http://rulesbreakers.tumblr.com/
Nowe opowiadanie wraz z tym wczsśniejszym można czytać na powyższym tumblrze. Oznajmiam również że od nowego roku wracam z 3 sezonem Summer Love :)
Zapraszam :)
piątek, 6 grudnia 2013
niedziela, 2 czerwca 2013
Epilog - Koniec ??
Wszytko ma kiedyś swój koniec,
ponieważ nic nie trwa wiecznie. Nie zawsze jest on dobry, ale nie
zawsze musi również być zły.
Każdy człowiek ma własną,
niepowtarzalną historię, ponieważ nie ma na świecie dwóch takich
samych osób.
Różnimy się od siebie wyglądem bądź
innymi drobnymi szczegółami, ale jednak...
Bywa tak że czyjaś opowieść, jest
od początku do końca przesiąknięta bólem, żalem po prostu
cierpieniem. Bohaterzy tych opowiadań popadają w depresję,
anoreksję, bulimię, okaleczają się lub próbują popełnić
samobójstwo. Zaczynamy zastanawiać się wtedy, czy może ktoś
rzeczywiście przeżył to wszystko. Czy ta historia jest
autentyczna, czy tylko wymyślona przez autora jakiejś książki,
bądź opowiadania. Czy ktoś doznał w życiu tyle złego.
Jednak to zastaje tylko i wyłącznie
dla nas wielkim znakiem zapytania. Bo nie ma już następnej części,
kontynuacji, nowego rozdziału. Księga zostaje zamknięta raz na
zawsze i nikt nie ma klucza by ją otworzyć. Kończymy czytając bez
wyjaśnień. Autor nakłania nas do samodzielnego wymyślenia co
mogłoby się stać na samym końcu.
W innym przypadku wybacza się ludziom
ich złe uczynki, ponieważ nie mają wpływu na dalsze losu, życie
bohatera. Po całym źle które zostało wyrządzone, kończy się
ten czas, a zaczyna coś większego, wspaniałego.
Moje życie nigdy nie było bajką.
Ludzie uważali mnie za kogoś gorszego, rówieśnicy wyśmiewali,
nie miałem przyjaciół. Nie liczą dwóch osób które znałem od
dzieciństwa lecz w szkole trzymały się ode mnie z daleka. Nie
miałem im tego za złe, ponieważ byli bardzo lubiani, a ja
należałem do najmniej lubianej grupy w szkole. Sprawiało mi to
przykrość jednak żyłem dalej.
Po tych kilkunastu latach poniżeń
trafiłem na kogoś kto uczynił mnie najszczęśliwszym człowiekiem
na świecie.
Zaopiekował się mną i pokazał co to
prawdziwa miłość. Sprawił że uśmiech nie schodził z mojej
twarzy, bo sama jego obecność była czymś co uszczęśliwiało
mnie. Nie musiał dużo robić, wystarczył on.
Te niebieskie tęczówki wpatrujące
się we mnie z tak wielkim uczuciem, usta całujące mnie z tak
wielką czułością, ale przede wszystkim te oczy. Hipnotyzujące...
Po wyjeździe z Londynu, gdzie
odwiedziłem Louisa minęło kilka miesięcy nim znów zobaczyłem
mojego anioła. Lecz ten czas minął bardzo szybko, dzięki
codziennym rozmową telefonicznym i smsą. Bardzo pomagało mi to w
utrzymywaniu pozorów, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Żyłem ciesząc się wszystkim, co mnie otaczało. Było tak jakby
Lou był cały czas obok mnie. Nie czułem tej odległości między
nami. Zupełnie jakby dalej mieszkał w sąsiedztwie.
Dzień w którym wszystko zaczęło
znów nabierać dla mnie sensu pamiętam jakby był zaledwie wczoraj.
Od samego rana byłem ogromnie
podekscytowany. Krążyłem po pokoju wyczekując telefonu od Louisa.
Obiecał że zadzwoni tuż po zajęciach. Były moje urodziny i
jedynym prezentem który chciałem dostać było ponowne usłyszenie
jego głosu.
Jednak mijały sekundy, minuty,
godziny a on dalej nie dzwonił. Zacząłem się denerwować. Mój
cały entuzjazm momentalnie wyparował. Przesiedziałem cały dzień
na łóżku wpatrując się w ekran telefonu. Uzależniłem się od
tego przedmiotu w taki stopniu że wszędzie go ze sobą zabierałem
i praktycznie nie spuszczałem z niego wzroku. Czasem mnie to
przerażało, ale bałem się, że jeśli chociaż na chwilę odłożę
to urządzenia przegapię jakąkolwiek wiadomość od Louisa, bądź
połączenie od niego, a nie chciałbym stracić takiej szansy na
usłyszenie jego głosu.
Teraz wiem, że brzmi to co najmniej
jakbym był obłąkany, ale to po prostu miłość.
Robiło się coraz ciemniej na
dworze. Mój wzrok krążył od telefonu do okna i tak w kółko.
Chcąc chociaż na chwilę zająć
swój umysł czymś innym, zająłem się otwieraniem prezentów od
Kelly i ojca. Od mojej macochy dostałem uroczy sweter który pewnie
sama robiła zważając na to, że przez ostatni miesiąc na
moim laptopie oglądała nauki robienia na drutach. W poskładanym
starannie swetrze znalazłem kopertę z napisem „Na dobry początek.
Mam nadzieję że wam się przyda”, w środku był plik pieniędzy.
Oczy prawie wyskoczyły mi z orbit na ten widok i jeszcze te dwa
zdania nie dawały mi spokoju, bo nie wiedziałem, co znaczą. Jednak
później sam się przekonałem.
Mój ojciec jak zwykle postawił na
coś niezwykle prostego. Srebrny zegarek to zapewne dla niego
najlepszy prezent jaki mógł podarować 18-letniemu synowi na jego
urodziny. Zostawiłem to bez komentarza.
Zrezygnowany dalszym nie odzywaniem
się Louisa, poszedłem pod prysznic. Kiedy tak stałem pod ciepłym
strumieniem wody, usłyszałem odgłos otwieranych i zamykanych drzwi
. Przestraszyłem się, ponieważ pamiętałem, że zamknąłem
na klucz drzwi od mojego pokoju, więc to nie możliwe, by ktoś
przez nie wszedł. Zakręciłem kurki od wody. Ręcznik przewieszony
przez kabinę owinąłem sobie wokół pasa i powoli otwarłem drzwi
od prysznica.
Pierwsze co we mnie uderzyło to
zimne powietrze, dopiero gdy para zniknęła mi z oczu,
zarejestrowałem szczegóły jakie uległy zmianie . Drzwi od
łazienki były na oścież otwarte tak, że miałem widok na cały
pokój.
Zrobiłem kilka kroków w przód i
dopiero przystając przy futrynie drzwi dostrzegłem światło
dochodzące z garderoby. Powoli ostrożnie skierowałem się w tamtą
stronę, a moje serce momentalnie stanęło, widząc osobę powoli,
starannie pakującą moje rzeczy.
-Lou... - wyszeptałem cichutko,
jednak usłyszał mnie. Momentalnie przerwał wykonywaną czynność
i poderwał się na równe nogi.
-Niespodzianka ! - powiedział
wesołym tonem, uśmiechając się od ucha do ucha.
Nadal nie wierząc w to co widzę,
podszedłem szybko do niego zagarniając w mocnym uścisku.
Potrzebowałem poczuć jego ciepło, bliskość. Sms'y nigdy nie
zastąpią ci prawdziwej bliskości ukochanej osoby, nawet nie wiem
jak można się starać, ale takie związki nie mają dalekiej
przyszłości. Chociaż nasza miłość jest tak silna iż mogę
stwierdzić że przetrwa wszystko.
Spakowaliśmy wszystkie moje
najpotrzebniejsze rzeczy. Louis zniósł je po drabinie pod
ogrodzenie tak by żaden z domowników nikt nic nie zauważył. Kiedy
wrócił i już nie było więcej walizek do zniesienia, usiadł przy
mnie na fotelu i mocno do siebie przytulił.
-Jak myślisz co zrobi mój ojciec,
gdy się o wszystkim dowie ? - zapytałem przerywając ciszę.
-Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że
nie dam już nigdy więcej cie skrzywdzić, kochanie. Jesteś dla
mnie najważniejszy, powinieneś już to wiedzieć.
-Wiem Lou. - wyszeptałem mocniej
wtulając się w jego szyję na co cicho zachichotał. Zawsze mówił
że gdy to robię przypominam mu małego słodkiego kociaka. Wtedy
wybuchałem śmiechem, ale nie miałem nic przeciwko temu by tak
mówił, bo dopóki on nazywał mnie Swoim Kociakiem, chciałem dalej
żyć.
-Harry... - zaczął ale jakby wahał
się tego co chce powiedzieć, nie kontynuował. By dodać mu odwagi
pocałowałem go lekko w usta i posłałem uśmiech. - Heh...
Uwielbiam kiedy to robisz Hazz. Ale chciałem ci coś zaproponować...
- znowu przerwał jednak napotykając moje spojrzenie tym razem
ciągnął dalej. - Nie chciałbym cię do niczego zmuszać, ale może
napisałbyś list pożegnalny. Nie musisz pisać nic Kelly. Ona o
wszystkim wie Hazz.. ale może dla twojego ojca. Mimo wszystko to
twoja najbliższa rodzina. Pożegnaj się z nim.
Długo zastanawiałem się nad jego
słowami. Pod pewnym względem miał rację. Pomimo tego co mi zrobił
nie potrafiłem powiedzieć, że go nienawidzę. Zawsze był dla mnie
ważny, ale bolało mnie to jak ślepy i bezmyślny potrafi być.
Wtedy myślałem, że nigdy nie wybaczę mu jego czynów, że już
zawsze zostanie ten uraz. Dlatego w liście do niego zawarłem
cały ten ból który towarzyszył mi od samego początku gdy
odseparował mnie od mamy, aż po pobicie, upokorzenie i pozbawienie
szansy na spędzenie wspaniałych miesięcy z ukochanym. Przelałem
tam całą gorycz, wszystko co leżało mi na sercu i ten list
pewnie przypominał swoją długością opowiadanie, ale nie martwiło
mnie to, ponieważ tylko w tym liście odważyłem się przekazać to
wszystko czego bałem się wypowiedzieć na głos, mu prosto w twarz.
Wiem że gdybym to uczynił prawdopodobnie teraz leżałbym w
szpitalu w śpiączce. Sami wiecie dlaczego...
Gdy odjeżdżałem samochodem Louisa
spod jego domu, nie obejrzałem się za sobą. Mijaliśmy zabudowania
Doncaster a ja nie czułem nic. Nie czułem żalu że opuszczam te
miasto. Zdążyło się w nim tak wiele złego, że zamazywało
te dobre wspomnienia. Chciałem zacząć nowe życie zdała od ojca.
Dopiero kiedy minęliśmy ostatnie
domy znajdujące się na granicy miasta i mijając tablicę z nazwą
miasta, że od teraz zaczynam nowe życie.
