*Paczałkami
Harry'ego*
Londyn to
miasto w którym dorastałem, wychowywałem się, przeżywałem
pierwszą miłość, odnalazłem przyjaciół, chodziłem do szkoły.
Z tym miejscem wiązało się wiele miłych wspomnień, ale nie
zabrakło i tych złych. Jednak w tym momencie nie potrafiłem o tym
myśleć. Rozkoszowałem się wspomnieniami z poprzedniej nocy. Znów
odciąłem się od świata i skupiłem na jednej jedynej rzeczy, a
właściwie osobie.
Promienie
słoneczne przedostające się przez zasłony, padały na porcelanową
twarz Louisa. Jego skóra mieniła się jakby została wykonana z
wysokiej klasy diamentów. Badałem każdy centymetr jego twarzy.
Szukałem zmian jakie w nim zastąpiły od ostatniego spotkania.
Dopiero
teraz zauważyłem, że lekko podciął włosy. Nie zasłaniały mu
już połowy twarzy i grzywka nie wpadała do oczu. Najwidoczniej
schudł, ponieważ nie tylko jego ciało stało się bardziej drobne
i kruche, ale również twarz dostała ostrzejszych, bardziej męskich
rys.
Obserwowałem
jak jego usta wyginają się w delikatnych uśmiechu, gdy opuszkami
palców przejeżdżałem po jego nagiej klatce piersiowej. Od czasu
do czasu dało się usłyszeć ciche pomruki wydobywające się z
lekko rozchylonych, ponętnych warg. Doprowadzał mnie tym do
szaleństwa, od razu miałem ochotę wpić się w te malinowe usta i
miażdżyć je swoimi, ale nie chciałem go wybudzić ze snu. Tak
słodko i niewinnie wyglądał. Nie miałbym serca gdybym to uczynił.
Zamiast
tego, zacząłem wspominać to co zdarzyło się ostatniej nocy.
Znów
czułem jego gorące, rozpalone ciało pod sobą. Znów słyszałem
jęki i krzyki Louisa, kiedy prosił, wprost błagał bym wchodził w
niego mocniej. Czułem podniecenie tak wielkie jak nigdy dotąd.
Teraz gdy byłem już pewny swoich uczuć do tego chłopaka,
odczuwałem wszystko ze zdwojoną siłą. To nieopisane uczucie i
mówiąc, że było wspaniale obraził bym nie tylko siebie, ale i
Louisa.
Leżałem
tak długie godziny nie robiąc nic innego oprócz wpatrywania się w
niego. Mógłbym tak spędzić resztę życia, by tylko móc czuć
jego obecność przy sobie. Jednak nie chciałem tracić całego
dnia, a raczej kilku godzin, które zostały nam, by móc się sobą
nacieszyć. Przy nim każdy dzień, tydzień, miesiąc, rok był zbyt
krótki.
Zwlekłem
się z łóżka tak, by nie obudzić mojego skarba. Pozwoliłem sobie
pożyczyć świeżą parę bokserek i jedną z większych koszulek
Louisa. W ciągu tych ostatnich miesięcy zdecydowanie przerosłem
mojego chłopaka, co bardzo mi pasowało. Czułem się bardziej męski
i doroślejszy. Czułem, że mogę być dla niego oparciem, bo nie
tylko mój wygląd się zmienił, ale w głębi również
wydoroślałem. Z ponurego, nieśmiałego nastolatka, zrobił się
pewny siebie mężczyzna. Na dodatek w tym momencie nie mogący
przestać się uśmiechać, ponieważ po raz pierwszy od dawna czułem
się szczęśliwy i spełniony.
Pewnym
krokiem wstąpiłem do kuchni i w mgnieniu oka wychodziłem z niej z
tacą pełną naleśników i dwoma szklankami soku pomarańczowego.
Zawsze dobrze radziłem sobie w kuchni więc byłem pewien iż z
pewnością mu zasmakuje.
