzyłem jak głupi, że wszystko w życiu ma swoje szczęśliwe zakończenie.
Całkowicie zmieniłem swoje nastawienie do świata, otoczenia i życia, poznając Harrego. Ten lokowaty chłopak wprowadził mnie w swoje życie. Opowiedział historię jego dzieciństwa, dzielił się ze mną uczuciami i wspomnieniami. Nie raz byłem świadkiem jego płaczu, histerii, zmian nastroju lub napadów szału. Chociażby mały drobiazg, źle wypowiedziane słowo sprawiały, że w jego szmaragdowych oczach pojawiały się łzy, a twarz natychmiast wykrzywiała się w cierpieniu. Taki delikatny.
Potrzebował dużo uwagi i opieki, a zamiast tego w ciągu swojego siedemnastoletniego życia doświadczył więcej bólu niż ktokolwiek inny przez całe życie.

Przez to jeszcze bardziej pragnąłem się do niego zbliżyć.
Chciałem sprawić by na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, rozświetlający całe pomieszczenie. By ukazały się te dwa urocze dołeczki, dzięki którym i na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
Po prostu chciałem, by był szczęśliwy, bo kiedy on był ja również czułem potrzebę, by żyć. Miałem dla kogo.

Zawsze rozmyślałem nad takimi skrajnymi uczuciami jak ból, strach, żal i cierpienie. Moje i Harrego życie było nimi aż nadto przesiąknięte, jak zresztą prawie każdego nastolatka. Nie tylko my przeżyliśmy zawody miłosne, rozstania rodziców. Jest wiele takich dzieciaków. Nie jesteśmy jedyni. Nie jesteśmy wyjątkowi.

To pewne, ale jest w nas coś czego inni mogą nigdy nie doświadczyć. Oboje darzymy się tak ogromną miłością, że może to wzbudzić zazdrość.
Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Mieliśmy wzloty i upadki, ale wszystko to jakby wzmacniało nasz związek. Utwierdzało w fakcie, że jest o co i że warto walczyć. Taka miłość jak nasza zdarza się bardzo rzadko.
Te wydarzenia ostatniego czasu zmusiły mnie do kolejnych przemyśleń.
A mianowicie jak rozumieć słowo szczęście. Każdy ma własną definicje tego słowa. Każdy odbiera je w inny sposób. Według mnie to głębokie przekonanie, że jest się na dobrej drodze do osiągnięcia tego, co się pragnie.

Moim jedynym pragnieniem było zdobycie miłości swojego życia. Dopiero po jej dostaniu mógłbym powiedzieć, że osiągnąłem pełnię szczęścia.
W czasie wakacji kilka razy twierdziłem i wypowiedziałem te słowa. Przyznawałem się do tego, że po raz pierwszy od dawna jestem szczęśliwy. Bo wtedy właśnie byłem. Miałem przy sobie wspaniałego chłopaka, który patrzył we mnie jak w obrazek. Każdego dnia wyjawiał mi jak bardzo mnie kocha, jak silnym uczuciem mnie darzy. Ufał mi jak nikt inny wcześniej. Zdecydował się na przeżycie ze mną swojego pierwszego razu, podkreślając, że chciał to zrobić z najwspanialszą osobą na świecie. Czyli ze mną.
Dzięki niemu odżyłem.

Ale nie wszystko trwa wiecznie. Wraz z upływem czasu wszystko co do tej pory zbudowałem zostało mi zabrane. Musiałem się wyprowadzić czym prędzej z rodzinnego miasta. Zostawiłem Harrego w Doncaster wraz z częścią mojej duszy. Rozpadłem się na kawałki bez tego chłopaka. Nie widziałem sensu życia, aż do teraz.