Od tego wydarzenia minęły dwa lata.
Nie byłoby dnia w którym żałowałbym tego co się stało. Jeszcze
nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Skończyłem w końcu liceum,
poszedłem na studia, znalazłem pracę dorywczą tak by móc z
Louisem wspólnie opłacać rachunki. Louis zdobył stypendium i
został mu tylko rok studiów. Byłem z niego bardzo dumny. Był tak
zaradny wspaniały, optymistyczny i inteligentny. Kiedy miałem zły
dzień zawsze wiedział co zrobić żeby na mojej twarzy pojawił się
uśmiech.
Zdarzały się sprzeczki jak to w
każdym związku, bo nic nie jest idealne, ale zawsze znajdowaliśmy
złoty środek.
Teraz jednak było mi do śmiechu.
Minęły dwa lata a ja ani razu nie zobaczyłem się z ojcem. Żadnego
telefony, sms'a. Nic... Zupełnie jakby zapomniał że ma syna. Kiedy
rozmawiałem z Kelly mówiła że bardzo przeżył mój wyjazd.
Przestał praktycznie z kimkolwiek rozmawiać, bardzo zabolały go
moje słowa zawarte w liście. Wtedy miałem nadzieję że chociaż
trochę nim to potrząśnie. Zrozumie swoje błędy i znów będziemy
rodziną. Przeliczyłem się.
Staje teraz przed lustrem wpatrując
się w swoje odbicie. Poprawiam ostatni raz krawat tak, by wyglądać
przyzwoicie. Słyszę że ktoś trąbi pod domem. To pewnie Zayn,
zawsze był w gorącej wodzie kąpany i niecierpliwił się.
Po moim przyjeździe do Londynu długo
zbierałem się do rozmowy z nim. Jednak gdy już się zebrałem
długie godziny spędziliśmy wysłuchując siebie nawzajem.
Wybaczyłem mu wszystko co zrobił ale i jego poprosiłem o to by
darował mi te wszystkie niemiłe słowa które mimowolnie wypłynęły
wcześniej z moich ust. Przyznam się szczerze żałowałem, tego jak
go wcześniej potraktowałem.
Nagle poczułem czyjeś dłonie
oplatające mnie w pasie. Czyjeś ciało przysunęło się do mnie
tak że moje plecy dotykały ciepłego ciała. Spojrzałem w lustro
od razu uśmiechając się do odbicia.
Lou opierał brodę na moim ramieniu i
lekko przejeżdżał nosem po szyi.
-Jesteś gotowy skarbie ?
-Nie Louis. Nie jestem gotowy. -
przyznałem z powrotem przybierając smutny wyraz twarzy.
-Kochanie nie smuć się. Przecież nie
mogłeś temu zapobiec. To nie twoja wina.
-Nawet się z nim nie pożegnałem Lou.
Mam mu tak wiele do powiedzenia, ale już nigdy nie zdołam przekazać
mu odrobiny tego wszystkiego. To był mój ojciec kochałem go mimo
wszystko, a teraz mam jechać na jego pogrzeb i zobaczyć jak leży w
trumnie... Boje się Lou. - momentalnie łzy pojawiły się w moich
oczach, nie potrafiłem o tym nawet myśleć.
-Pamiętaj że zawsze będę przy tobie
kochanie. Cokolwiek by się działo, będę cie kochał do końca
swojego życia Harry.
Ja ciebie też kocham Boo. -
pocałowałem go czule w usta. - A teraz chodźmy bo Zayn zaraz
osiwieje. - wyszeptałem lekko się uśmiechając.
Życie nie jest proste, rzuca kłody
pod nogi, ale przecież ze wszystkim można sobie poradzić, jeśli
tylko się chce. Jeśli ma się wsparcie kogoś, kto pobudzi cię do
działania. To wyłącznie nasze decyzje, przemyślenia mogą zmienić
los nasz lub kogoś nam bliskiego. Czasami w dobrym, ale czasami w
złym kierunku.
Każdy w życiu popełnia błędy,
których później żałują. Nie wiem czy mój ojciec miał poczucie
winy Nie wiem nawet dlaczego popełnił samobójstwo. Nie zostawił
po sobie testamentu, listu niczego w czym mógłby przekazać nam
swoją ostatnią wolę lub przemyślenia. Cały majątek po ojcu
zostawiłem Kelly i mojemu malutkiemu braciszkowi. Uwielbiałem tego
malca i chciałem by dalej wychowywał się w domu, który jest
pewnie ostatnią pamiątką po jego ojcu.
Nie mógłbym mu tego odebrać. Poza
tym każdy powrót do Doncaster to fala wspomnień wracających jak
bumerang. Nie byłem pamiętliwy jednak to wwierciło się głęboko
w mój umysł i już nigdy pewnie nie miało wyjść z wnętrza mojej
głowy.
Ale czułem się szczęśliwy.
Przy Louisie odkryłem wszystko to
czego szukałem, potrzebowałem i chciałem mieć.
Dał mi więcej niż ktokolwiek inny i
za to będę mu wdzięczny do końca życia. Zamierzam aż do mojej
śmierci dawać mu to co najlepsze, dziękować i kochać. Bo dzięki
niemu żyje, chce żyć i będę żyć. Mój dom jest gdziekolwiek
jest i on. Na tym polega miłość i mam nadzieje, że większość z
was kiedyś jej doświadczy. Bo bez miłości nie da się żyć.
sobota, 20 kwietnia 2013
Rozdział 20
*Paczałkami
Harry'ego*
Londyn to
miasto w którym dorastałem, wychowywałem się, przeżywałem
pierwszą miłość, odnalazłem przyjaciół, chodziłem do szkoły.
Z tym miejscem wiązało się wiele miłych wspomnień, ale nie
zabrakło i tych złych. Jednak w tym momencie nie potrafiłem o tym
myśleć. Rozkoszowałem się wspomnieniami z poprzedniej nocy. Znów
odciąłem się od świata i skupiłem na jednej jedynej rzeczy, a
właściwie osobie.
Promienie
słoneczne przedostające się przez zasłony, padały na porcelanową
twarz Louisa. Jego skóra mieniła się jakby została wykonana z
wysokiej klasy diamentów. Badałem każdy centymetr jego twarzy.
Szukałem zmian jakie w nim zastąpiły od ostatniego spotkania.
Dopiero
teraz zauważyłem, że lekko podciął włosy. Nie zasłaniały mu
już połowy twarzy i grzywka nie wpadała do oczu. Najwidoczniej
schudł, ponieważ nie tylko jego ciało stało się bardziej drobne
i kruche, ale również twarz dostała ostrzejszych, bardziej męskich
rys.
Obserwowałem
jak jego usta wyginają się w delikatnych uśmiechu, gdy opuszkami
palców przejeżdżałem po jego nagiej klatce piersiowej. Od czasu
do czasu dało się usłyszeć ciche pomruki wydobywające się z
lekko rozchylonych, ponętnych warg. Doprowadzał mnie tym do
szaleństwa, od razu miałem ochotę wpić się w te malinowe usta i
miażdżyć je swoimi, ale nie chciałem go wybudzić ze snu. Tak
słodko i niewinnie wyglądał. Nie miałbym serca gdybym to uczynił.
Zamiast
tego, zacząłem wspominać to co zdarzyło się ostatniej nocy.
Znów
czułem jego gorące, rozpalone ciało pod sobą. Znów słyszałem
jęki i krzyki Louisa, kiedy prosił, wprost błagał bym wchodził w
niego mocniej. Czułem podniecenie tak wielkie jak nigdy dotąd.
Teraz gdy byłem już pewny swoich uczuć do tego chłopaka,
odczuwałem wszystko ze zdwojoną siłą. To nieopisane uczucie i
mówiąc, że było wspaniale obraził bym nie tylko siebie, ale i
Louisa.
Leżałem
tak długie godziny nie robiąc nic innego oprócz wpatrywania się w
niego. Mógłbym tak spędzić resztę życia, by tylko móc czuć
jego obecność przy sobie. Jednak nie chciałem tracić całego
dnia, a raczej kilku godzin, które zostały nam, by móc się sobą
nacieszyć. Przy nim każdy dzień, tydzień, miesiąc, rok był zbyt
krótki.
Zwlekłem
się z łóżka tak, by nie obudzić mojego skarba. Pozwoliłem sobie
pożyczyć świeżą parę bokserek i jedną z większych koszulek
Louisa. W ciągu tych ostatnich miesięcy zdecydowanie przerosłem
mojego chłopaka, co bardzo mi pasowało. Czułem się bardziej męski
i doroślejszy. Czułem, że mogę być dla niego oparciem, bo nie
tylko mój wygląd się zmienił, ale w głębi również
wydoroślałem. Z ponurego, nieśmiałego nastolatka, zrobił się
pewny siebie mężczyzna. Na dodatek w tym momencie nie mogący
przestać się uśmiechać, ponieważ po raz pierwszy od dawna czułem
się szczęśliwy i spełniony.
Pewnym
krokiem wstąpiłem do kuchni i w mgnieniu oka wychodziłem z niej z
tacą pełną naleśników i dwoma szklankami soku pomarańczowego.
Zawsze dobrze radziłem sobie w kuchni więc byłem pewien iż z
pewnością mu zasmakuje.
Wchodząc z
powrotem do sypialni miałem nadzieję, że Lou już nie śpi i po
prostu leży na łóżku, jednak moje ciche marzenia zostały
całkowicie przekreślone widząc obraz przed sobą. Mój chłopak
nie ruszył się ani o centymetr. Dalej leżał w promieniach słońca
i nie było po nim widać, by dobrowolnie miał się obudzić w
przeciągu następnych godzin. Musiałem więc zadziałać.
Odłożyłem
tacę na mały szafkę i położyłem się tuż obok Louisa.
Przybliżyłem twarz do jego ucha i cicho szeptałem:
-Lou... -
żadnej reakcji.
-Lou ,
kochanie. - znowu nic.
-Louis
wstawaj telefon dzwoni. - próbowałem podstępem lecz znów nic nie
zadziałało.
-LOU
WSTAWAJ DO JASNEJ CHOLERY! - wykrzyczałem wprost do jego ucha.
Natychmiast poderwał się z miejsca stając koło łóżka,
rozglądając się energicznie w każdą stronę. Zaśmiałem się w
duchu z tej sytuacji. Wyglądał przezabawnie w tej swojej niewiedzy.
Po chwili jakby dopiero dotarło do niego, co się wydarzyło, bo
zachichotał i usiadł z powrotem kogo mnie na łóżku.
-Zrobiłem
śniadanie, kochanie. - powiedziałem słodko stawiając tacę na
jego kolanach. - Pomyślałem, że sprawię ci tym przyjemność.
-Dziękuje,
ale to nie znaczy że musisz mi się drzeć do ucha, wariacie.
Jeszcze jest noc. Chciałem pospać.
-Ciebie do
reszty pogięło ? Jest już bardzo późno. Kelly przyjedzie po mnie
za niecałe cztery godziny, a ty uważasz, że jest jeszcze noc ?
