Wszytko ma kiedyś swój koniec,
ponieważ nic nie trwa wiecznie. Nie zawsze jest on dobry, ale nie
zawsze musi również być zły.
Każdy człowiek ma własną,
niepowtarzalną historię, ponieważ nie ma na świecie dwóch takich
samych osób.
Różnimy się od siebie wyglądem bądź
innymi drobnymi szczegółami, ale jednak...
Bywa tak że czyjaś opowieść, jest
od początku do końca przesiąknięta bólem, żalem po prostu
cierpieniem. Bohaterzy tych opowiadań popadają w depresję,
anoreksję, bulimię, okaleczają się lub próbują popełnić
samobójstwo. Zaczynamy zastanawiać się wtedy, czy może ktoś
rzeczywiście przeżył to wszystko. Czy ta historia jest
autentyczna, czy tylko wymyślona przez autora jakiejś książki,
bądź opowiadania. Czy ktoś doznał w życiu tyle złego.
Jednak to zastaje tylko i wyłącznie
dla nas wielkim znakiem zapytania. Bo nie ma już następnej części,
kontynuacji, nowego rozdziału. Księga zostaje zamknięta raz na
zawsze i nikt nie ma klucza by ją otworzyć. Kończymy czytając bez
wyjaśnień. Autor nakłania nas do samodzielnego wymyślenia co
mogłoby się stać na samym końcu.
W innym przypadku wybacza się ludziom
ich złe uczynki, ponieważ nie mają wpływu na dalsze losu, życie
bohatera. Po całym źle które zostało wyrządzone, kończy się
ten czas, a zaczyna coś większego, wspaniałego.
Moje życie nigdy nie było bajką.
Ludzie uważali mnie za kogoś gorszego, rówieśnicy wyśmiewali,
nie miałem przyjaciół. Nie liczą dwóch osób które znałem od
dzieciństwa lecz w szkole trzymały się ode mnie z daleka. Nie
miałem im tego za złe, ponieważ byli bardzo lubiani, a ja
należałem do najmniej lubianej grupy w szkole. Sprawiało mi to
przykrość jednak żyłem dalej.
Po tych kilkunastu latach poniżeń
trafiłem na kogoś kto uczynił mnie najszczęśliwszym człowiekiem
na świecie.
Zaopiekował się mną i pokazał co to
prawdziwa miłość. Sprawił że uśmiech nie schodził z mojej
twarzy, bo sama jego obecność była czymś co uszczęśliwiało
mnie. Nie musiał dużo robić, wystarczył on.
Te niebieskie tęczówki wpatrujące
się we mnie z tak wielkim uczuciem, usta całujące mnie z tak
wielką czułością, ale przede wszystkim te oczy. Hipnotyzujące...
Po wyjeździe z Londynu, gdzie
odwiedziłem Louisa minęło kilka miesięcy nim znów zobaczyłem
mojego anioła. Lecz ten czas minął bardzo szybko, dzięki
codziennym rozmową telefonicznym i smsą. Bardzo pomagało mi to w
utrzymywaniu pozorów, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Żyłem ciesząc się wszystkim, co mnie otaczało. Było tak jakby
Lou był cały czas obok mnie. Nie czułem tej odległości między
nami. Zupełnie jakby dalej mieszkał w sąsiedztwie.
Dzień w którym wszystko zaczęło
znów nabierać dla mnie sensu pamiętam jakby był zaledwie wczoraj.
Od samego rana byłem ogromnie
podekscytowany. Krążyłem po pokoju wyczekując telefonu od Louisa.
Obiecał że zadzwoni tuż po zajęciach. Były moje urodziny i
jedynym prezentem który chciałem dostać było ponowne usłyszenie
jego głosu.
Jednak mijały sekundy, minuty,
godziny a on dalej nie dzwonił. Zacząłem się denerwować. Mój
cały entuzjazm momentalnie wyparował. Przesiedziałem cały dzień
na łóżku wpatrując się w ekran telefonu. Uzależniłem się od
tego przedmiotu w taki stopniu że wszędzie go ze sobą zabierałem
i praktycznie nie spuszczałem z niego wzroku. Czasem mnie to
przerażało, ale bałem się, że jeśli chociaż na chwilę odłożę
to urządzenia przegapię jakąkolwiek wiadomość od Louisa, bądź
połączenie od niego, a nie chciałbym stracić takiej szansy na
usłyszenie jego głosu.