Siedziałem spokojnie w salonie na kanapie przeglądając podręczniki. Za kilka dni miałem mieć ważny egzamin z psychologi społeczeństwa. Próbowałem skupić się nad treścią tego co czytałem, ale nic z tego. Przez rozmowę telefoniczną z Harrym byłem zbyt rozkojarzony.
Mijały sekundy, minuty, godziny, a ja dalej myślałem tylko o jednym.
Poddając się w końcu, wstałem i udałem się do kuchni. Nalałem sobie soku marchewkowego do szklanki i wypiłem dwa duże łyki. Rozkoszowanie się tym pysznym smakiem, przerwał mi dzwonek do drzwi.
Nie spodziewałem się gości. Nikt nigdy mnie nie odwiedzał. Mama czasem wpadała sprawdzić jak się czuję i przywoziła mi różne rzeczy z Doncaster tak bym mógł poczuć się jak w domu. To bardzo miłe z jej strony, ale czasem przesadzała z nadopiekuńczością.

Pokierowałem się w stronę drzwi. Chwilę mocowałem się z zamkiem, który jak na złość nie chciał się otworzyć. W końcu po kilku próbach otwarłem drzwi i aż wbetonowało mnie w podłogę.

Serce zaczęło mocniej bić jakby zaraz miało wyskoczyć z mojego wnętrza. Moje oczy momentalnie zaszkliły się, a szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy.
To było coś wspaniałego. Przede mną w całej okazałości stał Harry. Ten piękny młody osobnik, który kilka miesięcy temu zawrócił mi w głowie jak nikt inny wcześniej nie zdołał.
Rozkochał mnie w sobie do obłędu. Przez niego nie przespałem całkowicie ani jednej nocy, od rozstania. Wszystkie moje myśli krążyły wokół jego osoby.
A teraz, stał przede mną i z takim samym szokiem jak mój wpatrywał się w moją twarz, jakby nie wierzył w to, co widzi.

Nie mogłem wytrzymać tej ciszy, ani odległości która nas dzieliła. Szybkim ruchem chwyciłem jego dłoń i wciągnąłem do mieszkania. Zamknąłem kopniakiem drzwi. Przytuliłem z całej siły młodszego chłopaka do siebie i pozwoliłem łzą wydostać się z moich oczu. Ciekły ciurkiem po twarzy. Nie mogłem tego pohamować. Czułem, że Harry też płacze. Moja koszulka była cała mokra od jego łez, ale nie przeszkadzało mi to. W tym momencie liczyło się tylko to, że trzymam cały sens mojego istnienia, w ramionach.
Po pary minutach lub godzinach zdecydowałem się odezwać. Oderwałem zapłakanego chłopaka od swojego ciała, na długość ramion tak, by mieć lepszy widok na jego twarz. Była cała czerwona, ale uśmiechnięta. Oczy miał opuchnięte od płaczu, ale nie wyrażały smutku, raczej radość.

-Harry...Jak ty się tu znalazłeś ? - zdołałem wydusić przez płacz.

-Lou sam nie wiem. Długa historia, ale to nie jest teraz ważne. - znów oplótł mnie ramionami, mocno przyciągając. - Tęskniłem za tobą. - wyszeptał wprost do mojego ucha.

-Ja za tobą też Harreh, nawet nie wiesz jak bardzo.

Teraz to on pierwszy się ode mnie oderwał. Położył delikatnie rękę na moim policzku, patrząc mi w oczy. Ja również wpatrywałem się w zieleń jego oczu. Zawsze działały na mnie uspokajająco. Mógłbym się w nie wpatrywać godzinami, tak jak zresztą w całego Harrego. Kiedy już nasze twarze wróciły do normalnego stanu i nie zapowiadało się na kolejną fazę łez, chwyciłem dłoń Harrego i splotłem nasze palce razem. On jedynie spojrzał się na mnie z uśmiechem i podążył za mną do mojego pokoju. Usiedliśmy na małej kanapie pod ścianą. Mój pokój nie był dużych rozmiarów. Jedyne co się tam mieściło to łóżko, szafa i ta mała kanapa. Ale w zupełności mi to wystarczało.