-Ahh.. nie
wiedziałem. Przepraszam.
-Bądź już
cicho i wcinaj. - powiedziałem, wciskając jednego z naleśników do
jego buzi, gdy już próbował coś powiedzieć. - Smakuje ?
-Baldzo. -
opowiedział przeżuwając. Zaśmiałem się cicho i również
zacząłem jeść.
Godzinę
później oboje siedzieliśmy uśmiechnięci na kanapie inie
potrzebne były żadne słowa, chcieliśmy czuć po prostu swoją
obecność. Lecz po mojej głowie wciąż krążyła jedna myśl. Nie
mogłem się jej pozbyć. Za wszelką cenę próbowałem wyrzucić to
z umysłu, ale coś mnie hamowało. Czułem że uwolnię się od tego
jedynie wymawiając to na głos. Jednak bałem się reakcji. Bałem
się, że Lou źle mnie zrozumie. Chciałem spędzić z Louisem te
ostatnie chwile jednak miałem poczucie winy. Źle potraktowałem
Zayn'a. Chociaż ze względu na naszą przyjaźń, która trwała
tyle lat, powinienem dać mu dość do słowa. Jednak zachowałem się
jak cham. Wyrzuciłem go z domu, nie zważając nawet na łzy
spływające z jego oczu, Dotychczas nigdy nie widziałem Zayn'a w
takim stanie. Malik to typ Badboy'a, nie przejmował się tym co
mówią ludzie. Wychodził z założenia iż ci ludzie którzy się z
nim nie zgadzają nie są warci rozmawiania z nim. Wiem że to
dziwne, ale dzięki temu nastawieniu nigdy nie cierpiał. Ja wszystko
brałem do siebie, a on to co złe stawiał daleko od siebie. Był
moim wzorem, przyjacielem i wsparciem. Pomagał w ciężkich
chwilach, rozśmieszał, był jak brat, którego nigdy nie miałem.
Zrobił dla
mnie tyle w życiu iż zasłużył chociaż na wyjaśnienia swojego
zachowania.
Już
chciałem się odezwać jednak, ktoś mnie uprzedził:
-Hazz mam
na ciebie ochotę. - wymruczał Lou do mojego ucha. Chcąc się z nim
podroczyć, nawet nie spojrzałem w jego stronę i udawałem
niewzruszonego tymi słowami, lecz naprawdę wywołały ogromne
zamieszanie w mojej głowie.
-W jakim
sensie ?
-Ostatnia
noc to było...uhh... to było to. Na samo wspomnienie robi mi się
gorąco.
-Czyli
chcesz się poprzytulać ? - wciąż udawałem, że nie wiem, o co mu
chodzi.
-Proszę
nie karz mi tego mówić na głos. Wiesz o czym mówię.
-Nie mam
pojęcia kochanie. Naprowadź mnie na dobry szlak.
-Harry
proszę.
-Czyli
chcesz się przytulać i całować ?
-KURWA MAĆ
HARRY CHCĘ SIĘ Z TOBĄ KOCHAĆ TU I TERAZ I NIE ZNIOSĘ SPRZECIWU.
- podniósł głos, jednocześnie siadając na mnie okrakiem.
-Trzeba
było powiedzieć, że chcesz seksu.
-Jak tobie
te słowa przez usta tak łatwo przechodzą przez gardło ?
-Cóż
jestem bezwstydnikiem, po uszy zakochanym w swoim seksownym chłopaku
o imieniu Nick.
-Cooo ?
-Oj
przepraszam, pomylili mi się chłopacy. Miało być Louis.
-Teraz to
się doigrałeś. Nie będzie seksu. Wynocha !!
-Hahahaha...
daj spokój kotku. I tak wiem, że nie umiesz się na mnie gniewać.
- wymruczałem, przygryzając płatek jego ucha.
-To na mnie
nie działa. Możesz przestać, nie chce mieć ucha całego w ślinie.
-Niegrzeczny
kotek ! Trzeba cię nauczyć porządku. Musisz się słychać swojego
Pana. - popchnąłem go gwałtownie na kanapę.
Jednym
szarpnięciem odpiąłem jego koszulę, zrywając wszystkie guziki.
Zacząłem całować jego klatkę piersiową, językiem schodząc aż
do linii jego bokserek. Głośne jękniecie wydobyło się z jego
gardła, gdy odsunąłem twarz od jego skóry. Chciał więcej,
pragnął mnie, ale miałem ochotę się zabawić. Nie mogłem dać
się tak łatwo.
Dłońmi
jeździł po moich bokach, przyprawiając mnie o zawroty głowy.
Wiedział, że lubię gdy mnie dotyka. Jego aksamitna skóra zawsze
działała na mnie kojącą, ale teraz nie mógł przejąć kontroli.
Nie tym razem... Chwyciłem jego nadgarstki i trzymałem ponad jego
głową.
Wydał
pomruk niezadowolenia wywołując uśmiech na moich ustach. 'Tak
teraz to ja rządzę'.
Znów
zabrałem się za pieszczenie jego ciała. Co kilka centymetrów
zostawiałem czerwone ślady. Naznaczałem go, chciałem, by każdy
widział, że do kogoś należy. Jeszcze przyjdzie czas , by
wiedzieli kto konkretnie 'był posiadaczem' Louisa Tomlinsona.
Usiadłem
na nim okrakiem czując pod sobą jego nabrzmiałego członka.
Pomógłbym mu wyjść z tego stanu, jednak próbował mnie odrzucić
i zapłaci za swoje błędy(tak wiem jestem wredny).
Prawą
dłonią zacząłem odpinać zamek od spodni, aż pozbyłem się ich
całkowicie. Gładziłem lekko wierzch jego bokserek. Jęczał i
błagał bym się ich pozbył, ale zamiast tego wstałem z kanapy i
wolnym krokiem udałem się w stronę kuchni. Przekraczając próg
salonu ostatni raz obróciłem się w jego stronę. Gdybyście
widzieli wyraz jego twarzy. Heh...bezcenny. Szok, zdezorientowanie
zmieszane ze złością w czystej postaci.
Doszedłem
do kuchni wciąż czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony,
lecz mijały sekundy, minuty, a on nadal nie przychodził. Usiadłem
na blacie i spokojnie czekałem. Wziąłem jedno z jabłek leżących
w misce obok i wgryzłem się w nie, w tym czasie w końcu dobiegł
mnie ten długo wyczekiwany krzyk:
-HAROLD !!
GDZIE JESTEŚ SKURWIELU ?! - nie mogłem pohamować śmiechu na jego
wybuch. Jeszcze nigdy nie widziałem go zdenerwowanego. Przynajmniej
nie do tego stopnia by zaczął używać brzydkich słów. Już samo
to doprowadziło mnie do nie malej uciechy, lecz kiedy ukazał mi się
cały wściekły z potarganymi włosami, podartą koszulą i
rozpiętymi, ledwo wsuniętymi na nogi spodniami, wybuchnąłem.
Śmiałem się tak długo i tak głośno, aż zaczęło mi brakować
powietrza i zacząłem się krztusić.
Louis
najwidoczniej w tym czasie ochłonął, bo zbliżył się do mnie i
poklepał po plecach, widocznie próbując pomóc mi w złapaniu
oddechu. Po chwili gdy znów wrócił mi normalny spokojny oddech
spojrzałem na mojego chłopaka. Cała furia wyparowała z jego
twarzy. Teraz można było dostrzec tylko i wyłącznie żal i
możliwe, że zawstydzenie.
Siedział
na krześle przy niewielkim stoliczku. Zeskoczyłem czym prędzej z
blatu i usiadłem mu na kolanach.
Zachowywał
się jakby kompletnie nie zauważył mojego ruchu i nie poczuł mnie
na sobie. Dalej patrzył na swoje palce, unikając spojrzenia mi w
twarz.
Jedną rękę
zarzuciłem na jego szyję, lekko muskając jego skórę. Zawsze
lubił gdy dotykałem go w taki subtelny, czuły sposób. Mówił że
uspokaja się wtedy i jest mu lepiej.
Drugą zaś
głodziłem policzek Lou. Dobrze wiedziałem, że sprawiam mu tym
przyjemność. Wiedziałem również, że już się na mnie nie
gniewał, ponieważ po krótkim spojrzał tymi pięknymi oczami w
moje. Uśmiechnąłem się do niego jak najszerzej tylko potrafiłem.
Odwzajemnił gest i złożył krótkiego ale czułego całusa na
moich ustach.
-Pierwsza
kłótnia za nami. - wyszeptał.
-I oby
ostatnia.
*Parę
godzin później*
-Musicie
już jechać ? - spytał Lou łamiącym głosem ze łzami w oczach.
-Niestety
tak Louis. Jutro rano wraca tata Harry'ego, nie może zauważyć
naszej nieobecności. - odpowiedziała Kelly. Ja jedynie wpatrywałem
się w mojego skarba, hamując się przed rzuceniem na niego.
Wyglądało by to co najmniej komicznie, ale właśnie to co chciałem
teraz zrobić. Chwycić go i nie puszczać już nigdy.
- Dalej
chłopcy żegnajcie się i jedziemy. - pospieszała nas moja macocha.
-Kelly daj
nam 5 minut. Przyjdę do samochodu, przyrzekam nie ucieknę nigdzie.
-Ale tylko
5 minut, ani sekundy dłużej, inaczej tu przyjdę i wyciągnę cię
siłą.
-Dobrze.
-W takim
razie do zobaczenia Louis. Miło było cię znów zobaczyć.
-Mi ciebie
też. - odpowiedział grzecznie Lou przytulając Kell na pożegnanie.
Kiedy po
kilku sekundach zniknęła za drzwiami, a dźwięk szpilek ucichł,
między nami zapadła grobowa cisza, którą któryś z nas musiał
przerwać, mieliśmy naprawdę mało czasu.
-Będę
tęsknił. - wydusiłem płaczliwym głosem.
-Proszę
nie opuszczaj mnie. - Lou zakrył oczy dłońmi i zaniósł się
płaczem.
-Kochanie
spójrz na mnie. - odsunąłem jego ręce od twarzy i tym razem ja
uchwycilem ją w swoje. - Nie rozstajemy się na zawsze. Będziemy
mieli kontakt. Niedługo znów się spotkamy i wszystko się ułoży,
przyrzekam.
-Kocham
cię.
-Ohh.. Ja
ciebie też nie zapominaj o tym nigdy. - złożyłem ostatni tego
dnia czuły, delikatny pocałunek na jego ustach, przesiąknięty
smakiem naszych łez, wymieszanych ze sobą.
-A teraz
zamknij oczy. - nakazałem. - Odlicz do powoli do pięciu i dopiero
wtedy je otwórz.
Chwilę
zastanawiał się nad tym lecz uczynił, to o co go prosiłem. Zakrył
oczy i zaczął odliczanie.
W pośpiechu
zerwałem kurtkę z wieszaka i otwarłem drzwi. Odwróciłem się w
jego stronę.
-Do
widzenia Lou. Kocham cię. - wyszeptałem i wybiegłem ile sił w
nogach.