Teraz wiem, że brzmi to co najmniej
jakbym był obłąkany, ale to po prostu miłość.
Robiło się coraz ciemniej na
dworze. Mój wzrok krążył od telefonu do okna i tak w kółko.
Chcąc chociaż na chwilę zająć
swój umysł czymś innym, zająłem się otwieraniem prezentów od
Kelly i ojca. Od mojej macochy dostałem uroczy sweter który pewnie
sama robiła zważając na to, że przez ostatni miesiąc na
moim laptopie oglądała nauki robienia na drutach. W poskładanym
starannie swetrze znalazłem kopertę z napisem „Na dobry początek.
Mam nadzieję że wam się przyda”, w środku był plik pieniędzy.
Oczy prawie wyskoczyły mi z orbit na ten widok i jeszcze te dwa
zdania nie dawały mi spokoju, bo nie wiedziałem, co znaczą. Jednak
później sam się przekonałem.
Mój ojciec jak zwykle postawił na
coś niezwykle prostego. Srebrny zegarek to zapewne dla niego
najlepszy prezent jaki mógł podarować 18-letniemu synowi na jego
urodziny. Zostawiłem to bez komentarza.
Zrezygnowany dalszym nie odzywaniem
się Louisa, poszedłem pod prysznic. Kiedy tak stałem pod ciepłym
strumieniem wody, usłyszałem odgłos otwieranych i zamykanych drzwi
. Przestraszyłem się, ponieważ pamiętałem, że zamknąłem
na klucz drzwi od mojego pokoju, więc to nie możliwe, by ktoś
przez nie wszedł. Zakręciłem kurki od wody. Ręcznik przewieszony
przez kabinę owinąłem sobie wokół pasa i powoli otwarłem drzwi
od prysznica.
Pierwsze co we mnie uderzyło to
zimne powietrze, dopiero gdy para zniknęła mi z oczu,
zarejestrowałem szczegóły jakie uległy zmianie . Drzwi od
łazienki były na oścież otwarte tak, że miałem widok na cały
pokój.
Zrobiłem kilka kroków w przód i
dopiero przystając przy futrynie drzwi dostrzegłem światło
dochodzące z garderoby. Powoli ostrożnie skierowałem się w tamtą
stronę, a moje serce momentalnie stanęło, widząc osobę powoli,
starannie pakującą moje rzeczy.
-Lou... - wyszeptałem cichutko,
jednak usłyszał mnie. Momentalnie przerwał wykonywaną czynność
i poderwał się na równe nogi.
-Niespodzianka ! - powiedział
wesołym tonem, uśmiechając się od ucha do ucha.
Nadal nie wierząc w to co widzę,
podszedłem szybko do niego zagarniając w mocnym uścisku.
Potrzebowałem poczuć jego ciepło, bliskość. Sms'y nigdy nie
zastąpią ci prawdziwej bliskości ukochanej osoby, nawet nie wiem
jak można się starać, ale takie związki nie mają dalekiej
przyszłości. Chociaż nasza miłość jest tak silna iż mogę
stwierdzić że przetrwa wszystko.
Spakowaliśmy wszystkie moje
najpotrzebniejsze rzeczy. Louis zniósł je po drabinie pod
ogrodzenie tak by żaden z domowników nikt nic nie zauważył. Kiedy
wrócił i już nie było więcej walizek do zniesienia, usiadł przy
mnie na fotelu i mocno do siebie przytulił.
-Jak myślisz co zrobi mój ojciec,
gdy się o wszystkim dowie ? - zapytałem przerywając ciszę.
-Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że
nie dam już nigdy więcej cie skrzywdzić, kochanie. Jesteś dla
mnie najważniejszy, powinieneś już to wiedzieć.