Opadliśmy oboje obok siebie. Hazz momentalnie wtulił się we mnie. Położył głowę na mojej klatce piersiowej. Oplotłem go ramionami i mocno do siebie przyciągnąłem.
Czułem się jakbym śnił. To był piękny sen, jeden z najlepszych. Uszczypnąłem delikatnie ramie, ale nie wybudziłem się. Czyli to działo się na jawie. Jednak nie mam aż tak bujnej wyobraźni. To fakt.

-Mam ci tyle do powiedzenia Lou. Nawet nie wiem od czego zacząć. - Harry przerwał cisze panującą od dłuższej chwili.

-To mamy ten sam problem. Też chciałbym ci dużo powiedzieć, ale zdecyduję się chyba na najważniejsze ze słów, które chodzą po mojej głowie.

-Tak ? - zapytał zaciekawiony Harry podnosząc się ze mnie i wpatrując mi się w oczy.

Wstałem z kanapy, lekko zaskakując tym Harrego. Już po chwili trzymałem w ręce moją starą gitarę. Usiadłem na brzegu łóżka i poklepałem miejsce obok siebie.
Hazz od razu wykonał moje polecenie i wyczekiwał na mój ruch, nie spuszczając ze mnie swoich hipnotyzujących oczu.

-Napisałem te piosenkę całkiem niedawno. Miałem nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś dla ciebie zagrać. Jest specjalnie dla ciebie, napisana od serca.

-Proszę zagraj, Lou.

Pokiwałem głową i delikatnie przejechałem palcami po strunach. Rozkoszowałem się ta melodią. Była taka delikatna, że aż chciało się ją ciągnąć w nieskończoność. Byłem zadowolony ze swojego działa, jak jeszcze nigdy z żadnego. Ale ta piosenka była wyjątkowa, bo napisana dla wyjątkowej osoby. Zamknąłem oczy i jak najlepiej potrafiłem zacząłem śpiewać:

Your hand fits in mine like it's made just for me
But bear this in mind it was meant to be.And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.And it all makes sense to me.
I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you smile.You've never loved your stomach or your thighs.The dimples in your back at the bottom of your spine.But I'll love them endlessly.

I won't let these little things slip out of my mouth.But if I do it's you, oh it's you they add up to.I'm in love with you and all these little things.

You can't go to bed without a cup of tea..And maybe that's the reason that you talk in your sleep.And all those conversations are the secrets that I keepThough it makes no sense to me.
I know you've never loved the sound of your voice on tape,You never want to know how much you weigh.You still have to squeeze into your jeans,But you're perfect to me.

I won't let these little things slip out of my mouth..But if it's true it's you, it's you they add up to.I'm in love with you and all these little things.

You'll never love yourself half as much as I love you.You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,Like I love you. Ooh..
I've just let these little things slip out of my mouth.'Cause it's you, oh it's you.. it's you they add up to.And I'm in love with you and all these little things.
I won't let these little things slip out of my mouth.But if it's true. it's you.. it's you they add up to.I'm in love with you. And all your little things.




Kiedy skończyłem nagle poczułem, że nie trzymam już żadnego przedmiotu w swojej dłoni. Otwarłem oczy i zobaczyłem zapłakaną twarz Harrego tuż przy mojej.
Zbliżał się powoli jakby, bał odrzucenia. Natychmiast przywarłem do jego warg. Od dawna potrzebowałem tego zbliżenia. Ponownego poczucia słodyczy jego ust. Całowaliśmy się z taką pasją i uczuciem jak jeszcze nigdy. W tym momencie poczułem jaką ogromną miłością naprawdę go darzę. To było nic w porównaniu do tego, co podejrzewałem.

-To było piękne Lou. Naprawdę, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak teraz jestem szczęśliwy.

-Pisałem całą noc muzykę i słowa do tej piosenki. Czułem, że muszę to zrobić, by kiedyś podzielić się tym z tobą. Gdzieś w środku zawsze miałem przeczucie, że mnie odnajdziesz.