W drodze do
Doncaster nie odezwałem się ani słowem. Siedziałem skulony na
fotelu obok kierowcy z głową przyciśniętą do szyby i patrzyłem
pustym wzrokiem w przestrzeń. Łzy spływały mi po policzkach
nieustannie. Wspominałem, marzyłem, planowałem. Widziałem dzień,
ten cudowny dzień, w który po raz pierwszy spotkałem Louisa.
Później pierwsze wyznanie miłości, pocałunek... Chciałem by te
piękne chwile trwały wiecznie. Zawsze na drodze do szczęścia
staje nam jakaś przeszkoda. U mnie był nią ojciec, który powinien
kochać mimo wszystko swoje dziecko. Powinien akceptować moje wybory
i to w kim się zakochuję. Cały czas żyłem nadzieją, że to
tylko kolejny zły sen.
Droga
zajęła nam nieco ponad trzy godziny, lecz nie przejąłem się tym.
Zupełnie nie miało to dla mnie znaczenia. Wysiadając z auta
wziąłem telefon do ręki i pobiegłem w stronę domu. Wbiegłem po
schodach do pokoju i rzuciłem na łóżko.
Nie
zważając na wołania dochodzące z dołu domu, ani na nic innego,
wykręciłem numer Louisa w telefonie i wcisnąłem zieloną
słuchawkę.
-Halo ? -
usłyszałem ochrypnięty głos tuż po trzecim sygnale.
-Lou to ja.
Jestem już na miejscu. Jak się czujesz ?
-Tęsknie.
- usłyszałem jak zachłystuje się łzami następnie jedyny dźwięk,
który mnie doszedł to pikanie zakończonej rozmowy.
Teraz i ja
nie kryłem łez. Otworzyłem szablon nowej wiadomości i napisałem:
Kochanie,
Nie
płacz nie mogę znieść myśli, że cierpisz. Obiecuję wrócę do
ciebie i już nigdy nie wypuszczę cię ze swoich ramion.
Hazz
:*
Po
kilku minutach, gdy już prawie zasypiałem dostałem wiadomość.
Resztkami sił odczytałem, co było w niej zawarte.
Będę
silny dla ciebie i tylko dla ciebie. Jesteś sensem mojego istnienia.
Przysięgam
na wszystko, porwę cię stamtąd. Będziesz tylko mój, już ma
zawsze.
Twój
Lou.
środa, 20 marca 2013
Rozdział 19 cz. 2
*Paczałkami
Harry'ego*
Patrzyłem
z niedowierzaniem na osobę stojąca przede mną. Pierwsze co mną
owładnęło to zdziwienie, lecz kiedy tak przypatrywałem się w
ciszy osobie przede mną zacząłem odczuwać złość. Nieopisywalny
gniew. Coś co kryło się we mnie od dłuższego czasu, a czemu nie
pozwalałem wyjść z mojego wnętrza.
Jednak
widząc jego twarz, przypominając sobie zdarzenia sprzed kilku
miesięcy nie mogłem tego dłużej kryć.
Niby
wyglądał jak obraz skrajnej nędzy i rozpaczy, ale nie interesowało
mnie to. Ja też tak wyglądałem, o ile nie gorzej. To moje życie
zmarnował i to przez niego i Emmę na kilka miesięcy zatraciłem
się w cierpieniu, nie dostrzegając nic poza nim. Mogłem te
miesiące spędzać szczęśliwie
wraz z
osobą, którą kocham, ale nie. Musiało zostać mi to zabrane przez
niczego nieświadomych nastolatków. Nie widzę do dzisiaj sensu,
dlaczego mi to zrobili. Chyba już nigdy go nie poznam, ale to boli.
Wciąż boli świadomość iż moi najlepsi przyjaciele z dzieciństwa
zniszczyli mi życie, ponieważ mój chłopak uderzył Zayn'a. Stanął
w mojej obronie, nie mogąc patrzeć jak mnie krzywdzą, a oni
jeszcze dolali oliwy do ognia. Możliwe że zrobili to z nudów ?
Możliwe że chcieli się zabawić. Ale to nie są wytłumaczenia.
Zmienili moje życie w piekło. Zadali mi większy ból niż, ten
który zadawał mi ojciec. Bo w porównaniu do bólu psychicznego,
ból fizyczny był niczym.
-Lou
uszczypnij mnie, bo chyba mam zwidy ! - przemówiłem, tym samym
przerywając ciszę pomiędzy nami.
-Jak ty się
tu dostałeś ? Myślałem, że jesteś w Doncaster. Emma mówiła,
że...
-Zamknij
się ! Nie obchodzi mnie, co mówiła Emma i nie obchodzisz mnie ty.
A jeśli piśniesz komukolwiek choćby słówko, że jestem w
Londynie i to z Louisem, to obiecuję zemszczę się na tobie za to
wszystko, co przeżyłem przez ciebie i tę sukę. - wybuchnąłem
gniewem i przyrzekam, gdyby nie Lou i jego mocny uścisk na mojej
dłoni już dawno poszedłbym z pięściami na Zayn'a.
Widząc
coraz większe zszokowanie na jego twarzy, uśmiechnąłem się
zwycięsko. Teraz to ja byłem górą.
-Co się
tak patrzysz Zayn ? Zmieniłem się nieprawdaż ? Już nie jestem
taki słaby. To chyba nawet dzięki wam. Dzięki tobie i Emmie.
Musiałem zacząć walczyć, o to co dla mnie naprawdę ważne. -
kontynuowałem nie zamierzając tak szybko przestać. Chciałem
zakończyć to raz na zawsze i pokazać, że też 'mam jaja'. - I jak
widzisz wygrałem. A ciebie już nigdy nie chcę widzieć na oczy.
Skrzywdziłeś mnie tyle razy, że dziwie się, że jeszcze jestem na
tyle spokojny i nie walnąłem się prosto w twarz.
-Hazz, ty
nic nie rozumiesz. Ja wcale nie...- próbował się tłumaczyć, ale
byłem nieugięty.
-Przestań
! Nie chcę tego słuchać. Psujesz mi humor. Idź stąd i nie
wracaj. Nie wiem, po co w ogóle tu przyszedłeś, ale szczerze to
nie obchodzi mnie to. Ty mnie nie obchodzisz.
-Harry
jesteśmy przecież przyjaciółmi nie mów tak.
-Przyjaciółmi
? Kpisz sobie ze mnie ? Nie jesteśmy przyjaciółmi już od bardzo
dawna. Od kiedy sypiałeś z moją dziewczyną.
-Nie mów
tak. Nie wiesz jak było. Daj mi wytłumaczyć, a zobaczysz, że źle
mnie osądzasz. - próbował się mnie przekonać do rozmowy, lecz za
każdym razem mu przerywałem. Miałem kompletnie gdzieś to, co chce
mi powiedzieć, ponieważ byłem pewien że wymyśli kolejne
kłamstwo, by mnie omotać. Dlatego postanowiłem broić się przed
tym,
-Zayn idź
stąd. Nie będę z tobą rozmawiał. - oznajmiłem dobitnie.
-Proszę,
daj mi szanse. - widziałem ból w jego oczach. Lekko się szkliły
jakby miał wybuchnąć płaczem. Ciężko było znosić taki widok
mojego starego, dobrego przyjaciela i to spowodowane najwyraźniej
moimi słowami, ale ja też płakałem i to wiele więcej razy niż
on, dlatego nie czułem żalu lub poczucia winy, że doprowadziłem
go do takiego stanu.
-Niestety.
Miałeś wiele szans, ale je zmarnowałeś. Teraz jedyne, co możesz
to zapomnieć, że kiedykolwiek miałeś przyjaciela w Harry'm
Stylesie. Przykro mi, ale to moje ostatnie słowo. Żegnam Zayn. -
wypowiadając ostatnie słowo pociągnąłem Louisa za sobą do
mieszkania i zamknąłem drzwi na klucz. Przez wizjer zobaczyłem, że
Zayn wyciera rękawem kurki twarz i powoli opuszcza kamienice.
W tym
momencie poczułem wyrzuty sumienia. Może i próbowałem być twardy
jak on , ale nadal w środku byłem tym niebywale uczuciowym i
miękkim nastolatkiem z mnóstwem problemów i kompleksów.
Poczułem
silne ręce oplatające mnie w pasie. Momentalnie wtuliłem się w
ciepłe ciało Louisa i obróciłem twarzą do niego.
-Myślisz,
że dobrze zrobiłem ? - wyszeptałem patrząc prosto w
szaroniebieskie oczy szatyna.
-Nie mnie
to oceniać, Harry. Mogłeś dać mu szansę się wytłumaczyć, ale
nie kryję, że widząc go również miałem ochotę wtrącić coś
od siebie, albo po prostu mu przyłożyć w twarz. Jednak to jest
sprawa między wami. Już kiedyś się wtrąciłem i źle na tym
wyszliśmy oboje.
-Kocham cię
Lou. - złożyłem krótki, ale czuły pocałunek na jego wargach i
znów wróciłem do patrzenia w jego oczy. Były tak piękne, że
nie mogłem od nich oderwać wzroku.
-Ja ciebie
też Harreh, a teraz chyba powinniśmy.. - nie dane mu było
dokończyć, ponieważ dołączyła nas niespodziewanie kolejna
osoba.
-Kochani,
może zamiast się obściskiwać w holu, byście się przywitali ? -
oboje spojrzeliśmy w jednym momencie w stronę skąd wydobywał się
głos.
Co za
niezręczna sytuacja.
W drzwiach
do kuchni stała we własnej osobie moja mama, z ogromnym uśmiechem.
Oderwałem
się od Louisa i popędziłem w jej stronę. Przytuliłem ją do
siebie i okręciłem kilka razy w powietrzy.
-Mamuś,
nie wyobrażasz sobie jak bardzo za tobą tęskniłem. -
powiedziałem, stawiając ją z powrotem na podłogę i lekko od
siebie odsuwając.
-Ja też
tęskniłam maluchu. - dalej uśmiechając się, spojrzała na
Louisa, który stał troszeczkę zmieszany zaistniałą sytuacją. -
A ty Louis się nie przywitasz z przyszła teściową ? - słysząc
to pytanie niemal nie udusiłem się własną śliną. Lou wyglądał
na równie zaskoczonego, jednak powoli podszedł i przytulił moją
mamę.
-Witaj
Anne. Miło cię znowu widzieć. Wyglądasz jak zwykle nieziemsko.
-Nie
pochlebiaj mi tak, bo się zarumienię. Poza tym Harry może być
zazdrosny, prawda kochanie ?
-Mamo skąd
ty … ?
-Synku wiem
więcej niż ci się wydaje.
-Nie
powinnaś wiedzieć. Chciałem ci sam o tym powiedzieć.
-Haroldzie
Edwardzie Styles, powinieneś się cieszyć, że jeszcze na ciebie
nie nakrzyczałam za to, że ostatnia się dowiaduje, że mój syn
się zakochał. - powiedziała z udawaną złością, jednak ja
widziałem, że nie może pohamować uśmiechu, który sam cisnął
jej się na twarz. Byłem zdziwiony jej zachowanie,. Nie ukrywam, że
obawiałem się podobnej reakcji do mojego ojca, ale mama jak zwykle
zaskoczyła mnie na ogromny plus.