Wchodząc z
powrotem do sypialni miałem nadzieję, że Lou już nie śpi i po
prostu leży na łóżku, jednak moje ciche marzenia zostały
całkowicie przekreślone widząc obraz przed sobą. Mój chłopak
nie ruszył się ani o centymetr. Dalej leżał w promieniach słońca
i nie było po nim widać, by dobrowolnie miał się obudzić w
przeciągu następnych godzin. Musiałem więc zadziałać.
Odłożyłem
tacę na mały szafkę i położyłem się tuż obok Louisa.
Przybliżyłem twarz do jego ucha i cicho szeptałem:
-Lou... -
żadnej reakcji.
-Lou ,
kochanie. - znowu nic.
-Louis
wstawaj telefon dzwoni. - próbowałem podstępem lecz znów nic nie
zadziałało.
-LOU
WSTAWAJ DO JASNEJ CHOLERY! - wykrzyczałem wprost do jego ucha.
Natychmiast poderwał się z miejsca stając koło łóżka,
rozglądając się energicznie w każdą stronę. Zaśmiałem się w
duchu z tej sytuacji. Wyglądał przezabawnie w tej swojej niewiedzy.
Po chwili jakby dopiero dotarło do niego, co się wydarzyło, bo
zachichotał i usiadł z powrotem kogo mnie na łóżku.
-Zrobiłem
śniadanie, kochanie. - powiedziałem słodko stawiając tacę na
jego kolanach. - Pomyślałem, że sprawię ci tym przyjemność.
-Dziękuje,
ale to nie znaczy że musisz mi się drzeć do ucha, wariacie.
Jeszcze jest noc. Chciałem pospać.
-Ciebie do
reszty pogięło ? Jest już bardzo późno. Kelly przyjedzie po mnie
za niecałe cztery godziny, a ty uważasz, że jest jeszcze noc ?
-Ahh.. nie
wiedziałem. Przepraszam.
-Bądź już
cicho i wcinaj. - powiedziałem, wciskając jednego z naleśników do
jego buzi, gdy już próbował coś powiedzieć. - Smakuje ?
-Baldzo. -
opowiedział przeżuwając. Zaśmiałem się cicho i również
zacząłem jeść.
Godzinę
później oboje siedzieliśmy uśmiechnięci na kanapie inie
potrzebne były żadne słowa, chcieliśmy czuć po prostu swoją
obecność. Lecz po mojej głowie wciąż krążyła jedna myśl. Nie
mogłem się jej pozbyć. Za wszelką cenę próbowałem wyrzucić to
z umysłu, ale coś mnie hamowało. Czułem że uwolnię się od tego
jedynie wymawiając to na głos. Jednak bałem się reakcji. Bałem
się, że Lou źle mnie zrozumie. Chciałem spędzić z Louisem te
ostatnie chwile jednak miałem poczucie winy. Źle potraktowałem
Zayn'a. Chociaż ze względu na naszą przyjaźń, która trwała
tyle lat, powinienem dać mu dość do słowa. Jednak zachowałem się
jak cham. Wyrzuciłem go z domu, nie zważając nawet na łzy
spływające z jego oczu, Dotychczas nigdy nie widziałem Zayn'a w
takim stanie. Malik to typ Badboy'a, nie przejmował się tym co
mówią ludzie. Wychodził z założenia iż ci ludzie którzy się z
nim nie zgadzają nie są warci rozmawiania z nim. Wiem że to
dziwne, ale dzięki temu nastawieniu nigdy nie cierpiał. Ja wszystko
brałem do siebie, a on to co złe stawiał daleko od siebie. Był
moim wzorem, przyjacielem i wsparciem. Pomagał w ciężkich
chwilach, rozśmieszał, był jak brat, którego nigdy nie miałem.
Zrobił dla
mnie tyle w życiu iż zasłużył chociaż na wyjaśnienia swojego
zachowania.