-I oto jestem. Nie wiem jakim cudem się tu znalazłem, ale najwidoczniej los tak chciał. - powiedział Harry z uśmiechem, ale po chwili spuścił głowę i spojrzał na swoje ręce.

-Coś się stało Hazz ? - zapytałem zaniepokojony nagłą zmianą w wyrazie jego twarzy.

-Muszę ci o czymś powiedzie Louis. I nie wiem ja na to zareagujesz.

-Cały czas będę przy tobie bez względu na to co powiesz. Więc nie bój się. - próbowałem go zachęcić ale widziałem, że bardzo się waha.

-Dobrze, ale proszę nie oceniaj mnie i nie praw mi kazań. - nabrał powietrza i kontynuował. - Po twoim wyjeździe było mi bardzo ciężko. Ojciec mnie bił. W szkole wszyscy traktowali mnie jak odmieńca. W sumie dalej mnie tak traktują. Nie dawałem sobie rady. Tego wieczoru, kiedy do ciebie zadzwoniłem, przegiąłem. Nie mogłem wytrzymać. To tak strasznie bolało, że nie mogłem cię dotknąć, pocałować, powiedzieć jak bardzo cię kocham i tęsknię. I wtedy... Przepraszam Lou. - łzy po raz kolejny dzisiaj pociekły z jego oczu.






-Kochanie, co się stało, błagam powiedź mi. - prosiłem, ale on dalej nie przestawał płakać. Zobaczyłem jednak, że powoli podwija rękaw bluzy do góry. Krzyczałem w myślach, żeby to nie było to, o czym myślę, ale niestety już po chwili mogłem na własne oczy zobaczyć, co bał mi się pokazać Styles.

-Przepraszam Lou. Przepraszam, ja nie chciałem. To było pod wpływem emocji. Nie panowałem nad sobą. Wiem, że jesteś teraz zawiedziony i masz mnie za psychola, ale już nie wytrzymywałem. Tak cholernie cię kocham i nie mogłem znieść myśli, że nie ma cię przy mnie. Przepraszam.


Popatrzyłem chwilę na niego, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Co ja miałem teraz zrobić ? Gdybym na niego nakrzyczał tylko pogorszył bym całą sytuację. Znam Harrego i wiem jak bardzo by się przejął falą krytyki ode mnie.

Wiec zamiast niepotrzebnie na niego naskakiwać, złożyłem długi pocałunek na jego ustach, by się uspokoił.
Podziałało, przestał płakać zamiast tego wpatrywał się z zaskoczeniem w moje oczy.
Leciutko się do niego uśmiechnąłem i chwyciłem jego poraniony nadgarstek. Podniosłem ku górze i na każdym z wielu nacięć złożyłem, delikatny, czuły pocałunek. Tak jakbym chciał tym uleczyć te rany. Chciałem swoją miłością sprawić, by każda z nich zasklepiła się i już nigdy nie było po niej śladu, ale sam po swoich doświadczeniach dobrze wiedziałem, że te ślady zostaną już na zawsze.









-Obiecaj, że już nigdy tego nie zrobisz. - poprosiłem kładąc się na łóżku, otulając Harrego ramieniem i mocno przyciągając do siebie.

-Obiecuję Lou. Już nigdy nie zrobię sobie, krzywdy. Dla ciebie będę silny. Ponieważ cie kocham.

-Ja ciebie też Hazz. Dopiero teraz mając cię przy sobie zaznałem pełni szczęścia.


wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 17

*Paczałkami Harrego*


Jego ciepłe wargi spoczęły na moich ustach, język rozpoczął dokładne zwiedzanie mojej jamy ustnej. Sposób w jaki mnie całował był nie do opisania, te szybkie pewne ruchy przemieszane z czułością i delikatnością to jest to czego w tym momencie potrzebowałem.
Kiedy dłońmi jeździł po moim nagim ciele przechodziły mnie przyjemne dreszcze.