-Dobra nie
patrzcie się tak na mnie. Idźcie do salonu. Zrobię wam herbaty.
Kiedy
zniknęła za drzwiami kuchni, wymieniliśmy z Louisem zszokowane
spojrzenia. Oboje nie wiedzieliśmy, o co w tym wszystkim chodzi, ale
nie kryliśmy, że było nam to na rękę. Chociaż jeden problem z
głowy.
Ponownie
chwyciłem Lou za rękę i splotłem nasze palce ze sobą, kiedy
kierowałem nas w stronę salonu. Usiedliśmy koło siebie na
kanapie. Przysunąłem się do niego jak najbliżej i oparłem głowę
na jego ramieniu.
-Harry jak
myślisz skąd ona wie ? - zapytał Lou.
-Nie mam
pojęcia. Może od ojca, albo... Że też wcześniej na to nie
wpadłem. To musiał byś Zayn. Bo po co miałby tu przychodzić ?
-Też go
podejrzewam, ale teraz jest ważniejsza sprawa. Musisz powiedzieć
swojej mamie o ojcu.
-Nie zrobię
tego Lou. Nie mogę to się źle skończy, poza tym wiesz jak ona się
poczuje ?
-Jeśli ty
nie powiesz Hazz, ja to zrobię. Tak dalej być nie może. Własny
ojciec cię bije i maltretuje. Ja spokojnie nie mogę odwiedzić
rodziny, bo boję się, że gdy twój ojciec się o tym dowie znowu
wpadnie w szał i …
-Kto
wpadnie w szał ? - znów przerwała nam rozmowę mama, która akurat
przyszła uśmiechnięta, z tacą z napojami. Nic nie mówiąc,
podniosłem się z miejsca i odebrałem od niej tacę, stawiając na
stoliku.
Kiedy z
powrotem opadłem na kanapę czułem na sobie wzrok mamy siedzącej
naprzeciwko w skórzanym fotelu i Lou, który tym chciał mnie
nakłonić do wyjawienia wszystkiego rodzicielce.
Czułem
ogromną potrzebę powiedzenia jej o wszystkim. Chciałem, żeby
wiedziała. Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic, ale tak
sytuacja nie była taka prosta.
Jakbyście
się poczuli na jej miejscu, gdyby wasz syn oznajmił i że przez
ostatnie miesiące był bity przez ojca, nie mogącego uporać się z
jego odmiennością seksualną ?
Myślę, że
nie jedno z was po prostu by nie uwierzyło. Poza tym tak dawno jej
nie widziałem i nie chciałem psuć tej wspaniałej chwili, kiedy
jestem z dwoma najważniejszymi osobami w moim życiu.
-Kochanie,
dobrze się czujesz ? - z rozmyśleń wyrwał mnie szept Louisa do
mojego ucha.
-Tak jest
okej. Zamyśliłem się po prostu. - westchnąłem, odrzucając od
siebie zbędne myśli i podejmując decyzję.
-Jesteście
piękną parą chłopcy. Jak długo tak konkretnie jesteście razem ?
-Trzy
miesiące, dwa tygodnie i pięć dni. - powiedziałem dumny z tego iż
znam dokładną ilość zarówno miesięcy jak i dni. W odpowiedzi
dostałem czułego całusa w policzek i ogromny, szczery uśmiech od
Louisa.
-Haroldzie
jestem na ciebie naprawdę wściekła. Wytłumacz mi się
natychmiast, dlaczego nic nie pisnąłeś ?
-Bałem się
jak zareagujesz. Sam byłem lekko zagubiony. Musiałem sobie wszystko
poukładać, oswoić się z tym, że zakochałem się w chłopaku.
Sama rozumiesz.
-To nie
zmienia faktu iż matka powinna wiedzieć pierwsza. Domyślałam się
po ostatniej wizycie, że pomiędzy wami jest coś więcej, ale jak
głupia czekałam aż sam mi to oznajmisz.
-No już
dobrze nie gniewaj się. Przepraszam. - zachichotałem lekko z jej
przemowy. - Nie masz nic przeciwko temu, że jesteśmy razem ?
-Skarbie
kiedy na was patrze to widzę prawdziwą miłość. Nieważne że
oboje jesteście mężczyznami. Aż mi się ciepło na sercu robi
widząc jacy jesteście szczęśliwi. W jaki sposób patrzycie na
siebie. Jak mogłabym być przeciwna waszemu związkowi, kiedy po raz
pierwszy od dawna widzę mojego syna tak uśmiechniętego i
radosnego. To co was łączy jest wspaniałe. Ta więź jest ….
-Magiczna.
- dokończyliśmy z Louisem za nią, patrząc sobie w oczy z
uśmiechem.
-Dokładnie
chłopcy. To dobre określenie. A teraz powiedź mi Harry jak się
tutaj znalazłeś ? Bill z Kelly też przyjechali ? Czy może sam się
tu przetransportowałeś do Louisa ?
-Kell mnie
tu zabrała. To taka niespodzianka od niej. Długo się z Lou nie
widzieliśmy i chciała sprawić mi przyjemność. I jest mały
szczegół, o którym powinnaś wiedzieć.
-Tak ?
-Tata nic o
tym nie wie i przyrzeknij, że o niczym się nie dowie.
Widziałem
lekkie niezrozumienie na jej twarzy lecz ustąpiła. Jedynie pokiwała
głową na znak, że się zgadza.
Sięgnęliśmy
po szklanki z napojami i kontynuowaliśmy rozmowę już na luźniejsze
tematy niż mój związek z Louisem.
*Oczami
Louisa*
-Poczekaj
chwile. - poprosiła mama Harry'ego, gdy już miałem opuszczać jej
mieszkanie. Hazz schodził po schodach więc chciałem jak
najszybciej do niego dołączyć. Jednak byłem ciekawy, co też Anne
miała mi ważnego do przekazania, że nie odważyła się tego
uczynić przy moim chłopaku.
-Coś się
stało ? - spytałem widząc jej wahanie przed wypowiedzeniem
czegokolwiek.
-Myślę,
że powinniśmy się spotkać i porozmawiać. We dwoje. - podkreśliła
ostatnie słowa, patrząc na mnie zmartwionym i stanowczym wzrokiem.
- Podsłuchałam troszeczkę twojej rozmowy z Harry'm. Przyznam iż
się zaniepokoiłam, a wiem, że od mojego syna wyjaśnień nie
dostanę. Jednak mam nadzieję, że jesteś mądrzejszy i
rozsądniejszy, oraz nie chcesz podpaść teściowej.
-Może nie
powinienem, ale również uważam, że powinnaś wiedzieć.
Przyjdę...
-Louis ! -
dobiegł mnie krzyk zniecierpliwionego Harry'go, który przerwał mi
wypowiedź.
-Przyjdę
do ciebie, któregoś dnia. Obiecuję. Teraz muszę lecieć. Twój
syn jest bardzo zaborczy i upierdliwy. - zaśmiałem się.
-Zauważyłam.
A teraz zmykaj i pamiętaj o obietnicy. Trzymam cię za słowo. Pa.
-Do
zobaczenia. - odpowiedziałem i opuściłem kamienicę wraz z moim
chłopakiem, trzymając się za ręce jak najszczęśliwsza para na
świecie.
~Godzinę
później~
-Lou błagam
zrób mi herbatę. Umieram z zimna. - zajęczał Harry upadając na
moje łóżko, natychmiast oplatając się szczelnie kocem. Zaśmiałem
się z niego, ponieważ jedyne co było widoczne to burza , gęstych,
ciemnych loków.
-Już się
robi kochanie ! - odkrzyknąłem i już po chwili w dłoni dzierżyłem
dwa duże kubki z gorącą herbatą. Harry aż pisnął uradowany na
jej widok i wyrwał mi szklankę z ręki o mało się przy tym nie
oblewając wrzątkiem.
Tymczasem
zająłem miejsce obok niego i wepchnąłem się pod ciepły koc.
Czułem jak całe jego ciało drży z zimna. Na dworze wcale nie było
aż tak zimno jednak on trząsł się jak galareta. Czasem bawiła
mnie ta jego dziewczęca delikatność, ale przez większość czasu
wydawała mi się cholernie urocza. Objąłem go ramieniem i
przyciągnąłem do siebie, wtulił się we mnie i poczułem burzę
loków na mojej szyi, łaskoczących mnie niemiłosiernie. Wolną
dłonią zmierzwiłem mu tę czuprynę. Podniósł lekko głowę do
góry jak, by móc mi spojrzeć w twarz. Po chwili dopiero
zauważyłem, że nie ma już nic w dłoni i zmienia pozycję tak że
teraz siedział na mnie okrakiem i przyciągnął w mocnym uścisku.
Tak mocno mnie zdusił, że prawie udusiłem się nie mogąc nabrać
powietrza.
-Lou tak
bardzo się za tobą stęskniłem. - wyszeptał mi do ucha
przygryzając jego płatek.
-Głupolu
ja zdecydowanie bardziej tęskniłem.
-Nie wiesz
o czym mówisz. Nie wyobrażasz sobie, co bez ciebie przeżywałem.
Każdego dnia patrząc na przybywające siniaki, dokładnie
wiedziałem dlaczego się pojawiają. Przypominały mi, co działo
się przez ostatnie miesiące. Co spowodowało, że byłem
szczęśliwy, a później cierpiałem. Nie myśl sobie, że żałuję
tego, co między nami zaszło, bo to nie byłaby prawda. Nigdy nie
usłyszysz ode mnie tych słów. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu
spotkało. Tylko, że kiedy ty wróciłeś do rutyny, normalnego
życia, przyjaciół i szkoły, ja popadłem w totalny dół.
Straciłem nad sobą kontrolę. Sam zresztą widziałeś jej skutki.
Widząc te rany i wiedząc, że blizny zostaną już na zawsze czuję
ogromną złość. Na siebie samego, na ojca i nawet na ciebie. Tak
wiem, to nie w porządku, ponieważ nie miałeś wyboru musiałeś
wyjechać. Lecz bez ciebie moje życie znów straciło sens, a ja
posunąłem się do takich rzeczy, że aż wstyd się przyznać. A
wiesz co jest najgorsze ? - przerwał na chwilę widząc, że w po
moich policzkach strumieniem lecą łzy. Nie mogłem ich powstrzymać.
Wiedziałem, że wyjawia mi ważne rzeczy, że mi ufa i
prawdopodobnie jestem jedyną osobą , której to powiedział.