-Wiem Lou. - wyszeptałem mocniej
wtulając się w jego szyję na co cicho zachichotał. Zawsze mówił
że gdy to robię przypominam mu małego słodkiego kociaka. Wtedy
wybuchałem śmiechem, ale nie miałem nic przeciwko temu by tak
mówił, bo dopóki on nazywał mnie Swoim Kociakiem, chciałem dalej
żyć.
-Harry... - zaczął ale jakby wahał
się tego co chce powiedzieć, nie kontynuował. By dodać mu odwagi
pocałowałem go lekko w usta i posłałem uśmiech. - Heh...
Uwielbiam kiedy to robisz Hazz. Ale chciałem ci coś zaproponować...
- znowu przerwał jednak napotykając moje spojrzenie tym razem
ciągnął dalej. - Nie chciałbym cię do niczego zmuszać, ale może
napisałbyś list pożegnalny. Nie musisz pisać nic Kelly. Ona o
wszystkim wie Hazz.. ale może dla twojego ojca. Mimo wszystko to
twoja najbliższa rodzina. Pożegnaj się z nim.
Długo zastanawiałem się nad jego
słowami. Pod pewnym względem miał rację. Pomimo tego co mi zrobił
nie potrafiłem powiedzieć, że go nienawidzę. Zawsze był dla mnie
ważny, ale bolało mnie to jak ślepy i bezmyślny potrafi być.
Wtedy myślałem, że nigdy nie wybaczę mu jego czynów, że już
zawsze zostanie ten uraz. Dlatego w liście do niego zawarłem
cały ten ból który towarzyszył mi od samego początku gdy
odseparował mnie od mamy, aż po pobicie, upokorzenie i pozbawienie
szansy na spędzenie wspaniałych miesięcy z ukochanym. Przelałem
tam całą gorycz, wszystko co leżało mi na sercu i ten list
pewnie przypominał swoją długością opowiadanie, ale nie martwiło
mnie to, ponieważ tylko w tym liście odważyłem się przekazać to
wszystko czego bałem się wypowiedzieć na głos, mu prosto w twarz.
Wiem że gdybym to uczynił prawdopodobnie teraz leżałbym w
szpitalu w śpiączce. Sami wiecie dlaczego...
Gdy odjeżdżałem samochodem Louisa
spod jego domu, nie obejrzałem się za sobą. Mijaliśmy zabudowania
Doncaster a ja nie czułem nic. Nie czułem żalu że opuszczam te
miasto. Zdążyło się w nim tak wiele złego, że zamazywało
te dobre wspomnienia. Chciałem zacząć nowe życie zdała od ojca.
Dopiero kiedy minęliśmy ostatnie
domy znajdujące się na granicy miasta i mijając tablicę z nazwą
miasta, że od teraz zaczynam nowe życie.
Od tego wydarzenia minęły dwa lata.
Nie byłoby dnia w którym żałowałbym tego co się stało. Jeszcze
nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Skończyłem w końcu liceum,
poszedłem na studia, znalazłem pracę dorywczą tak by móc z
Louisem wspólnie opłacać rachunki. Louis zdobył stypendium i
został mu tylko rok studiów. Byłem z niego bardzo dumny. Był tak
zaradny wspaniały, optymistyczny i inteligentny. Kiedy miałem zły
dzień zawsze wiedział co zrobić żeby na mojej twarzy pojawił się
uśmiech.
Zdarzały się sprzeczki jak to w
każdym związku, bo nic nie jest idealne, ale zawsze znajdowaliśmy
złoty środek.
Teraz jednak było mi do śmiechu.
Minęły dwa lata a ja ani razu nie zobaczyłem się z ojcem. Żadnego
telefony, sms'a. Nic... Zupełnie jakby zapomniał że ma syna. Kiedy
rozmawiałem z Kelly mówiła że bardzo przeżył mój wyjazd.
Przestał praktycznie z kimkolwiek rozmawiać, bardzo zabolały go
moje słowa zawarte w liście. Wtedy miałem nadzieję że chociaż
trochę nim to potrząśnie. Zrozumie swoje błędy i znów będziemy
rodziną. Przeliczyłem się.