Zapach pokoju przesiąknięty był pożądaniem wprost kipiącym z naszych dwóch podnieconych ciał. Zdecydowanym ruchem popchnął mnie w stronę łóżka siadając na mnie okrakiem. Jego ciało obdarowywane było przeze mnie drobnymi pocałunkami, szyja, ramiona, broda i soczyste usta. Między udami wyczuwałem już budzącego się do życia jego przyjaciela, nie zabezpieczonego uciążliwą w tym momencie bielizną. Kiedy zwinnym ruchem przekręcił mnie na plecy poczułem ocierające się o mnie jego przyrodzenie jeszcze dokładniej. Takimi gestami doprowadzał mnie do seksualnej frustracji. Gdy z jego ust wypływały sprośne słówka czułem jak lekko się wycofuje, klękając przede mną. Jego usta pochłonęły mojego penisa, robiąc najwspanialszego loda jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Nie potrafiłem oprzeć się podnieceniu, oddech stawał się co raz płytszy i szybszy. Wplotłem palce w jego włosy nadając idealnego dla mnie rytmu. Doprowadzał mnie do obłędu, miałem ochotę krzyczeć jego imię z rozkoszy. Z moich ust wydobywały się głośne westchnięcia i ciche pojękiwania. Nagle przerwał dziki taniec swojego języka i zbliżył się do mnie aby złożyć na moich ustach gorący pocałunek. Widziałem wtedy w jego oczach niepohamowaną radość, śmiały się do mnie mówiąc zrobię dla ciebie wszystko…
Postanowiłem na trochę przejąć inicjatywę przetoczyłem go na bok i usiadłam na łóżku obok niego podniósł biodra a ja wziąłem w dłoń jego przyjaciela. Tak bardzo chciałem poczuć jego smak, zbliżyłem swoje usta i powoli się z nim drażniłem dotykając językiem jedynie jego czubka. Louis chyba zorientował się, że to zwyczajne droczenie się z nim i lekko uniósł biodra. Był to dla mnie ewidentny znak, że chce tego tak samo bardzo jak ja. Jedną dłonią masowałem jego kość biodrową a drugą przesuwałem po całej długości jego członka, na przemian z wsuwaniem go w usta. Stawał się co raz twardszy kiedy wkładałem go głębiej lekko zasysając główkę. W pokoju słychać było jego szybki oddech i lekkie pomrukiwanie. Kiedy był już wystarczając twardy kolejny raz usiadłem na nim okrakiem składając soczysty, namiętny pocałunek na jego spierzchniętych wargach. Złapał mnie za pośladki dociskając się do mnie mocniej.
Następnie zostałem zepchnięty z ciała chłopaka. Teraz on znajdował się na górze.
Delikatnie nie chcąc sprawiać mi bólu wsunął swojego członka we mnie. Ból rozszedł się po całym moim ciele, lecz nie zniechęciło mnie to.
Po krótkim czasie jedyne co odczuwałem to ogromną, nieopisywalną wręcz rozkosz. Teraz wchodził we mnie całą swoją długością. Żaden z nas nie powstrzymywał się od krzyków i westchnień z podniecenia.
Louis z każdą minutą przyspieszał swoje ruchy, aż poczułem, że eksploduje. Wiedząc, że zaraz oboje dojdziemy Boo objął rękoma mojego penisa, poruszając nim w górę i w dół.
Niedługo po tym doszliśmy w jednym czasie. Moje wnętrze wypełniła ciepła maź, dokładnie taka sama jaką Lou miał na swoich rękach.
Tommo opadł ze zmęczenia wprost na mój tors. Oplotłem go szczelnie ramionami i czule pocałowałem w czubek głowy. Czuliśmy się spełnieni. Było to wymalowane na naszych twarzach...