Lecz
wszystko, co do mnie docierało, raniło mnie. Czułem się jakbym
był jedynym złym elementem jego życia. Czułem jakbym wprowadził
w nie sam smutek i ból. To okropne uczucie. Raniły mnie jego słowa,
a jednocześnie dawały do myślenia. Brzmiało to zupełnie jak
pożegnanie, jakby zaraz miał powiedzieć 'Miło było ale się
skończyło, sory'. To chyba złamałoby mi serce i odbierało szansę
na szczęście w przyszłości. Bo szczerze ? Nie umiałem sobie
wyobrazić swojej przyszłości bez chłopaka o szmaragdowych,
głębokich i błyszczących tęczówkach, burzy kasztanowych loków
i malinowych ustach. O tak pięknym ciele, że nie jeden mężczyzna
mógłby pozazdrościć i co najważniejsze cudownym usposobieniu i
łagodnym charakterze.
Bo jaką
miałem mieć przyszłość bez miłości ? Umarłbym jako stary,
oschły i zrozpaczony dziadek.
Odpychałem
od siebie te myśli, lecz na próżno. One nawiedzały mnie
praktycznie każdej nocy, a tego dnia stało się tak również przez
słowa Harry'go.
-Lou nie
płacz, daj mi dokończyć. - moje rozmyślenia przerwał łagodny
głos Harry;go. - Na czym to skończyłem ? Aha.. Wiesz co jest
najgorsze w tej całej sprawie ? Że pomimo przeszkód ja za wszelką
cenę chce być z tobą. Kocham cię jak wariat i nie mogę przestać,
choć czasem chciałbym. Bez ciebie czuję, że nie ma części mnie
i umieram wewnętrznie bez drugiej połówki. Więc obiecaj mi jedno
LouLou. - nie mogąc wydobyć z siebie głowy jedynie skinąłem
głową. - Obiecaj, że już zawsze ze mną będziesz i mnie nie
zostawisz. Że przetrwamy jeszcze te kilka miesięcy, a gdy ukończę
te 18 lat przyjedziesz i zabierzesz mnie od ojca. Wyjedziemy z
Doncaster i zaczniemy żyć razem. Jako rodzina. Weźmiemy ślub,
możemy nawet zaadoptować dziecko. Ale chce żebyśmy nigdy,
przenigdy się już nie rozstawali.
-Przyrzekam.
- wyszeptałem, nadal nie mogąc powstrzymać łez, które z większą
siłą cisnęły mi się do oczu.
-Na zawsze
razem ?
-Na zawsze.
wtorek, 26 lutego 2013
Rozdział 19 cz. 1
Paczałkami Harrego*
Znów
czułem te siłę ! Chciałem dalej żyć, miałem dla kogo. Leżałem
w ramionach Louisa i czułem się taki ważny. Obejmował mnie i
całował po głowie tak jakbym był najwspanialszą osobą na
świecie.
Czułem tę
miłość i troskę od niego tryskającą i aż serce zaczynało mi
mocniej bić. Sam jego dotyk był dla mnie ukojeniem,wybawieniem z
tego mrocznego i złego świata. Będąc z nim nie musiałem się
niczym przejmować. Smutki odchodziły w niepamięć, czarne obrazy z
moich myśli wyparowywały, a ich miejsce zajmowały miłe
wspomnienia i radość. Nie myślałem już nad odebraniem sobie
życia. Byłoby to niedopuszczalne. Tyle mogłem jeszcze zobaczyć,
przeżyć. Było mi wstyd za swoje postępowanie, ale w tamtym
momencie nie myślałem racjonalnie. Liczyło się tylko to, by
poczuć inny ból niż ten po stracie Lou.
Było
minęło, nie chciałem o tym teraz myśleć. Teraz byłem naprawdę
szczęśliwy. Po co zaprzątać sobie głowę czymś kompletnie nie
ważnym ? - Nie mam pojęcia.
Moje
rozmyślania przerwało wibrowanie w kieszeni. Wyjąłem mój nowy,
sporych rozmiarów telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Dostałem
nową wiadomość. Zdziwiłem się ponieważ nikt nie miał tego
numeru. Nikt prócz Kell.
Od:Kelly
Do:Harry
Cześć
mały ! Udała się niespodzianka ? Mam nadzieję, że tak. Masz czas
do jutrzejszego południa. Wpadnę około 17. Nacieszcie się sobą,
ale pamiętaj bez głupot.
Pozdrów
Louisa. :*
Od razu na
mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Co to za kobieta.
Dokładnie wiedziała kto tu mieszka. To najwspanialszy prezent jaki
kiedykolwiek dostałem. Będę jej za to wdzięczny do końca życia.
Usłyszałem
cichy chichot Louisa i z zainteresowaniem podciągnąłem się na
łokciach, by zobaczyć co go tak rozśmieszyło.
Widząc
moje zdezorientowanie jeszcze bardziej pogłębił się jego uśmiech.
-O co
chodzi Lou ?
-Kochanie,
twoja macocha jest nieobliczalna.
-Tak, ale
gdyby nie ona nie byłoby mnie tutaj skarbie. - powiedziałem
odchylając głowę tak, by mieć lepszy widok na jego twarz.
Wpatrywaliśmy się sobie w oczy, aż Lou pochylił się i złożył
czuły pocałunek na moich wargach.
Znów
wtuliłem się w jego ciepłe ciało i powoli zamykałem oczy, kiedy
do mojej głowy wpadł pewien pomysł.
-Lou ? -
zacząłem.
-Tak Hazzuś
? - uśmiechnąłem się na użyte przez niego zdrobnienie.
-Przejdziemy
się ?
-A nie
wolałbyś zostać ?
-Przecież
tu wrócimy. Lou proszę. - zrobiłem oczy jak kotek ze Shreka.
Wiedziałem, że to zadziała. Jak to moja mama kiedyś ujęła:
„Harry, skarbie twoje oczy mogą zdziałać cuda”. I w tym
przypadku mama ani trochę się nie pomyliła. Oczywiście Lou uległ
i już po chwili całkowicie ubrani schodziliśmy po wąskich
schodach kamienicy.
Zimne
październikowe powietrze owiało nasze wygrzane ciała. Niebo
wskazywało iż była dość późna godzina. Słońce powoli chowało
się za horyzontem zostawiając nas i chcąc zagościć dopiero
następnego dnia, by nas ogrzać.
Krążyliśmy
z Lou uliczkami Londynu, bez żadnego wyznaczonego celu. Chcieliśmy
się po prostu nacieszyć swoją obecnością. Bez zbędnych słów
maszerowaliśmy przed siebie, nie zwracając uwagi na innych ludzi.
Oboje byliśmy pogrążeni we własnych myślach.
Nie wiem o
czym Lou tak rozmyślał, ale musiało być to coś przyjemnego
ponieważ uśmiech nie schodził mu z twarzy, a czasem nawet się
pogłębiał.
Obdarowywałem
go szybkimi spojrzeniami, tak by widzieć każdą różnicę w
wyrazie jego twarzy. Uwielbiałem obserwować te cudowne usta o
malinowym kolorze, wyginającym się w zniewalający uśmiech,
ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Kiedy podziwiałem jego
oczy sam pragnąłem mieć takie same. Ta ich głębia i ten kolor.
Zupełnie jak fala oceanu, tak czysta, nieskazitelna i przepiękna.
Policzki
jak zwykle lekko zarumienione i wachlarz rzęs, rzucających cień na
wyeksponowane kości policzkowe. Zapierało mi dech w piersiach.
Ja Harry
Styles, zwykły nastolatek, o niczym się nie wyróżniającej
urodzie i brakiem talentu do czegokolwiek, miałem chłopaka, o
którym niektóre dziewczyny mogą tylko pomarzyć. O dziwo ja go
zdobyłem. Kochałem go i on najwyraźniej mnie też. To cudowne.
Miałem na wyciągnięcie ręki mój największy skarb. Mojego
kochanego Louisa Tomlinsona, studenta pierwszego roku psychologi,
pochodzącego z pięknego miasta Doncaster, trzy godziny jazdy od
Londynu, mającego trzy siostry z czego jedna jest tak śliczną
dziewczyną, że nie raz przez okno widziałem jak grupka chłopaków
odprowadzała ją pod same drzwi domu.
No to
wspomnienie po raz kolejny wybuchnąłem głośnym śmiechem, robiąc
z siebie pajaca na ulicy. Przechodnie obracali się za mną, mierząc
wzrokiem, ale nie przejmowałem się nimi.
Szliśmy
dalej w milczeniu aż nogi same zaprowadziły nas pod wejście do
parku. Momentalnie wspomnienia związane z pewnym uroczym parkiem na
obrzeżach Doncaster wróciły. Poczułem przyjemne ciepło
rozchodzące się po moim ciele.
Szybko
chwyciłem dłoń Louisa splatając nasze palce razem i nie zważając
na dziwne spojrzenia przechodniów pociągnąłem go za sobą w
dobrze mi znane miejsce. W tym parku od teraz też będziemy swój
własny romantyczny zakątek.
*Oczami
Louisa*
Poczułem
czyjąś dłoń zaplatającą długie zimne palce razem z rozgrzanymi
moimi. Obróciłem głowę w tą stronę, zdając sobie sprawę, że
to Harry z wielkim uśmiechem na twarzy ciągnie mnie za sobą, do
nie znanego mi miejsca.
Od
dłuższego czasu mieszkałem w Londynie lecz to miasto było dla
mnie wciąż jedną wielką nieznaną. Znałem jedynie drogę do
centrum, do szkoły, domu i do sklepu. Raczej nigdzie nie
wychodziłem. Zawsze byłem pilnym uczniem więc bardzo przykładałem
się do nauki. Nie miałem czasu na pierdoły typu imprezy do rana i
popijanie. Bo co w tym niby takiego wspaniałego ? Po każdej
imprezie człowiek budzi się z ogromnym kacem i ledwo funkcjonuje.
Żenujące... Dlatego ja starałem się nie przebywać w żadnych
klubach ani innych takich miejscach. Wolałem spokojne zacisze mojego
mieszkania.
Każdego
wieczoru, kiedy byłem już solidnie przygotowany na zajęcia,
siadałem w wygodnym i miękkim fotelu w salonie, z kubkiem gorącego
mleka i tomikiem wierszy. Uwielbiałem napawać się ciszą. Rzadko
używałem telewizora. Wolałem się relaksować w inny sposób niż
oglądanie przygłupich seriali, nie mających żadnego mądrego
przesłania. Wiem to może dziwnie brzmieć, ale taka jest prawda.
Oczywiście nie uważam za idiotów ludzi oglądających telewizje, a
ja po prostu nie odczuwam takiej potrzeby z powodu moich własnych
zasad i przekonań.
Nagle
zatrzymaliśmy się. Rozejrzałem się dookoła i nie mogłem
uwierzyć własnym oczom. To miejsce było wspaniałe. Pełno barw,
takie radosne. Coś wspaniałego. Nie umywało się to oczywiście od
naszego tajemniczego zakątka w Doncaster, ale w każdym z miast
powinniśmy mieć swój kąt. Już wtedy wiedziałem, że po
wyjeździe Harrego będę tu stałym gościem.
-I jak ci
się podoba ? - zapytał Harry obejmując mnie ramieniem w wa pasie.
-Jest
cudownie. Skąd wziąłeś to miejsce ?