Staje teraz przed lustrem wpatrując
się w swoje odbicie. Poprawiam ostatni raz krawat tak, by wyglądać
przyzwoicie. Słyszę że ktoś trąbi pod domem. To pewnie Zayn,
zawsze był w gorącej wodzie kąpany i niecierpliwił się.
Po moim przyjeździe do Londynu długo
zbierałem się do rozmowy z nim. Jednak gdy już się zebrałem
długie godziny spędziliśmy wysłuchując siebie nawzajem.
Wybaczyłem mu wszystko co zrobił ale i jego poprosiłem o to by
darował mi te wszystkie niemiłe słowa które mimowolnie wypłynęły
wcześniej z moich ust. Przyznam się szczerze żałowałem, tego jak
go wcześniej potraktowałem.
Nagle poczułem czyjeś dłonie
oplatające mnie w pasie. Czyjeś ciało przysunęło się do mnie
tak że moje plecy dotykały ciepłego ciała. Spojrzałem w lustro
od razu uśmiechając się do odbicia.
Lou opierał brodę na moim ramieniu i
lekko przejeżdżał nosem po szyi.
-Jesteś gotowy skarbie ?
-Nie Louis. Nie jestem gotowy. -
przyznałem z powrotem przybierając smutny wyraz twarzy.
-Kochanie nie smuć się. Przecież nie
mogłeś temu zapobiec. To nie twoja wina.
-Nawet się z nim nie pożegnałem Lou.
Mam mu tak wiele do powiedzenia, ale już nigdy nie zdołam przekazać
mu odrobiny tego wszystkiego. To był mój ojciec kochałem go mimo
wszystko, a teraz mam jechać na jego pogrzeb i zobaczyć jak leży w
trumnie... Boje się Lou. - momentalnie łzy pojawiły się w moich
oczach, nie potrafiłem o tym nawet myśleć.
-Pamiętaj że zawsze będę przy tobie
kochanie. Cokolwiek by się działo, będę cie kochał do końca
swojego życia Harry.
Ja ciebie też kocham Boo. -
pocałowałem go czule w usta. - A teraz chodźmy bo Zayn zaraz
osiwieje. - wyszeptałem lekko się uśmiechając.
Życie nie jest proste, rzuca kłody
pod nogi, ale przecież ze wszystkim można sobie poradzić, jeśli
tylko się chce. Jeśli ma się wsparcie kogoś, kto pobudzi cię do
działania. To wyłącznie nasze decyzje, przemyślenia mogą zmienić
los nasz lub kogoś nam bliskiego. Czasami w dobrym, ale czasami w
złym kierunku.
Każdy w życiu popełnia błędy,
których później żałują. Nie wiem czy mój ojciec miał poczucie
winy Nie wiem nawet dlaczego popełnił samobójstwo. Nie zostawił
po sobie testamentu, listu niczego w czym mógłby przekazać nam
swoją ostatnią wolę lub przemyślenia. Cały majątek po ojcu
zostawiłem Kelly i mojemu malutkiemu braciszkowi. Uwielbiałem tego
malca i chciałem by dalej wychowywał się w domu, który jest
pewnie ostatnią pamiątką po jego ojcu.
Nie mógłbym mu tego odebrać. Poza
tym każdy powrót do Doncaster to fala wspomnień wracających jak
bumerang. Nie byłem pamiętliwy jednak to wwierciło się głęboko
w mój umysł i już nigdy pewnie nie miało wyjść z wnętrza mojej
głowy.
Ale czułem się szczęśliwy.
Przy Louisie odkryłem wszystko to
czego szukałem, potrzebowałem i chciałem mieć.
Dał mi więcej niż ktokolwiek inny i
za to będę mu wdzięczny do końca życia. Zamierzam aż do mojej
śmierci dawać mu to co najlepsze, dziękować i kochać. Bo dzięki
niemu żyje, chce żyć i będę żyć. Mój dom jest gdziekolwiek
jest i on. Na tym polega miłość i mam nadzieje, że większość z
was kiedyś jej doświadczy. Bo bez miłości nie da się żyć.