Nagle dźwięk budzika przerwał mój sen.
Często zdarzało mi się wspominać tę pamiętną noc, ale nigdy żadne wspomnienie nie było tak realistyczne. Prawie czułem te wszystkie emocje krążące wokół nas.
Czasami przerażało mnie to co działo się w mojej głowie. Przez te rozstanie ześwirowałem. Jedyne o czym cały czas myślałem to Louis. Zastanawiało mnie jak się trzyma, czy kogoś poznał, czy jest mi wierny, czy tęskni i co najważniejsze, czy dalej mnie kocha i jesteśmy razem. Teraz już znałem odpowiedź. Wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Przez trzy miesiące nie wpadłem na tak banalny pomysł. Wystarczył jeden telefon, by każdy z nas uspokoił się i zaspokoił ciekawość.
Moje życie jakby znów nabrało sensu i kolorów. Poczułem, że mam dla kogo żyć. Kurcze to takie wspaniałe uczucie wiedzieć, że ma się dla kogo żyć.
Byliśmy z Lou oddaleni od siebie niecałymi czterema godzinami drogi. Nie mieszkał na końcu świata. Z Doncaster do Londynu nie jest wcale aż tak daleko. Gdybym wsiadł w pierwszy lepszy autobus lub samochód przejeżdżający przy domu po kilku godzinach mógłbym tonąć w objęciach Louisa.
Najchętniej zrobiłbym to choćby zaraz, lecz bałem się, że ojciec i tak mnie znajdzie. A wtedy na zawsze pożegnałbym się z marzeniami, że kiedyś razem z Louisem zamieszkamy w małym domku za miastem i do końca naszych dni będziemy się darzyć, wyjątkową i jedyną w swoim rodzaju miłością. Byłbym totalnym idiotą czyniąc to. Zaprzepaścił bym nasze szanse na lepszą przyszłość, jeśli w ogóle taka miała mieć miejsce.


Z wielkim uśmiechem na twarzy zwlokłem się z łóżka. Poszedłem do łazienki, wszedłem do kabiny w celu wzięcia ciepłego prysznica. Pierwsza fala przyjemnej wody, oblała moje ciało. Jednak zamiast poczuć się lepiej było wręcz odwrotnie. Niewyobrażalny ból przeszedł przez moje ciało. Spojrzałem na moją lewą rękę od wewnętrznej strony i aż krzyknąłem z przerażenia. Od nadgarstka aż do linii łokcia, moją rękę pokrywały głębokie i szerokie linie. Krew sączyła się z nich strumieniem. Przypomniałem sobie w jakiej rozsypce byłem ostatniego wieczoru. Co prawda pamiętałem, co uczyniłem, lecz mój mózg nie zarejestrował bym, aż tak mocno się kaleczył.
Lekko przejechałem palcem po ranach. Syknąłem z bólu. To było straszne. Jak mogłem coś takiego zrobić ? Jak ja teraz spojrzę Louisowi w oczy ? Jak mam mu się przyznać, że jestem taki słaby, że się pociąłem ?
Tną się tylko ci ludzie, którzy są zbyt słabi, by radzić sobie z rzeczywistością i z otaczających ich światem. Zbyt ciężko było im znosić ból codziennego życia, a zadawanie go sobie w taki sposób było niby lepsze ? Cóż ja uważam, że nie.
Bół według słownika to subiektywnie przykre i negatywne wrażenie zmysłowe i emocjonalne. Tsa... to całe gadanie wszystkich psychologów. Paplanina bez większego znaczenia. Ból to tak naprawdę część naszego życia, naszego świata. Gdzie się nie obejrzysz możesz go zaobserwować. Setki, tysiące, miliony ludzi codziennie umiera w wypadkach, w bójkach, po przegranej walce z rakiem. Ich rodziny cierpią, płaczą za nimi, ale nic nie mogą poradzić na to, że ich najbliżsi odeszli. To takie smutne, ale prawdziwe.

Niczym strzała wybiegłem spod prysznica. Owinąłem się ręcznikiem w pasie. Wyjąłem z szafki nad zlewem wodę utlenioną, gazę i bandaż. Przemyłem ranę, wytarłem ściekającą krew i delikatnie owinąłem bandażem. Czułem straszne poczucie winy patrząc na swoją rękę. Zachowałem się jak dzieciak. Jak mały pięciolatek nie radzący sobie z losem i własnym życiem.
Tego dnia przysięgłem sobie, że już nigdy tego nie uczynię. I miałem zamiar dotrzymać słowa.