-Mama mnie
tu zabierała jak byłem młodszy. Goniliśmy się między drzewami i
… - przerwał najwyraźniej przez przypomnienie sobie chwil
spędzonych z mamą. Łączyła ich silna więź, bardzo tęsknił za
swoją mamą i myślę, że było mu ciężko mówiąc o niej
cokolwiek.
Jednak
inteligenty Mr. Tommo wpadł na pomysł.
Klepnąłem
Hazze w ramie, krzycząc „Berek” i zacząłem uciekać.
Byłem
niecałe 100 metrów od miejsca zastawienia Loczka,gdy poczułem jak
coś mnie przewraca i następnie przygniata do ziemi.
Otworzyłem
powoli oczy, otrząsając się z szoku i ujrzałem rozbawione,
iskrzące się tęczówki Harrego.
-Chciałeś
mnie pokonać Lou ? - pokręciłem twierdząco głową w odpowiedzi.
- Oj głuptasku mój kochany. Nie masz ze mną szans. - powiedział z
uśmiechem, odgarniając mi kilka niesfornych kosmyków z twarzy.
-Złaź ze
mnie grubasie. - powiedziałem udając złego i próbowałem zepchnąć
chłopaka z siebie, ale bez skutku.
-Jak ty
mnie nazwałeś ? - wysyczał gniewnie. - Ja jestem gruby ? Nie
daruje ci tego. Nie jestem wcale gruby. Jestem szczupły, a to że ty
jesteś idealny i masz te swoje ponętne kształty to już nie moja
wina. Mnie Bóg tak hojnie nie obdarował. - powiedział wstając ze
mnie, ale udało mi się w ostatniej chwili chwycić jego dłoń i
usadzić go sobie na kolanach.
Zdziwiony
popatrzył mi w twarz i widząc mój uśmiech rozluźnił się,
obracając tak, że siedzieliśmy twarzami do siebie.
-Uważasz,
że jestem idealny i mam ponętne kształty ? - wymruczałem mu do
ucha.
-Lou dobrze
wiesz, że tak uważam. Nie zawstydzaj mnie.
-Nie rumień
się jak panienka Styles. - zaśmiałem się z niego. - Ale wiesz nie
mogę się z tobą zgodzić, bo znam wiele lepszych ode mnie osób. A
jedna z nich wyróżnia się najbardziej.
-Kto to ? -
spytał wpatrując mi się głęboko w oczy.
-Ty
kochanie. Jeszcze nigdy nie spotkałem bardziej uroczego, kochanego,
słodkiego, mądrego, przystojnego i mega seksownego chłopaka. -
udało mi się dokończyć na jednym wdechu, a wiem że jest wiele
innych przymiotników mogących jeszcze opisać jego wspaniałość.
-Naprawdę
tak sądzisz czy chciałeś mi poprawić humor ?
-Oczywiście,
że tak sądzę. Hazz ty siebie nie doceniasz. Ale ja wiem jaki
jesteś. Każda dziewczyna praktycznie obraca się za tobą, gdy
idziemy po ulicy. Zwróciłeś uwagę również niejednego chłopaka.
I to nie byle jakiego. Uwierz w siebie.
-Kocham cię
Lou.
-Aww.. i
widzisz ? Jak można cię nie kochać ?
Złożyłem
długiego soczystego buziaka na jego ustach i powoli nakazałem
Stylesowi, by się podniósł. Chciałem ruszyć z miejsca i iść
dalej, ale Harry zatrzymał mnie w pół kroku.
-Coś się
stało ?
-Wiesz Lou
mam prośbę.
-Tak ?
-Poszlibyśmy
odwiedzić moją mamę ? To dla mnie bardzo ważne. Tak długo jej
nie widziałem. Stęskniłem się. - wyszeptał ze spuszczoną głową,
jakby bał się mnie o to prosić.
-Ależ
oczywiście. Tylko zaprowadź mnie do tego mieszkania, bo nie trafię.
I w ogóle chętnie zobaczę po raz kolejny Ann. Jest bardzo miła i
muszę przyznać, że bardzo ładna z niej kobieta.
-Coo ? To
już ja ci nie wystarczę ? Teraz do mojej mamy się dobierasz ? -
udawał zagniewanego.
-Harry nie
udawaj głupka. To nie moja liga. Poza tym ja wolę kędzierzawych,
zielonookich chłopaków.
-Mam
nadzieję. - chwycił moją dłoń i skierowaliśmy się w stronę
wyjścia z parku.
Znów
szliśmy zatłoczonymi chodnikami Londynu, tym razem jednak
trzymaliśmy się za ręce. Czułem się z tym świetnie. Nigdy nie
ukrywałem swojej orientacji i opinie innych na temat mojej osoby już
dawno zaczęły dla mnie cokolwiek znaczyć.
Po około
30 minutach marszu stanęliśmy w końcu pod drzwiami mieszkania
babci i mamy Harrego. Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechnął i
zapukał. Nie usłyszeliśmy żadnego wydobywającego się ze środka
głosu, ani innego dźwięku więc skierowaliśmy się w stronę
wyjścia lecz dobiegł nas odgłos otwierania zamka, a po chwili w
drzwiach ujrzeliśmy …
ciąg
dalszy nastąpi :D
niedziela, 24 lutego 2013
Rozdział 18
*Oczami
Louisa*
I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you smile.You've never loved your stomach or your thighs.The dimples in your back at the bottom of your spine.But I'll love them endlessly.
I won't let these little things slip out of my mouth.But if I do it's you, oh it's you they add up to.I'm in love with you and all these little things.
You can't go to bed without a cup of tea..And maybe that's the reason that you talk in your sleep.And all those conversations are the secrets that I keepThough it makes no sense to me.
I know you've never loved the sound of your voice on tape,You never want to know how much you weigh.You still have to squeeze into your jeans,But you're perfect to me.
I won't let these little things slip out of my mouth..But if it's true it's you, it's you they add up to.I'm in love with you and all these little things.
You'll never love yourself half as much as I love you.You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,Like I love you. Ooh..
I've just let these little things slip out of my mouth.'Cause it's you, oh it's you.. it's you they add up to.And I'm in love with you and all these little things.
I won't let these little things slip out of my mouth.But if it's true. it's you.. it's you they add up to.I'm in love with you. And all your little things.
Nigdy
nie zastanawiałem się nad swoją przyszłością. Żyłem chwilą,
napawając się młodością, nie patrząc przed siebie. Cieszyłem
się teraźniejszością, próbując zapomnieć o złych rzeczach,
które mi się przytrafiły. Byłem optymistą w każdym calu.
Wierzyłem jak głupi, że wszystko w życiu ma swoje szczęśliwe
zakończenie.
Całkowicie
zmieniłem swoje nastawienie do świata, otoczenia i życia, poznając
Harrego. Ten lokowaty chłopak wprowadził mnie w swoje życie.
Opowiedział historię jego dzieciństwa, dzielił się ze mną
uczuciami i wspomnieniami. Nie raz byłem świadkiem jego płaczu,
histerii, zmian nastroju lub napadów szału. Chociażby mały
drobiazg, źle wypowiedziane słowo sprawiały, że w jego
szmaragdowych oczach pojawiały się łzy, a twarz natychmiast
wykrzywiała się w cierpieniu. Taki delikatny.
Potrzebował
dużo uwagi i opieki, a zamiast tego w ciągu swojego
siedemnastoletniego życia doświadczył więcej bólu niż
ktokolwiek inny przez całe życie.
Przez
to jeszcze bardziej pragnąłem się do niego zbliżyć.
Chciałem
sprawić by na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech,
rozświetlający całe pomieszczenie. By ukazały się te dwa urocze
dołeczki, dzięki którym i na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
Po
prostu chciałem, by był szczęśliwy, bo kiedy on był ja również
czułem potrzebę, by żyć. Miałem dla kogo.
Zawsze
rozmyślałem nad takimi skrajnymi uczuciami jak ból, strach, żal i
cierpienie. Moje i Harrego życie było nimi aż nadto przesiąknięte,
jak zresztą prawie każdego nastolatka. Nie tylko my przeżyliśmy
zawody miłosne, rozstania rodziców. Jest wiele takich dzieciaków.
Nie jesteśmy jedyni. Nie jesteśmy wyjątkowi.
To
pewne, ale jest w nas coś czego inni mogą nigdy nie doświadczyć.
Oboje darzymy się tak ogromną miłością, że może to wzbudzić
zazdrość.
Zakochaliśmy
się w sobie od pierwszego wejrzenia. Mieliśmy wzloty i upadki, ale
wszystko to jakby wzmacniało nasz związek. Utwierdzało w fakcie,
że jest o co i że warto walczyć. Taka miłość jak nasza zdarza
się bardzo rzadko.
Te
wydarzenia ostatniego czasu zmusiły mnie do kolejnych przemyśleń.
A
mianowicie jak rozumieć słowo szczęście. Każdy
ma własną definicje tego słowa. Każdy odbiera je w inny sposób.
Według mnie to głębokie przekonanie, że jest się na dobrej
drodze do osiągnięcia tego, co się pragnie.
Moim
jedynym pragnieniem było zdobycie miłości swojego życia. Dopiero
po jej dostaniu mógłbym powiedzieć, że osiągnąłem pełnię
szczęścia.
W
czasie wakacji kilka razy twierdziłem i wypowiedziałem te słowa.
Przyznawałem się do tego, że po raz pierwszy od dawna jestem
szczęśliwy. Bo wtedy właśnie byłem. Miałem przy sobie
wspaniałego chłopaka, który patrzył we mnie jak w obrazek.
Każdego dnia wyjawiał mi jak bardzo mnie kocha, jak silnym uczuciem
mnie darzy. Ufał mi jak nikt inny wcześniej. Zdecydował się na
przeżycie ze mną swojego pierwszego razu, podkreślając, że
chciał to zrobić z najwspanialszą osobą na świecie. Czyli ze
mną.
Dzięki
niemu odżyłem.
Ale
nie wszystko trwa wiecznie. Wraz z upływem czasu wszystko co do tej
pory zbudowałem zostało mi zabrane. Musiałem się wyprowadzić
czym prędzej z rodzinnego miasta. Zostawiłem Harrego w Doncaster
wraz z częścią mojej duszy. Rozpadłem się na kawałki bez tego
chłopaka. Nie widziałem sensu życia, aż do teraz.
Siedziałem
spokojnie w salonie na kanapie przeglądając podręczniki. Za kilka
dni miałem mieć ważny egzamin z psychologi społeczeństwa.
Próbowałem skupić się nad treścią tego co czytałem, ale nic z
tego. Przez rozmowę telefoniczną z Harrym byłem zbyt rozkojarzony.
Mijały
sekundy, minuty, godziny, a ja dalej myślałem tylko o jednym.
Poddając
się w końcu, wstałem i udałem się do kuchni. Nalałem sobie soku
marchewkowego do szklanki i wypiłem dwa duże łyki. Rozkoszowanie
się tym pysznym smakiem, przerwał mi dzwonek do drzwi.