Już
chciałem się odezwać jednak, ktoś mnie uprzedził:
-Hazz mam
na ciebie ochotę. - wymruczał Lou do mojego ucha. Chcąc się z nim
podroczyć, nawet nie spojrzałem w jego stronę i udawałem
niewzruszonego tymi słowami, lecz naprawdę wywołały ogromne
zamieszanie w mojej głowie.
-W jakim
sensie ?
-Ostatnia
noc to było...uhh... to było to. Na samo wspomnienie robi mi się
gorąco.
-Czyli
chcesz się poprzytulać ? - wciąż udawałem, że nie wiem, o co mu
chodzi.
-Proszę
nie karz mi tego mówić na głos. Wiesz o czym mówię.
-Nie mam
pojęcia kochanie. Naprowadź mnie na dobry szlak.
-Harry
proszę.
-Czyli
chcesz się przytulać i całować ?
-KURWA MAĆ
HARRY CHCĘ SIĘ Z TOBĄ KOCHAĆ TU I TERAZ I NIE ZNIOSĘ SPRZECIWU.
- podniósł głos, jednocześnie siadając na mnie okrakiem.
-Trzeba
było powiedzieć, że chcesz seksu.
-Jak tobie
te słowa przez usta tak łatwo przechodzą przez gardło ?
-Cóż
jestem bezwstydnikiem, po uszy zakochanym w swoim seksownym chłopaku
o imieniu Nick.
-Cooo ?
-Oj
przepraszam, pomylili mi się chłopacy. Miało być Louis.
-Teraz to
się doigrałeś. Nie będzie seksu. Wynocha !!
-Hahahaha...
daj spokój kotku. I tak wiem, że nie umiesz się na mnie gniewać.
- wymruczałem, przygryzając płatek jego ucha.
-To na mnie
nie działa. Możesz przestać, nie chce mieć ucha całego w ślinie.
-Niegrzeczny
kotek ! Trzeba cię nauczyć porządku. Musisz się słychać swojego
Pana. - popchnąłem go gwałtownie na kanapę.
Jednym
szarpnięciem odpiąłem jego koszulę, zrywając wszystkie guziki.
Zacząłem całować jego klatkę piersiową, językiem schodząc aż
do linii jego bokserek. Głośne jękniecie wydobyło się z jego
gardła, gdy odsunąłem twarz od jego skóry. Chciał więcej,
pragnął mnie, ale miałem ochotę się zabawić. Nie mogłem dać
się tak łatwo.
Dłońmi
jeździł po moich bokach, przyprawiając mnie o zawroty głowy.
Wiedział, że lubię gdy mnie dotyka. Jego aksamitna skóra zawsze
działała na mnie kojącą, ale teraz nie mógł przejąć kontroli.
Nie tym razem... Chwyciłem jego nadgarstki i trzymałem ponad jego
głową.
Wydał
pomruk niezadowolenia wywołując uśmiech na moich ustach. 'Tak
teraz to ja rządzę'.
Znów
zabrałem się za pieszczenie jego ciała. Co kilka centymetrów
zostawiałem czerwone ślady. Naznaczałem go, chciałem, by każdy
widział, że do kogoś należy. Jeszcze przyjdzie czas , by
wiedzieli kto konkretnie 'był posiadaczem' Louisa Tomlinsona.
Usiadłem
na nim okrakiem czując pod sobą jego nabrzmiałego członka.
Pomógłbym mu wyjść z tego stanu, jednak próbował mnie odrzucić
i zapłaci za swoje błędy(tak wiem jestem wredny).
Prawą
dłonią zacząłem odpinać zamek od spodni, aż pozbyłem się ich
całkowicie. Gładziłem lekko wierzch jego bokserek. Jęczał i
błagał bym się ich pozbył, ale zamiast tego wstałem z kanapy i
wolnym krokiem udałem się w stronę kuchni. Przekraczając próg
salonu ostatni raz obróciłem się w jego stronę. Gdybyście
widzieli wyraz jego twarzy. Heh...bezcenny. Szok, zdezorientowanie
zmieszane ze złością w czystej postaci.