Był sobotni ranek. Siedzieliśmy z Kelly na kanapie w salonie, oglądając głupkowatą komedię, które o dziwo podobała się mojej macosze. Mały Chris bawił się klockami i jakimiś figurkami, na dywanie, a ja mogłem nareszcie wcielić mój plan w życie.
Długo zbierałem się na tę rozmowę. Bałem się, że mi odmówi. Ale musiałem coś zrobić. To jedyna szansa dla mnie i Louisa.
Kiedy zebrałem już dość odwagi, przybrałem poważną minę i zwróciłem się w stronę Kell:


-Musimy porozmawiać. - wydusiłem z siebie. Kelly jedynie odwróciła się w moją stronę i kiwnęła głową, pozwalając mi kontynuować. - Ojca nie ma więc po prostu muszę skorzystać z okazji. Ty zawsze mnie bardzo wspierasz. Wstawiasz się za mną do ojca, chociaż wiem, że również za to obrywasz. I nie patrz się tak na mnie. Pod makijażem nie ukryjesz wszystkiego. - wyglądała na mnie lekko przerażoną i przestraszoną, ale teraz nie to było ważne. - A więc przechodząc do tematu. Pamiętasz noc, w którą z ojcem pojechaliście na bankiet ? Zadzwoniłem wtedy do Louisa. Wiem nie powinienem, ale to dla mnie takie trudne. Nie mogłem się powstrzymać. Chciałem jedynie usłyszeć jego głos zrozum mnie. Tak długo się nie widujemy. Brakuje mi go. Całe moje ciało cierpi, nie tylko serce i umysł. Podczas tej rozmowy do głowy wpadł mi pewien pomysł i potrzebna mi twoja pomoc.... - przerwałem.

-Jeśli naprawdę jestem ci w stanie pomóc to wyduś to w końcu z siebie. - zachęciła do kontynuowania.

-Chciałbym cie spytać czy nie mogłabyś mi załatwić jakieś telefonu. Bardzo chciałbym móc się kontaktować z Louisem. Oczywiście ukrywałbym to. Rozmawiałbym z nim tylko w nocy, tak by ojciec nic nie zauważył. Nawet nie wiesz jaki byłbym szczęśliwy móc znów słyszeć jego głos. - czułem łzy napływające mi do oczu. Kelly najwidoczniej zauważyła moje szklące się oczy,bo pogłaskała mnie o twarzy i przytuliła.

-Pomogę ci Harry i to wcale nie będzie trudne. Kupię ci telefon, możemy jechać chociażby teraz jakiś wybrać, będziesz mógł rozmawiać ile tylko chcesz, ale obiecaj mi jedno. Twój ojciec nigdy się o tym nie dowie, obiecaj, że będziesz na tyle ostrożny, że nie dasz się przyłapać.

-Oczywiście. - wychrypiałem przez łzy. Łzy szczęścia.

-Lecz jest jeszcze jedno, ale...

-Tak ? - zapytałem ciekawy tego co się za tym kryje.

-Będziesz chodził regularnie do szkoły, poprawisz oceny i kiedy tylko cię poproszę zajmiesz się Chrisem.

-Przyrzekam Kell. Jesteś najlepsza. Kocham cię. - mówiąc ostatnie porwałem ją w ramiona. Obróciłem kilka razy i postawiłem z powrotem na podłogę.

-Haroldzie Styles jesteś nienormalny, ale również cię kocham. Jesteś wspaniałym chłopakiem. Nie dziwię się, że Louis za tobą szaleje. - zaśmiała się lekko, a na moich policzkach zagościł dawno nie widziany już u mnie rumieniec.





*Kilka godzin później*



-Harry dalej rusz ten tyłek, chyba że ci nie zależy. - wołała Kelly na cały dom.