Nie
spodziewałem się gości. Nikt nigdy mnie nie odwiedzał. Mama
czasem wpadała sprawdzić jak się czuję i przywoziła mi różne
rzeczy z Doncaster tak bym mógł poczuć się jak w domu. To bardzo
miłe z jej strony, ale czasem przesadzała z nadopiekuńczością.
Pokierowałem
się w stronę drzwi. Chwilę mocowałem się z zamkiem, który jak
na złość nie chciał się otworzyć. W końcu po kilku próbach
otwarłem drzwi i aż wbetonowało mnie w podłogę.
Serce
zaczęło mocniej bić jakby zaraz miało wyskoczyć z mojego
wnętrza. Moje oczy momentalnie zaszkliły się, a szeroki uśmiech
zagościł na mojej twarzy.
To
było coś wspaniałego. Przede mną w całej okazałości stał
Harry. Ten piękny młody osobnik, który kilka miesięcy temu
zawrócił mi w głowie jak nikt inny wcześniej nie zdołał.
Rozkochał
mnie w sobie do obłędu. Przez niego nie przespałem całkowicie ani
jednej nocy, od rozstania. Wszystkie moje myśli krążyły wokół
jego osoby.
A
teraz, stał przede mną i z takim samym szokiem jak mój wpatrywał
się w moją twarz, jakby nie wierzył w to, co widzi.
Nie
mogłem wytrzymać tej ciszy, ani odległości która nas dzieliła.
Szybkim ruchem chwyciłem jego dłoń i wciągnąłem do mieszkania.
Zamknąłem kopniakiem drzwi. Przytuliłem z całej siły młodszego
chłopaka do siebie i pozwoliłem łzą wydostać się z moich oczu.
Ciekły ciurkiem po twarzy. Nie mogłem tego pohamować. Czułem, że
Harry też płacze. Moja koszulka była cała mokra od jego łez, ale
nie przeszkadzało mi to. W tym momencie liczyło się tylko to, że
trzymam cały sens mojego istnienia, w ramionach.
Po
pary minutach lub godzinach zdecydowałem się odezwać. Oderwałem
zapłakanego chłopaka od swojego ciała, na długość ramion tak,
by mieć lepszy widok na jego twarz. Była cała czerwona, ale
uśmiechnięta. Oczy miał opuchnięte od płaczu, ale nie wyrażały
smutku, raczej radość.
-Harry...Jak
ty się tu znalazłeś ? - zdołałem wydusić przez płacz.
-Lou
sam nie wiem. Długa historia, ale to nie jest teraz ważne. - znów
oplótł mnie ramionami, mocno przyciągając. - Tęskniłem za tobą.
- wyszeptał wprost do mojego ucha.
-Ja
za tobą też Harreh, nawet nie wiesz jak bardzo.
Teraz
to on pierwszy się ode mnie oderwał. Położył delikatnie rękę
na moim policzku, patrząc mi w oczy. Ja również wpatrywałem się
w zieleń jego oczu. Zawsze działały na mnie uspokajająco. Mógłbym
się w nie wpatrywać godzinami, tak jak zresztą w całego Harrego.
Kiedy już nasze twarze wróciły do normalnego stanu i nie
zapowiadało się na kolejną fazę łez, chwyciłem dłoń Harrego i
splotłem nasze palce razem. On jedynie spojrzał się na mnie z
uśmiechem i podążył za mną do mojego pokoju. Usiedliśmy na
małej kanapie pod ścianą. Mój pokój nie był dużych rozmiarów.
Jedyne co się tam mieściło to łóżko, szafa i ta mała kanapa.
Ale w zupełności mi to wystarczało.
Opadliśmy
oboje obok siebie. Hazz momentalnie wtulił się we mnie. Położył
głowę na mojej klatce piersiowej. Oplotłem go ramionami i mocno do
siebie przyciągnąłem.
Czułem
się jakbym śnił. To był piękny sen, jeden z najlepszych.
Uszczypnąłem delikatnie ramie, ale nie wybudziłem się. Czyli to
działo się na jawie. Jednak nie mam aż tak bujnej wyobraźni. To
fakt.
-Mam
ci tyle do powiedzenia Lou. Nawet nie wiem od czego zacząć. - Harry
przerwał cisze panującą od dłuższej chwili.
-To
mamy ten sam problem. Też chciałbym ci dużo powiedzieć, ale
zdecyduję się chyba na najważniejsze ze słów, które chodzą po
mojej głowie.
-Tak
? - zapytał zaciekawiony Harry podnosząc się ze mnie i wpatrując
mi się w oczy.
Wstałem
z kanapy, lekko zaskakując tym Harrego. Już po chwili trzymałem w
ręce moją starą gitarę. Usiadłem na brzegu łóżka i poklepałem
miejsce obok siebie.
Hazz
od razu wykonał moje polecenie i wyczekiwał na mój ruch, nie
spuszczając ze mnie swoich hipnotyzujących oczu.
-Napisałem
te piosenkę całkiem niedawno. Miałem nadzieję, że uda mi się
jeszcze kiedyś dla ciebie zagrać. Jest specjalnie dla ciebie,
napisana od serca.
-Proszę
zagraj, Lou.
Pokiwałem
głową i delikatnie przejechałem palcami po strunach. Rozkoszowałem
się ta melodią. Była taka delikatna, że aż chciało się ją
ciągnąć w nieskończoność. Byłem zadowolony ze swojego działa,
jak jeszcze nigdy z żadnego. Ale ta piosenka była wyjątkowa, bo
napisana dla wyjątkowej osoby. Zamknąłem oczy i jak najlepiej
potrafiłem zacząłem śpiewać:
Your
hand fits in mine like it's made just for me
But
bear this in mind it was meant to be.And
I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.And
it all makes sense to me.I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you smile.You've never loved your stomach or your thighs.The dimples in your back at the bottom of your spine.But I'll love them endlessly.
I won't let these little things slip out of my mouth.But if I do it's you, oh it's you they add up to.I'm in love with you and all these little things.
You can't go to bed without a cup of tea..And maybe that's the reason that you talk in your sleep.And all those conversations are the secrets that I keepThough it makes no sense to me.
I know you've never loved the sound of your voice on tape,You never want to know how much you weigh.You still have to squeeze into your jeans,But you're perfect to me.
I won't let these little things slip out of my mouth..But if it's true it's you, it's you they add up to.I'm in love with you and all these little things.
You'll never love yourself half as much as I love you.You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,Like I love you. Ooh..
I've just let these little things slip out of my mouth.'Cause it's you, oh it's you.. it's you they add up to.And I'm in love with you and all these little things.
I won't let these little things slip out of my mouth.But if it's true. it's you.. it's you they add up to.I'm in love with you. And all your little things.
Kiedy
skończyłem nagle poczułem, że nie trzymam już żadnego
przedmiotu w swojej dłoni. Otwarłem oczy i zobaczyłem zapłakaną
twarz Harrego tuż przy mojej.
Zbliżał
się powoli jakby, bał odrzucenia. Natychmiast przywarłem do jego
warg. Od dawna potrzebowałem tego zbliżenia. Ponownego poczucia
słodyczy jego ust. Całowaliśmy się z taką pasją i uczuciem jak
jeszcze nigdy. W tym momencie poczułem jaką ogromną miłością
naprawdę go darzę. To było nic w porównaniu do tego, co
podejrzewałem.
-To
było piękne Lou. Naprawdę, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak
teraz jestem szczęśliwy.
-Pisałem
całą noc muzykę i słowa do tej piosenki. Czułem, że muszę to
zrobić, by kiedyś podzielić się tym z tobą. Gdzieś w środku
zawsze miałem przeczucie, że mnie odnajdziesz.
-I oto
jestem. Nie wiem jakim cudem się tu znalazłem, ale najwidoczniej
los tak chciał. - powiedział Harry z uśmiechem, ale po chwili
spuścił głowę i spojrzał na swoje ręce.
-Coś
się stało Hazz ? - zapytałem zaniepokojony nagłą zmianą w
wyrazie jego twarzy.
-Muszę
ci o czymś powiedzie Louis. I nie wiem ja na to zareagujesz.
-Cały
czas będę przy tobie bez względu na to co powiesz. Więc nie bój
się. - próbowałem go zachęcić ale widziałem, że bardzo się
waha.
-Dobrze,
ale proszę nie oceniaj mnie i nie praw mi kazań. - nabrał
powietrza i kontynuował. - Po twoim wyjeździe było mi bardzo
ciężko. Ojciec mnie bił. W szkole wszyscy traktowali mnie jak
odmieńca. W sumie dalej mnie tak traktują. Nie dawałem sobie rady.
Tego wieczoru, kiedy do ciebie zadzwoniłem, przegiąłem. Nie mogłem
wytrzymać. To tak strasznie bolało, że nie mogłem cię dotknąć,
pocałować, powiedzieć jak bardzo cię kocham i tęsknię. I
wtedy... Przepraszam Lou. - łzy po raz kolejny dzisiaj pociekły z
jego oczu.
-Kochanie,
co się stało, błagam powiedź mi. - prosiłem, ale on dalej nie
przestawał płakać. Zobaczyłem jednak, że powoli podwija rękaw
bluzy do góry. Krzyczałem w myślach, żeby to nie było to, o czym
myślę, ale niestety już po chwili mogłem na własne oczy
zobaczyć, co bał mi się pokazać Styles.
-Przepraszam
Lou. Przepraszam, ja nie chciałem. To było pod wpływem emocji. Nie
panowałem nad sobą. Wiem, że jesteś teraz zawiedziony i masz mnie
za psychola, ale już nie wytrzymywałem. Tak cholernie cię kocham i
nie mogłem znieść myśli, że nie ma cię przy mnie. Przepraszam.
Popatrzyłem
chwilę na niego, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Co ja
miałem teraz zrobić ? Gdybym na niego nakrzyczał tylko pogorszył
bym całą sytuację. Znam Harrego i wiem jak bardzo by się przejął
falą krytyki ode mnie.
Wiec
zamiast niepotrzebnie na niego naskakiwać, złożyłem długi
pocałunek na jego ustach, by się uspokoił.
Podziałało,
przestał płakać zamiast tego wpatrywał się z zaskoczeniem w moje
oczy.
Leciutko
się do niego uśmiechnąłem i chwyciłem jego poraniony nadgarstek.
Podniosłem ku górze i na każdym z wielu nacięć złożyłem,
delikatny, czuły pocałunek. Tak jakbym chciał tym uleczyć te
rany. Chciałem swoją miłością sprawić, by każda z nich
zasklepiła się i już nigdy nie było po niej śladu, ale sam po
swoich doświadczeniach dobrze wiedziałem, że te ślady zostaną
już na zawsze.
-Obiecaj,
że już nigdy tego nie zrobisz. - poprosiłem kładąc się na
łóżku, otulając Harrego ramieniem i mocno przyciągając do
siebie.
-Obiecuję
Lou. Już nigdy nie zrobię sobie, krzywdy. Dla ciebie będę silny.
Ponieważ cie kocham.
-Ja
ciebie też Hazz. Dopiero teraz mając cię przy sobie zaznałem
pełni szczęścia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)