Doszedłem
do kuchni wciąż czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony,
lecz mijały sekundy, minuty, a on nadal nie przychodził. Usiadłem
na blacie i spokojnie czekałem. Wziąłem jedno z jabłek leżących
w misce obok i wgryzłem się w nie, w tym czasie w końcu dobiegł
mnie ten długo wyczekiwany krzyk:
-HAROLD !!
GDZIE JESTEŚ SKURWIELU ?! - nie mogłem pohamować śmiechu na jego
wybuch. Jeszcze nigdy nie widziałem go zdenerwowanego. Przynajmniej
nie do tego stopnia by zaczął używać brzydkich słów. Już samo
to doprowadziło mnie do nie malej uciechy, lecz kiedy ukazał mi się
cały wściekły z potarganymi włosami, podartą koszulą i
rozpiętymi, ledwo wsuniętymi na nogi spodniami, wybuchnąłem.
Śmiałem się tak długo i tak głośno, aż zaczęło mi brakować
powietrza i zacząłem się krztusić.
Louis
najwidoczniej w tym czasie ochłonął, bo zbliżył się do mnie i
poklepał po plecach, widocznie próbując pomóc mi w złapaniu
oddechu. Po chwili gdy znów wrócił mi normalny spokojny oddech
spojrzałem na mojego chłopaka. Cała furia wyparowała z jego
twarzy. Teraz można było dostrzec tylko i wyłącznie żal i
możliwe, że zawstydzenie.
Siedział
na krześle przy niewielkim stoliczku. Zeskoczyłem czym prędzej z
blatu i usiadłem mu na kolanach.
Zachowywał
się jakby kompletnie nie zauważył mojego ruchu i nie poczuł mnie
na sobie. Dalej patrzył na swoje palce, unikając spojrzenia mi w
twarz.
Jedną rękę
zarzuciłem na jego szyję, lekko muskając jego skórę. Zawsze
lubił gdy dotykałem go w taki subtelny, czuły sposób. Mówił że
uspokaja się wtedy i jest mu lepiej.
Drugą zaś
głodziłem policzek Lou. Dobrze wiedziałem, że sprawiam mu tym
przyjemność. Wiedziałem również, że już się na mnie nie
gniewał, ponieważ po krótkim spojrzał tymi pięknymi oczami w
moje. Uśmiechnąłem się do niego jak najszerzej tylko potrafiłem.
Odwzajemnił gest i złożył krótkiego ale czułego całusa na
moich ustach.
-Pierwsza
kłótnia za nami. - wyszeptał.
-I oby
ostatnia.
*Parę
godzin później*
-Musicie
już jechać ? - spytał Lou łamiącym głosem ze łzami w oczach.
-Niestety
tak Louis. Jutro rano wraca tata Harry'ego, nie może zauważyć
naszej nieobecności. - odpowiedziała Kelly. Ja jedynie wpatrywałem
się w mojego skarba, hamując się przed rzuceniem na niego.
Wyglądało by to co najmniej komicznie, ale właśnie to co chciałem
teraz zrobić. Chwycić go i nie puszczać już nigdy.
- Dalej
chłopcy żegnajcie się i jedziemy. - pospieszała nas moja macocha.
-Kelly daj
nam 5 minut. Przyjdę do samochodu, przyrzekam nie ucieknę nigdzie.
-Ale tylko
5 minut, ani sekundy dłużej, inaczej tu przyjdę i wyciągnę cię
siłą.
-Dobrze.
-W takim
razie do zobaczenia Louis. Miło było cię znów zobaczyć.
-Mi ciebie
też. - odpowiedział grzecznie Lou przytulając Kell na pożegnanie.