-Już biegnę. - krzyknąłem, zbiegając po schodach. Szeroko się do niej uśmiechnąłem. Ubrałem kurtkę, zakluczyłem drzwi i wsiadłem do samochodu.

Jechaliśmy długi czas, nie odzywając się do siebie. W aucie panowała cisza, ale nie ta z rodzaju niezręcznych, gdy nikt nie wie co ma powiedzieć. Nie to nie było to.
Ja byłem całkowicie pochłonięty myślami. Chris delikatnie pociągał mnie za brązowe loki. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Tak jak Kell obiecała, jechaliśmy po zbawienie, jedyną rzeczy która umożliwiała mi usłyszenie głosu mojego anioła. Mówiła, że zainwestujemy w coś dobrego bym nie tylko mógł słyszeć jego głos, ale również widzieć go. Nie spodziewałem się, że aż tak zaangażuje się w to wszystko, ale miło mnie zaskoczyła. To wspaniała dziewczyna, naprawdę dziwię się, że dalej jest z moim ojcem. Po pierwsze zupełnie do siebie nie pasują, a po drugie ona jest za młoda dla niego.
Podczas jednej z naszych wieczornych rozmów dowiedziałem się, że ma niecałe 25 lat. Poznała mojego ojca, kiedy była na wakacjach. Wtedy ją oczarował. Nie spodziewała się jak jej życie się zmieni. Współczuła mi tego co przeżywałem. Dlatego zdecydowała się, że mi pomoże.

Obserwowałem ją przez całą drogę. Na jej twarzy widniał dziwny uśmieszek. Jakby planowała coś o czym nie wiem. Postanowiłem nie wnikać. Jeśli było to związane ze mną, wolałem zaczekać aż sama odważy mi się to powiedzieć.

Całą drogę byłem tak pogrążony w myślach, że nawet nie zwróciłem uwagi na to gdzie zmierzaliśmy i jak długo jechaliśmy. Kiedy moim oczom ukazał się Big Ben zupełnie pogubiłem się w myślach. O co tu chodziło ? Dlaczego tu przyjechaliśmy ? Na żadne z pytań, ja sam nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi.

-Kelly gdzie jedziemy ?

-Po telefon, zapomniałeś już wariacie ? - czułem że się ze mnie nabija i wyszczerzyłem się jak zawsze gdy się ze mną droczyła.

-Ale dlaczego aż tu ?

-Będziesz miał lepszy wybór.

Nic więcej nie musiałem wiedzieć. Kilka minut później zatrzymaliśmy się pod ogromnym centrum. Wyjąłem Chrisa z fotelika, wziąłem na ręce i powędrowałem za Kelly do wnętrza galerii.

Długo nie trwało, a ja już siedziałem z powrotem w samochodzie oglądając mój nowy nabytek. Kell wydała mnóstwo pieniędzy na ten telefon, lecz uważała, że to drobiazg. Całą drogę ze sklepu aż do auta dziękowałem jej, przytulałem i okazyjnie podskakiwałem z radości.
Jechaliśmy jakieś 10 minut aż znów się zatrzymaliśmy. Kelly kazała wyjść mi z samochodu. Razem weszliśmy do starej bardzo ładnej kamienicy. Wdrapaliśmy się na trzecie piętro i stanęliśmy przed ciemno brązowymi drzwiami. Już chciałem zapytać dlaczego nie puka, ale uprzedziła mnie.

-Oj Harry zapomniałam czegoś z samochodu. Zadzwoń proszę, a ja zaraz przyjdę.

-Kell ale ja nie wiem kto tam mieszka.

-Nie szkodzi, powiesz, że ze mną przyjechałeś.

-Okej. - ucałowała mnie w policzek i poszła.

Głośno westchnąłem i leciutko zapukałem do drzwi. Dobiegło mnie szuranie kapci o podłogę,. Po chwili drzwi się otwarły, a ja zaniemówiłem. Zły pociekły z moich oczu. Poczułem się jakbym właśnie trafił do nieba.