Kiedy po
kilku sekundach zniknęła za drzwiami, a dźwięk szpilek ucichł,
między nami zapadła grobowa cisza, którą któryś z nas musiał
przerwać, mieliśmy naprawdę mało czasu.
-Będę
tęsknił. - wydusiłem płaczliwym głosem.
-Proszę
nie opuszczaj mnie. - Lou zakrył oczy dłońmi i zaniósł się
płaczem.
-Kochanie
spójrz na mnie. - odsunąłem jego ręce od twarzy i tym razem ja
uchwycilem ją w swoje. - Nie rozstajemy się na zawsze. Będziemy
mieli kontakt. Niedługo znów się spotkamy i wszystko się ułoży,
przyrzekam.
-Kocham
cię.
-Ohh.. Ja
ciebie też nie zapominaj o tym nigdy. - złożyłem ostatni tego
dnia czuły, delikatny pocałunek na jego ustach, przesiąknięty
smakiem naszych łez, wymieszanych ze sobą.
-A teraz
zamknij oczy. - nakazałem. - Odlicz do powoli do pięciu i dopiero
wtedy je otwórz.
Chwilę
zastanawiał się nad tym lecz uczynił, to o co go prosiłem. Zakrył
oczy i zaczął odliczanie.
W pośpiechu
zerwałem kurtkę z wieszaka i otwarłem drzwi. Odwróciłem się w
jego stronę.
-Do
widzenia Lou. Kocham cię. - wyszeptałem i wybiegłem ile sił w
nogach.
W drodze do
Doncaster nie odezwałem się ani słowem. Siedziałem skulony na
fotelu obok kierowcy z głową przyciśniętą do szyby i patrzyłem
pustym wzrokiem w przestrzeń. Łzy spływały mi po policzkach
nieustannie. Wspominałem, marzyłem, planowałem. Widziałem dzień,
ten cudowny dzień, w który po raz pierwszy spotkałem Louisa.
Później pierwsze wyznanie miłości, pocałunek... Chciałem by te
piękne chwile trwały wiecznie. Zawsze na drodze do szczęścia
staje nam jakaś przeszkoda. U mnie był nią ojciec, który powinien
kochać mimo wszystko swoje dziecko. Powinien akceptować moje wybory
i to w kim się zakochuję. Cały czas żyłem nadzieją, że to
tylko kolejny zły sen.
Droga
zajęła nam nieco ponad trzy godziny, lecz nie przejąłem się tym.
Zupełnie nie miało to dla mnie znaczenia. Wysiadając z auta
wziąłem telefon do ręki i pobiegłem w stronę domu. Wbiegłem po
schodach do pokoju i rzuciłem na łóżko.
Nie
zważając na wołania dochodzące z dołu domu, ani na nic innego,
wykręciłem numer Louisa w telefonie i wcisnąłem zieloną
słuchawkę.
-Halo ? -
usłyszałem ochrypnięty głos tuż po trzecim sygnale.
-Lou to ja.
Jestem już na miejscu. Jak się czujesz ?
-Tęsknie.
- usłyszałem jak zachłystuje się łzami następnie jedyny dźwięk,
który mnie doszedł to pikanie zakończonej rozmowy.
Teraz i ja
nie kryłem łez. Otworzyłem szablon nowej wiadomości i napisałem:
Kochanie,
Nie
płacz nie mogę znieść myśli, że cierpisz. Obiecuję wrócę do
ciebie i już nigdy nie wypuszczę cię ze swoich ramion.
Hazz
:*
Po
kilku minutach, gdy już prawie zasypiałem dostałem wiadomość.
Resztkami sił odczytałem, co było w niej zawarte.
Będę
silny dla ciebie i tylko dla ciebie. Jesteś sensem mojego istnienia.
Przysięgam
na wszystko, porwę cię stamtąd. Będziesz tylko mój, już ma
zawsze.
Twój
Lou.